Czy judaizm jest rasą? Spytaj Izraelczyków
Zvi Bar’el – 26.12.2010
„Powinni zostać postawieni przed sądem. Podburzanie jest
zbrodnią. Gdyby rabini nawołujący do zamordowania Rabina
zostali oskarżeni, moglibyśmy dziś nie stawać w obliczu tej
sytuacji”, powiedział profesor prawa, miły człowiek, który
piastował niegdyś wysokie stanowisko w Wojskowym Korpusie
Prokuratora Generalnego Izraelskich Sił Obronnych. Jego
postawa jest logiczna i dobrze uargumentowana. Tego wieczora
po naszym spotkaniu wysłał mi link do filmu na youtube z
demonstracji. „Co myślisz teraz?”, zapytał. Sprzeczaliśmy
się co do tego, czy prawo tworzy normy czy odzwierciedla
normy już ustanowione. Innymi słowy, czy izraelski rasizm
może być wyeliminowany poprzez prawo, proces i karę, czy
jest on już częścią izraelskiej tożsamości.
Niedawne demonstracje w Bat Yam, Dzielnicy Tel Avivu Hatikva
i na Placu Syjonu w Jerozolimie pokazały różnorodną
zbieraninę paradoksalnych partnerów w rasistowskich
przekonaniach: ultra-ortodoksyjnych rabinów i „liberalnych”
rabinów stojących razem przeciwko wynajmowi i sprzedaży
mieszkań Arabom; ludzi klasy pracującej żądających, by
deportować obcokrajowców; członków klasy średniej, którzy
„obawiają się o dobro naszych córek” i męskich szowinistów
niosących znaki mówiące „Żydowskie kobiety dla żydowskich
mężczyzn”. To demograficzne zbiorowisko nakłada na prawo
niemożliwy ciężar: Użycie prawnych środków, by zdusić ten
trend byłoby równoznaczne z postawieniem izraelskiej
tożsamości przed sąd.
Od jakiegoś czasu manifestacje izraelskiej czystości nie są
wyłączną domeną rabinów, którzy służą boskiej woli. Te
demonstracje formułują i wyrażają coś ważnego w izraelskiej
tożsamości. „My” Izraelczycy jesteśmy tym wszystkim, czym
„oni” nie są. Bycie Izraelczykiem nie jest dłużej definicją
terytorialną czy religijną, nawet nie definicją narodową
spoczywającą na fundamentach religijnych. Państwo izraelskie
może być bardziej żydowskie niż demokratyczne, lecz bycie
Izraelczykiem oznacza przynależność do oddzielnej rasy,
która tak się składa, jest również żydowska; rasa izraelska
jest tym, co się liczy.
Argument ekonomiczny – że cudzoziemcy zabierają Izraelczykom
pracę – jest pretekstem. Nawet jeśli nie byłoby bezrobocia,
Izraelczycy nie kochaliby Arabów, Sudańczyków czy innych
obcokrajowców. Nawet gdyby służba wojskowa była ochotnicza,
Haredim uważani byliby za obcych, reprezentantów innej
kultury i nie Izraelczyków. Nawet gdyby był pokój między
Izraelem i państwami arabskimi, izraelska tożsamość nadal
byłaby owinięta w strach.
Izraelska rasa definiuje swoją tożsamość jako syjonizm. Jak
się wydaje, składają się na nią religia, terytorium,
nacjonalizm i marzenie. Jednakże wszystkie te komponenty są
produktem ideologii. Religia nie jest ani wiarą w Boga ani
tym, co jest napisane w Pismach Świętych, ale raczej religią
zdefiniowaną przez państwo Izrael. Z tej przyczyny na
przykład judaizm reformowany jest odrzucany. Terytorium nie
jest ani tym, co zostało uznane przez ONZ, ani tym, co
zostało obiecane żydom jako dom narodowy, ani schronieniem
przed antysemityzmem. Raczej, jest to nie posiadające granic
bezładne skupisko wysyłające satelity do ziemi innego narodu
i odmawiające ograniczenia się do zdefiniowanego narodowego
kontenera. Terytorium przypisane tej izraelskiej tożsamości
jest dla niej za małe. Państwo jest tylko początkiem ery
zbawienia, a nie jej zwieńczeniem.
Izraelski nacjonalizm nie toleruje innych narracji i opiera
się na strachu przed zewnętrznym zagrożeniem. Marzenie – a
jest to trik promujący jedność – odnosi się do pokoju i
narodowej solidarności. Ktokolwiek nie jest pogodzony z tą
masą składników, nie jest Izraelczykiem. Każdy z niebieską
izraelską kartą identyfikacyjną, którą wymachuje krzycząc
„naród Izraela żyje” oraz „nie mam innej ziemi”, musi zdać
test wstępu. Jeśli nie zda testu, będzie uważany za
„Rosjanina”, „Etiopczyka” lub „Amerykanina”, czy oczywiście
Araba lub Sudańczyka.
Ten test przynależności nie jest zaszyfrowany w żadnym
prawie a egzaminatorzy zmieniają miejsca, od Bat Yam do
Safed po Kiryat Arba. Są uprawnieni, by odrzeć z izraelskiej
tożsamości nawet tych, którzy ją posiedli poprzez urodzenie,
prawo do powrotu, służbę wojskową lub naturalizację. Mają
moc decydowania, kto jest syjonistą a kto nim nie jest. Są
wszędzie: w apartamencie po drugiej stronie korytarza, przy
biurku obok, w supermarkecie czy przy rządowym stole. Czy
powinni zostać osądzeni? Nie podburzają, ustanawiają normy,
definiują, kto jest prawdziwym Izraelczykiem.
http://www.haaretz.com/print-edition/opinion/is-judaism-a-race-ask-israelis-1.332977