Z „Żydowskich dziejów i religii” Izraela Shahaka –
Zamknięta utopia?
Zamknięta utopia?
„Piszę tu tylko to, co uważam za prawdę, ponieważ
kłamstwa Greków są tak liczne, i w mojej opinii śmieszne.”
(Hekatajos z Miletu w relacji Herodota)
„Amicus Plato sed magis amica veritas – Platon jest
przyjacielem, lecz o wiele większym przyjacielem jest
prawda.” (z Etyki Arystotelesa).
„W wolnym państwie każdy obywatel może myśleć o czym
tylko zechce i mówić co tylko pomyśli.” (Spinoza).
Nasza rasa jest Rasą Panów. My Żydzi jesteśmy świętymi
bogami na tej planecie. Różnimy się od niższych ras tak,
jak one od insektów. Faktycznie, porównując do naszej
rasy, inne rasy to bestie i zwierzęta, bydło w
najlepszym wypadku. Inne rasy są uważane za ludzkie
odchody. Naszym przeznaczeniem jest sprawowanie władzy
nad niższymi rasami. Nasze ziemskie królestwo będzie
rządzone przez naszego przywódcę za pomocą żelaznej
pięści. Masy będą lizać nasze stopy i służyć nam jako
nasi niewolnicy. – Menachem Begin, premier Izraela,
laureat Pokojowej Nagrody Nobla, w przemówieniu do
Knessetu
Książka ta, mimo iż pisana oryginalnie w języku angielskim i
adresowana do ludzi żyjących poza terytorium Izraela, jest w
pewnym sensie kontynuacją mojej działalności politycznej
jako izraelskiego żyda. Działalność tę rozpocząłem na
przełomie roku 1965 i 1966 od protestu, który wywołał
poważny jak na owe czasy skandal: otóż byłem w Jerozolimie
świadkiem pewnego zdarzenia, gdy w czasie szabatu
ultraortodoksyjny żyd nie pozwolił skorzystać ze swego
telefonu w celu wezwania pomocy do nie-żyda, który akurat
zasłabł w pobliżu jego domu.
Zamiast zwyczajnie opisać to wszystko w prasie, poprosiłem o
spotkanie z przedstawicielami jerozolimskiego Sądu
Rabinackiego, składającego się z rabinów mianowanych przez
Państwo Izrael.
Spytałem ich, czy takie postępowanie jest zgodne z zasadami
religii żydowskiej. W odpowiedzi usłyszałem, że ów żyd,
odmawiając dostępu do telefonu, zachował się nie tylko
pobożnie, ale i prawidłowo.
Na poparcie swego werdyktu sędziowie odesłali mnie do
zredagowanego współcześnie i uznawanego za miarodajne
kompendium praw talmudycznych. Zrelacjonowałem ten incydent
na łamach głównego dziennika ukazującego się w języku
hebrajskim, „Haaretz”, wywołując swoją publikacją swoisty
skandal prasowy.
Skutki tego skandalu były dla mnie raczej przykre. Ani
izraelskie, ani diasporyczne władze rabiniczne nie zmieniły
stanowiska Sądu Rabinackiego, podtrzymując, że żydowi nie
wolno naruszać zakazów szabatu, nawet w celu ratowania życia
goja.
Dodano do tego bardzo „świątobliwy” wywód, z którego
wynikało, że gdyby konsekwencją odmowy było narażenie żydów
na niebezpieczeństwo, wówczas profanacja szabatu (właśnie z
uwagi na dobro żydów) byłaby dozwolona.
Gdy opierając się na zdobytej w młodości wiedzy, zacząłem
zgłębiać prawa Talmudu rządzące stosunkiem żydów do gojów,
stało się dla mnie jasne, że ani syjonizm ze swoją pozornie
świecką retoryką, ani reguły polityczne obowiązujące od
zarania Państwa Izrael, ani tym bardziej postępowanie
wspierających Izrael przedstawicieli diaspory nie mogą być
zrozumiane bez głębokiej analizy tych praw oraz
światopoglądu, który jest ich konsekwencją.
Zarówno polityka uprawiana przez Izrael po wojnie
sześciodniowej, w szczególności swoisty apartheid stosowany
przez reżym izraelski na terytoriach okupowanych, jak i
nastawienie większości żydów do kwestii praw Palestyńczyków
tylko mnie w takim przekonaniu utwierdziły.
Czyniąc te uwagi nie próbuję pomniejszyć znaczenia innych
czynników – politycznych czy strategicznych – mających także
wpływ na postępowanie władz izraelskich. Staram się jedynie
podkreślić, że kierunki współczesnej polityki Izraela
wyznaczane są przez wzajemne oddziaływanie czynników
pragmatycznych (uzasadnionych czy nieuzasadnionych,
moralnych czy niemoralnych w mojej opinii) i ideologii.
Im mniej się o tych sprawach mówi, im bardziej ideologia
pozostaje w cieniu, tym silniejszy jest jej wpływ na
izraelską politykę. Wszelkie formy rasizmu, dyskryminacji
czy ksenofobii stają się groźniejsze i skuteczniejsze, kiedy
traktowane są przez społeczeństwo pobłażliwe, jako coś
normalnego.
Dzieje się tak zwłaszcza wówczas, gdy zabroniona zostaje –
czy to formalnie, czy za milczącym przyzwoleniem – otwarta
dyskusja.
Jeśli rasizm, dyskryminacja czy ksenofobia skierowane
przeciwko ludziom wyznania niemojżeszowego mają swe źródła w
religii, nie różnią się one niczym od swego przeciwieństwa –
antysemityzmu wynikającego z pobudek religijnych. O ile dużo
się dzisiaj dyskutuje na ten ostatni temat, o tyle istnienie
żydowskiego rasizmu, nietolerancji wobec gojów pomija się –
zwłaszcza poza terytorium Izraela – niemal całkowitym
milczeniem.
DEFINICJA PAŃSTWA ŻYDOWSKIEGO
Bez rozważenia dominującego wśród żydów nastawienia do
nie-żydów niemożliwe jest zrozumienie istoty „państwa
żydowskiego”, jak oficjalnie Izrael sam się określa.
Nieporozumienie, w wyniku którego Izrael powszechnie uchodzi
za wzór demokracji (pominąwszy nawet reżym na terytoriach
okupowanych), jest skutkiem ignorowania faktu, co termin
„państwo żydowskie” oznacza w odniesieniu do zamieszkującej
go ludności nieżydowskiej. Moim zdaniem, Izrael jako
„państwo żydowskie” stanowi zagrożenie nie tylko dla samego
siebie i swoich mieszkańców, lecz także dla wszystkich żydów
oraz ludności zamieszkującej Bliski Wschód i inne regiony.
Uważam też, że takie samo zagrożenie jak „żydowski” Izrael
stanowią inne państwa czy wspólnoty Bliskiego Wschodu,
określające się mianem „arabskich” czy „islamskich”.
Różnica polega na tym, że o ile o zagrożeniu arabskim mówi
się na każdym kroku, o tyle o niebezpieczeństwie płynącym z
„żydowskiego” charakteru Państwa Izrael praktycznie się
milczy.
Uznanie Izraela za „państwo żydowskie” było od jego zarania
fundamentalną zasadą izraelskiej polityki, wpajaną narodowi
żydowskiemu na wszelkie możliwe sposoby. Z chwilą pojawienia
się w początkach lat 80-tych niewielkiej grupy żydów
izraelskich, którzy sprzeciwiali się koncepcji „państwa
żydowskiego”, Kneset przytłaczająca większością głosów
uchwalił w 1985 roku prawo konstytucyjne (nadrzędne wobec
wszystkich istniejących praw, możliwe do uchylenia tylko w
wyjątkowych okolicznościach).
W myśl tego prawa nie zezwala się na kandydowanie do Knesetu
żadnej partii czy ugrupowaniu politycznemu, którego program
kwestionuje „żydowskość” Państwa Izrael bądź wyraża zamiar
zmiany tego prawa na drodze demokratycznej.
Osobiście sprzeciwiam się takiej zasadzie konstytucyjnej,
albowiem prawnym skutkiem tego stanu rzeczy jest to, że w
państwie, którego jestem obywatelem, nie mogę należeć do
partii, której zasady ideowe podzielam i która miałaby prawo
wziąć udział w wyborach do Knesetu.
Już na tym przykładzie widać, że stosowanie zasad „ideologii
żydowskiej” wobec nie-żydów oraz tych żydów, którzy są jej
przeciwni, dowodzi, iż Izrael nie jest państwem
demokratycznym.
Niebezpieczeństwo z tego płynące nie ogranicza się wyłącznie
do spraw wewnętrznych. „Ideologia” ma również wpływ na
izraelską politykę zagraniczną. Zagrożenie to będzie rosło
dopóty, dopóki nasilać się będą dwa aktualne zjawiska:
umacnianie się żydowskiego charakteru Państwa Izrael oraz
jego siły militarnej, w szczególności zaś rozwój jego potęgi
nuklearnej.
Innym niepokojącym faktem jest systematyczny wzrost wpływów
żydowskich na polityczne elity Stanów Zjednoczonych. Tym
bardziej więc rzetelna informacja na temat judaizmu, a
zwłaszcza sposobu traktowania przez Państwo Izrael obywateli
pochodzenia nie-żydowskiego jest nie tylko ważna, ale i
politycznie niezbędna.
Zacznijmy więc od obowiązującej w tym kraju definicji
terminu „żydowski”, ilustruje ona bowiem podstawową różnicę
między Izraelem jako „państwem żydowskim” a większością
pozostałych państw świata. Zgodnie z oficjalną definicją
Izrael jest państwem „należącym” tylko i wyłącznie (bez
względu na miejsce zamieszkania) do osób określanych przez
władze izraelskie jako „żydzi”.
Z drugiej strony Izrael „nie należy” do obywateli
nieżydowskiego pochodzenia, których, i to w sposób
oficjalny, uznaje się za osoby niższej kategorii. W praktyce
oznacza to, że gdyby członkowie jakiegoś plemienia
peruwiańskiego zdecydowali się przejść na judaizm,
uzyskawszy tym samym status „żydów”, staliby się
automatycznie obywatelami izraelskimi i mogliby dzięki temu
korzystać z 70 procent terytorium Zachodniego Brzegu (a
także 92 procent terytorium należącego do Państwa Izrael),
ziem oficjalnie przeznaczonych wyłącznie dla żydów.
Wszystkim nie-żydom (i to nie tylko Palestyńczykom) zabrania
się korzystania z tych terytoriów. (Zakaz ten dotyczy także
obywateli izraelskich pochodzenia arabskiego, i to nawet
tych, którzy dosłużyli się wysokich stopni wojskowych w
armii izraelskiej).
Przykład z tym peruwiańskim plemieniem nie jest więc aż tak
abstrakcyjny. Coś podobnego zdarzyło się naprawdę kilka lat
temu.
Na Zachodnim Brzegu, w pobliżu Nablusu, na obszarze
niedostępnym dla gojów, osiedlani zostali żydzi, którzy
dopiero co przeszli na judaizm. Rząd izraelski podejmuje
ogromne ryzyko, włącznie z ryzykiem wybuchu konfliktu
zbrojnego, po to, żeby osiedla takie, zamieszkiwane
wyłącznie przez osoby określane mianem „żydów” (a nie, jak
to się kłamliwie głosi w mediach, przez „Izraelczyków”)
podporządkować jedynie jurysdykcji „żydowskiej”.
Podejrzewam, że żydzi amerykańscy czy brytyjscy poczytaliby
za akt antysemityzmu nazwanie Stanów Zjednoczonych czy
Zjednoczonego Królestwa „państwami chrześcijańskimi”,
należącymi wyłącznie do obywateli określanych oficjalnie
mianem „chrześcijan”.
W konsekwencji obowiązywania takiej doktryny żydzi, którzy
przeszliby na chrześcijaństwo, stawaliby się pełnoprawnymi
obywatelami poprzez sam fakt chrztu. Korzyści płynące ze
zmiany wyznania znane są żydom szczególnie dobrze z ich
własnej historii. W czasach, gdy państwa chrześcijańskie czy
muzułmańskie odmawiały innowiercom – w tym również żydom –
praw obywatelskich, dyskryminacja ustawała z chwilą
przejścia na obowiązującą oficjalnie religię państwową. W
państwie izraelskim jest podobnie: w momencie przejścia na
judaizm nie-żyd przestaje być dyskryminowany, gdyż odtąd
uważa się go za żyda. Widać więc, że ten sam rodzaj
ekskluzywizmu, który znakomita część żydowskiej diaspory
uważa za przejaw zwykłego antysemityzmu, gdy dotyczy żydów,
traktowany jest jako coś normalnego, ponieważ dotyczy żydów.
Sprzeciwianie się zarówno antysemityzmowi, jak i żydowskiemu
szowinizmowi uważane jest przez większość żydów za
„nienawiść do siebie”.
Jest to moim zdaniem termin absurdalny.
Znaczenie określenia „żydowski” i jego pochodnych w
kontekście polityki państwa izraelskiego nabiera podobnej
wagi i wymowy, co znaczenia określenia „islamski” w
odniesieniu do Iranu czy „komunistyczny” w stosunku do
byłego ZSRR.
Jednakże znaczenie słowa „żydowski” w jego potocznym użyciu
nie jest wcale aż tak precyzyjne i klarowne ani w
hebrajskim, ani w tłumaczeniu na inne języki, stąd
konieczność wprowadzenia definicji oficjalnej.
Prawo izraelskie uznaje za żyda każdą osobę, której matka,
babka, prababka, bądź praprababka wyznawały religie
mojżeszową; jak również osobę, która przeszła na judaizm
zgodnie z zasadami obowiązującymi w państwie izraelskim, pod
warunkiem jednak, że osoba ta nie przeszła nigdy z judaizmu
na inne wyznanie, w takim bowiem przypadku dla Państwa
Izrael przestaje ona automatycznie być żydem. Pierwszy
spośród trzech powyższych warunków stanowi talmudyczną
definicję osoby, „która jest żydem”.
Definicja ta stosowana jest przez żydowskich ortodoksów.
Zarówno Talmud, jak i późniejsze prawo rabiniczne
dopuszczają również sytuację, w której goj przechodząc na
judaizm może stać się żydem (podobnie jak może się nim stać
– tyle że w inny „sposób” – nieżydowski niewolnik
przechodząc na własność żyda) pod warunkiem, że nastąpiło to
w zgodzie z obowiązującymi zasadami, a zmiana wyznania
odbyła się pod nadzorem rabina. „Obowiązujące zasady” to w
przypadku kobiety przechodzącej na judaizm „oczyszczająca
kąpiel” nagiej kandydatki odbywająca się pod nadzorem trzech
rabinów.
O rytuale tym, dobrze znanym większości czytelników prasy
hebrajskiej, rzadko kiedy mówi się czy pisze w
anglojęzycznych mediach. Mam nadzieję, że niniejsza książka
stanie się początkiem procesu objaśniania pewnych zjawisk i
nadrabiania zaległości w tej dziedzinie.
Istnieje jeszcze jeden ważny powód, dla którego należy w
sposób formalny zdefiniować, kto jest, a kto nie jest żydem.
Państwo izraelskie, działając oficjalnie na rzecz żydów,
dyskryminuje obywateli pochodzenia nieżydowskiego w wielu
dziedzinach życia; trzy z nich uważam za najważniejsze:
prawo do zamieszkania, prawo do pracy i zasadę równości
wobec prawa.
Dyskryminacja, jeśli chodzi o prawo do zamieszkania, wynika
z faktu, iż 92 procent terytorium Izraela znajduje się w
rękach państwa i jest administrowane przez Izraelskie Władze
Ziemskie w oparciu o wytyczne Żydowskiego Funduszu
Narodowego, organizacji afiliowanej przy Światowej
Organizacji Syjonistycznej.
Uchwalone przez ŻFN przepisy odmawiają prawa do
zamieszkania, otwarcia firmy, a często prawa do pracy
wszystkim nie-żydom tylko dlatego, że nie są żydami, podczas
gdy żydom wolno zamieszkiwać, otwierać firmy i pracować w
dowolnym miejscu na obszarze Izraela. Gdyby w jakimś
państwie prawo dyskryminowało w podobny sposób żydów,
okrzyczano by je natychmiast, całkiem zresztą słusznie,
antysemickim i domagano się w licznych protestach jego
zmiany.
Kiedy jednak problem dotyczy Izraela i dyskryminującej
„ideologii żydowskiej”, albo się go zbywa milczeniem, albo
uczenie usprawiedliwia, rzadko kiedy ujawniając prawdę.
Odmowa prawa do pracy oznacza, iż obywatelom pochodzenia
nieżydowskiego zabrania się pracować na terenach
administrowanych przez Izraelskie Władze Ziemskie zgodnie z
przepisami Żydowskiego Funduszu Narodowego. W praktyce
jednak zakaz ten – choć obowiązuje oficjalnie – nie zawsze
bywa przestrzegany.
Od czasu do czasu władze Izraela, przykładowo Ministerstwo
Rolnictwa, wszczynają kampanię walki z plagą „podnajmowania
należących do żydów i zlokalizowanych na terenach
państwowych [tj., na ziemi należącej do Państwa Izrael]
gospodarstw sadowniczych, wskutek czego sady uprawiane są
przez robotników arabskich”. Nie ma znaczenia, że robotnicy
ci są obywatelami izraelskimi. Izrael zabrania również żydom
osiedlonym na terenach państwowych poddzierżawiania choćby
skrawka swojej ziemi Arabom, nawet na krótki czas; ci,
którzy tego zakazu nie respektują, podlegają z reguły
wysokim karom grzywny. Nie ma jednak prawa zakazującego
nie-żydom dzierżawienia ziemi żydom. W moim przypadku
oznacza to, iż z tytułu bycia żydem mam prawo wydzierżawić
sad od innego żyda, zaś nie-żyd, nawet jeśli jest obywatelem
lub stałym rezydentem Izraela, takiego prawa nie posiada.
Nieżydowskim obywatelom Izraela nie przysługuje równość
wobec prawa. Podobna dyskryminacja występuje w wielu
przepisach izraelskiego prawa, jednakże w celu uniknięcia
zakłopotania pojęcia „żyd” i „nie-żyd” są z reguły w tekście
pominięte, w przeciwieństwie do fundamentalnej ustawy o
powrocie, zgodnie z którą bezwarunkowe prawo wjazdu i
osiedlenia się na terenie Izraela mają wyłącznie osoby
uznane oficjalnie za żydów. Otrzymują one automatycznie
„świadectwo imigracyjne”, które gwarantuje im „z tytułu
powrotu do żydowskiej ojczyzny” natychmiastowe obywatelstwo.
Uzyskują także szereg świadczeń materialnych, zróżnicowanych
w zależności od tego, z jakiego kraju przybywają. I tak,
żydzi przybywający z republik byłego ZSRR otrzymują
bezzwrotną zapomogę adaptacyjną w wysokości ok. 20.000
dolarów na rodzinę. Na mocy ustawy o powrocie wszyscy
żydowscy imigranci uzyskują też automatycznie prawo do
głosowania i ubiegania się o mandat w Knesecie – nawet jeśli
nie mówią słowa po hebrajsku.
W innych izraelskich przepisach prawa, zwroty: „każdy, komu
według ustawy o powrocie przysługuje możliwość imigracji” i
„każdy, komu według ustawy o powrocie możliwość imigracji
nie przysługuje” są zastąpione innymi sformułowaniami. W
zależności od rodzaju przepisów różne świadczenia i
przywileje udzielane są pierwszej kategorii, a
systematycznie odmawiane drugiej. Podstawowym narzędziem
wdrażania dyskryminacji w życiu codziennym są tzw., osobiste
karty tożsamości, które każdy powinien zawsze przy sobie
posiadać.
Na karcie widnieje narodowość posiadacza, a więc: żyd, Arab,
Druz, każdy, tylko nie Izraelczyk. Próba wymuszenia na
Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zmiany tego zapisu, by w
miejsce „narodowości” wpisywać Izraelczykom na kartach:
obywatelstwo „izraelskie” czy nawet „izraelsko-żydowskie”
nie powiodła się. Osoby zainteresowane taką zmianą otrzymały
z tegoż ministerstwa pismo z adnotacją: „postanowiono, iż
nie będzie się uznawać narodowości izraelskiej”. Pismo nie
precyzuje, kto tak postanowił i kiedy.
Wiele izraelskich przepisów, ustaw i praw zawiera formułę
dyskryminującą wszystkich tych, którym nie wolno imigrować
do Izraela na podstawie ustawy o powrocie, stąd kwestia ta
wymaga oddzielnego omówienia. W tym miejscu chciałbym
przytoczyć tylko jeden, na pozór błahy w porównaniu do
zakazu osiedlania się przykład, który jednak ukazuje
prawdziwe intencje izraelskich ustawodawców. Obywatelowi
Izraela, który opuścił kraj czasowo, a do którego stosuje
się klauzula: „może imigrować zgodnie z ustawą o powrocie”,
w momencie powrotu do ojczyzny przysługuje szereg szczodrych
ulg celnych, ma też prawo do zasiłku na wyższe studia dla
dzieci, do zapomogi bądź niskooprocentowanej pożyczki na
kupno mieszkania, jak również do innych świadczeń.
Obywatelom, do których wspomniana klauzula w ustawie się nie
odnosi, innymi słowy: nieżydowskim obywatelom Izraela, żadne
z tych dobrodziejstw nie przysługuje.
Oczywistym celem polityki dyskryminacji jest ograniczenie
liczebności nieżydowskich obywateli, a co za tym idzie,
uczynienie Izraela państwem jeszcze bardziej żydowskim.
IDEOLOGIA ZIEMI ODZYSKANEJ
Izrael propaguje wśród swoich żydowskich obywateli opartą na
zasadzie swoistej odrębności czy ekskluzywizmu ideologię
Ziemi Odzyskanej. Zasadniczym jej celem jest ograniczenie do
minimum nieżydowskiej populacji Izraela. Ideologię tę wpaja
się żydowskim uczniom w tamtejszych szkołach. Naucza się
więc dzieci, że ideologia ta odnosi się do całego Państwa
Izrael, które wraz z terenami zdobytymi po roku 1967 określa
się mianem Ziemi Izraela. Zgodnie z nią ziemię „odzyskaną”
stanowią terytoria, które z rąk nieżydowskich przeszły na
własność żydów.
Mogą one stanowić własność prywatną albo należeć do państwa
lub do Żydowskiego Funduszu Narodowego. Ziemia znajdująca
się nadal w rękach nieżydowskich określana jest jako: „nie
odzyskana”. Tak więc jeśli żyd, który popełnił
najstraszniejszą ze zbrodni, nabędzie kawałek ziemi od
najbardziej prawego goja, wówczas ziemia ta, będąca
dotychczas „nie odzyskaną”, staje się na mocy owej
transakcji ziemią „odzyskaną”. Logiczną konsekwencją takiego
stanu rzeczy jest wysiedlenie, zwane delikatnie
„przesiedleniem”, wszystkich nie-żydów z terenów, które
muszą zostać odzyskane.
Dlatego utopią jest ziemia w całości „odzyskana”; żadna jej
piędź nie jest posiadana ani uprawiana przez nie-żyda.
Liderzy ruchu syjonistycznego wykładają tę wyjątkowo
odpychającą ideologię w sposób prosty i klarowny. Walter
Laquer, zagorzały syjonista, w swej Historii syjonizmu (1)
opowiada, jak to jeden z jego duchownych przodków, zmarły w
1919 roku A.D. Gordon, „sprzeciwiał się przemocy, zaś
samoobronę dopuszczał tylko w skrajnych przypadkach. Zarówno
on, jak i jego przyjaciele pragnęli, aby każde drzewko,
każdy krzew rosnący na żydowskiej ziemi zasadzone zostały
rękami żydowskich pionierów”. Oznaczało to, iż ludzie ci
chcieli się pozbyć wszystkich „obcych”, tak by ziemia ta
stała się ziemią „odzyskaną” przez żydów.
Wprawdzie współcześni następcy Gordona stosują dziś więcej
przemocy, niż on sam zalecał, to jednak zasada
„odzyskiwania” ziemi i jej konsekwencje pozostały bez zmian.
W podobny sposób kibuce, okrzyczane jako próba stworzenia
utopii, stały się i nadal są nacechowaną mesjanizmem
żydowską utopią. I chociaż składają się w większości z
ateistów, nie akceptują oni Arabów i domagają się, aby
ewentualny (nieżydowski) kandydat do kibucu przeszedł
wpierw, dla zasady, na judaizm.
Trudno się potem dziwić, że chłopcy z kibuców uznawani są za
najbardziej promilitarnie nastawioną część społeczeństwa
izraelskiego.
Nie żadne „względy bezpieczeństwa narodowego”, nagłaśniane
przez izraelskie media, lecz właśnie ta ideologia elity,
narodu wybranego doprowadziła do aneksji sąsiednich
terytoriów w latach 50-tych, potem w połowie lat 60-tych i
później, w wyniku wojny 1967 roku. Plany „judaizacji
Galilei” to również owoc tej ideologii.
Pod określeniem „judaizacja Galilei” rozumiemy cały system
bodźców finansowych, motywujących żydów do osiedlania się w
Galilei. (Ciekawy jestem reakcji amerykańskich żydów, w
wypadku gdyby tak ktoś w Stanach Zjednoczonych zechciał
przeforsować plan „chrystianizacji Nowego Jorku”, albo
chociażby Brooklynu.)
Tymczasem „Odzyskiwanie Ziemi” ogranicza się nie tylko do
terytorialnej „judaizacji”. Na całym obszarze Izraela
Żydowski Fundusz Narodowy, wspierany energicznie przez
izraelskie agencje rządowe (szczególnie przez tajną
policję), wydaje ogromne sumy państwowych pieniędzy na
„odzyskiwanie” każdego kawałka ziemi, jaki nie-żyd jest
tylko gotów sprzedać, a także niedopuszczanie do tego, by
jakikolwiek żyd sprzedał swą ziemię gojowi. To ostatnie
osiąga się poprzez oferowanie wyższej ceny.
EKSPANSJONIZM IZRAELSKI
Największym zagrożeniem, na jakie Izrael jako „państwo
żydowskie” naraża zarówno swoich własnych mieszkańców, jak i
ich żydowskich i nieżydowskich sąsiadów, jest jego
ideologicznie umotywowana ekspansja terytorialna oraz seria
wojen, które były jej nieuniknionym skutkiem. Im więcej
Izraelczyków staje się żydami albo, jak to ktoś powiedział
po hebrajsku, im więcej obywateli Izraela „powraca do
judaizmu” (proces powrotu trwa, a rozpoczął się w 1967
roku), tym bardziej izraelska polityka zdominowana jest
przez żydowską ideologię, a względy racjonalne schodzą na
coraz dalszy plan.
Użyte przeze mnie określenie „racjonalny” nie odnosi się
wcale do moralnej oceny polityki Izraela ani też do
rzekomych potrzeb związanych z obronnością czy
bezpieczeństwem państwa – a tym bardziej do rzekomej
doktryny „przetrwania Izraela”.
Określenia tego używam wyłącznie w odniesieniu do
izraelskiej polityki imperialnej, której podstawą są
domniemane interesy samego państwa. Jakkolwiek polityka ta
sama w sobie jest niemoralna i beznadziejnie głupia, to
opieranie się w polityce na „ideologii żydowskiej” uważam za
coś jeszcze gorszego. Argumenty ideologiczne na rzecz
polityki izraelskiej odwołują się zwykle do religii
żydowskiej, zaś w przypadku żydów niewierzących do
„historycznych praw żydów”, które również wywodzą się z
wiary i w związku z tym posiadają charakter dogmatyczny.
Temu właśnie zawdzięczać można moją wczesną przemianę z
wielbiciela Ben Guriona w jego zagorzałego przeciwnika.
W 1956 roku skwapliwie poparłem wszystkie polityczne i
militarne argumenty Ben Guriona za rozpoczęciem tzw., wojny
o Suez. I popierałem je dopóty Ben Gurion, w trzecim dniu
wojny, (pomimo swego ateizmu i głoszonego publicznie
lekceważenia dla przykazań wiary mojżeszowej) oświadczył w
Knesecie, że jej prawdziwym powodem jest „odbudowa królestwa
Dawida i Salomona” w jego biblijnych granicach. W chwili gdy
Ben Gurion wypowiedział te słowa, większość członków
parlamentu wstała i spontanicznie odśpiewała hymn izraelski.
O ile mi wiadomo, żaden żydowski polityk nie wyparł się
nigdy idei Ben Guriona, lansującego pogląd, że dążeniem
polityki izraelskiej musi być (w granicach rozważnego
pragmatyzmu) przywrócenie państwu żydowskiemu granic
biblijnych.
Istotnie, analiza izraelskiej strategii i zasad bieżącej
polityki zagranicznej, wyrażonych w języku hebrajskim,
wskazuje dość jasno, że to właśnie „ideologia żydowska”,
bardziej niż jakikolwiek inny czynnik, wyznacza politykę
współczesnego Izraela. Ignorowanie wpływu judaizmu na
politykę izraelską, jak to się w rzeczywistości zdarza, a
także lekceważenie samej „ideologii żydowskiej”, sprawia, iż
zasady tej polityki są niezrozumiałe dla cudzoziemców,
których wiedza na temat wiary mojżeszowej ogranicza się do
powierzchownej znajomości tekstów jej apologetów.
Pozwolę sobie tutaj zilustrować na współczesnym przykładzie
zasadniczą różnicę między izraelskim ekspansjonizmem
terytorialnym (imperializmem) w wydaniu świeckim a zasadami
„ideologii żydowskiej”. Ta ostatnia głosi, że ziemie
należące w zamierzchłej przeszłości do któregoś z władców
żydowskich albo obiecane żydom przez Boga, czy to w Biblii,
czy też – co jest nawet ważniejsze z politycznego punktu
widzenia – wedle rabinicznej interpretacji Pisma Św., i
Talmudu powinny należeć do Izraela, ponieważ są częścią
państwa żydowskiego. Bez wątpienia wielu żydowskich „gołębi”
uważa, że proces podboju należy odłożyć na później, do czasu
gdy Izrael stanie się silniejszy niż jest obecnie, albo
liczy na to, że kiedyś w przyszłości nastąpi „podbój
pokojowy”, to znaczy uda się „nakłonić” narody arabskie lub
ich przywódców, aby sporne terytoria przekazali żydom w
zamian za korzyści gwarantowane im przez państwo żydowskie.
W obiegu krąży wiele różniących się między sobą wersji
„biblijnych granic Ziemi Izraela”, które władze rabiniczne
interpretują jako granice wyznaczające obszar państwa
żydowskiego.
Najśmielsze z nich zawierają w „granicach biblijnych”
następujące terytoria: od południa – cały Synaj i część
północnego Egiptu, włącznie z peryferiami Kairu; od wschodu
– całą Jordanię i duży kawałek Arabii Saudyjskiej, dalej –
cały Kuwejt i część Iraku na południe od Eufratu; od północy
– Liban, całą Syrię oraz dużą część obszaru Turcji (do
jeziora Van); na zachodzie zaś – Cypr.
Na temat „biblijnych granic” prowadzi się w Izraelu – często
za pieniądze państwowe – mnóstwo studiów i uczonych
dyskusji, których owocem są publikacje całej masy atlasów,
książek, artykułów i innych popularnych materiałów
propagandowych.
Rzecz jasna, nieboszczyk Kahane i jego uczniowie, jak
również tak wpływowe organizacje, jak Gusz Emunim, nie tylko
pragną, by Izrael dokonał podboju spornych terytoriów, lecz
uważają go wręcz za nakaz boski, który musi się powieść,
gdyż odbywać się będzie z Bożą pomocą. Faktem jest, że w
opinii czołowych przedstawicieli duchowieństwa odmowa
podjęcia przez Izrael „świętej wojny”, czy, jeszcze gorzej,
oddanie Synaju Egiptowi, jest zbiorowym grzechem, za który
naród został słusznie przez Boga ukarany. Jeden z
najbardziej wpływowych rabinów Gusz Emunim, rabin żydowskich
osiedli w Kirayat Arba i w Hebronie, Dov Lior, utrzymywał
uparcie, iż fiasko podboju Libanu w wojnie 1982-85 roku było
zasłużoną karą boską, wymierzoną żydom za „oddanie Egiptowi
części Ziemi Izraela, a mianowicie Synaju”.
Chociaż – jak z góry zastrzegłem – posłużyłem się
najbardziej skrajnym przykładem „biblijnych” granic Ziemi
Izraela, te właśnie granice „państwa żydowskiego” są w
kręgach religijno-nacjonalistycznych uważane za naturalne.
Istnieją jednak bardziej umiarkowane wersje „granic
biblijnych”, zwane niekiedy „granicami historycznymi”. W tym
miejscu trzeba koniecznie zaznaczyć, że zarówno w samym
Izraelu, jak i wśród diaspory żydowskiej – z nielicznymi
wyjątkami ugrupowań, które sprzeciwiają się samej idei
państwa żydowskiego – zasadność koncepcji „granic
biblijnych” bądź „historycznych” jako wyznacznika granic
Izraela nie jest przez nikogo kwestionowana.
Przeciwnie, wszelkie obiekcje dotyczące wyegzekwowania tych
granic siłą są natury czysto pragmatycznej. Można więc
twierdzić, że Izrael jest jeszcze zbyt słaby, by podbić
wszystkie ziemie „należące” do żydów, albo że w wojnie na
taką skalę straty po stronie żydowskiej (a nie po stronie
arabskiej!) nie równoważyłby korzyści wynikających z
podbicia tych ziem. W każdym razie żadnemu ortodoksyjnemu
wyznawcy judaizmu nie wolno kwestionować „żydowskości”
terytorium – bez względu na przebieg granic – należącego do
Ziemi Izraela.
W maju 1993 roku, podczas zjazdu Likudu, Ariel Szaron
zaproponował, by koncepcję „granic biblijnych” przyjąć jako
oficjalną płaszczyznę polityczną tego bloku. Wniosek ten –
zarówno w ramach Likudu, jak i poza nim – spotkał się z
niewielkimi zastrzeżeniami, i to wyłącznie o charakterze
pragmatycznym.
Nikomu nie przyszło nawet do głowy spytać Szarona, którędy
przebiegają te „biblijne granice”, których tak się domaga.
Pamiętajmy, że dla tych, którzy określają się mianem
„leninistów” historia toczy się zgodnie z zasadami
wytyczonymi przez Marksa i Lenina. Przekonanie to jest nie
tylko dogmatyczne, lecz dodatkowo wyklucza jakąkolwiek
dyskusję; innymi słowy: jest niepodważalne. Takie podejście
uniemożliwia otwartą wymianę opinii, stając się
automatycznie pożywką dla totalitarnego sposobu myślenia.
Można więc powiedzieć, że zarówno żydzi izraelscy, jak i
żyjący „po żydowsku” przedstawiciele diaspory oraz
członkowie organizacji czysto żydowskich mają, podobnie jak
leniniści, silne inklinacje totalitarne.
Trzeba jednak przyznać, że od momentu powstania Izraela
rozwinęła się tam także strategia narodowa, abstrahująca od
dogmatów „ideologii żydowskiej”, uwzględniająca wyłącznie
cele strategiczne czy imperialne państwa. Klarowny i
autorytatywny opis założeń tej strategii podał generał
rezerwy Szlomo Gazit, były szef (2) izraelskiego wywiadu
wojskowego.
Oto co Gazit powiedział:
Główne zadanie Izraela nie zmieniło się (od momentu rozpadu
ZSRR) ani o jotę i nadal zachowuje swą wagę i aktualność.
Geograficzne położenie w centrum arabsko-islamskiego
Bliskiego Wschodu predestynuje Izrael do roli strażnika
czuwającego nad stabilnością wszystkich otaczających go
krajów. Jego rola polega na ochronie istniejących reżymów;
zapobieganiu bądź hamowaniu procesu ich radykalizacji i
powstrzymywaniu ich religijno-fundamentalistycznych zapędów.
Dlatego właśnie Izrael zamierza przeciwdziałać przemianom
zachodzącym poza jego granicami. Przemiany te nie będą pod
żadnym pozorem tolerowane, a w razie ich zaistnienia Izrael
zmuszony będzie do użycia siły militarnej, która je
powstrzyma bądź stłumi.
Innymi słowy, celem istnienia Izraela jest narzucenie swej
hegemonii pozostałym krajom regionu. W opinii Gazita, Izrael
to dobroczyńca, którego troską jest stabilność reżymów
arabskich. Ochraniając bliskowschodnie reżymy, Izrael,
zdaniem Gazita, w istotny sposób przysłużą się „krajom
rozwiniętym przemysłowo, które są szczególnie zainteresowane
zapewnieniem stabilnej sytuacji na Bliskim Wschodzie”. Uważa
on, że bez ingerencji Izraela reżymy te upadłyby już dawno,
a istnieją nadal wyłącznie za sprawą izraelskiego straszaka.
Takie stanowisko jest dowodem hipokryzji. Warto może w jego
kontekście przywołać słynną maksymę La Rochefoucaulta, który
twierdził, że „hipokryzja jest podatkiem płaconym cnocie
przez nikczemność”.
Ziemia Odzyskana jest próbą uniknięcia takiego haraczu.
Nie muszę dodawać, że sprzeciwiam się zarówno korzeniom, jak
i odnogom tej nieideologicznej polityki Izraela, jakże
klarowne i bez ogródek wyłożonej przez Gazita. Uważam przy
tym, że uprawianie polityki opartej na „ideologii
żydowskiej”, takiej jak polityka Ben Guriona czy Szarona,
niesie ze sobą znacznie większe niebezpieczeństwo niż to
wynikające z uprawiania jedynie polityki imperialnej, nawet
z gruntu przestępczej. Skutki prowadzenia przez inne reżymy
ideologicznie zorientowanej polityki tylko to potwierdzają.
Istnienie w polityce Izraela istotnego składnika opartego na
„ideologii żydowskiej” czyni jej analizę wręcz nakazem
politycznym.
Ideologia ta opiera się bowiem na stosunku „klasycznego
judaizmu” do ludności nieżydowskiej, i to jest jednym z
głównych tematów niniejszej książki. Nastawienie to z
konieczności – w sposób mniej lub bardziej świadomy – wpływa
na postępowanie wielu żydów.
Naszym zadaniem będzie więc analiza judaizmu historycznego w
jego prawdziwym kształcie.
Wpływ „ideologii żydowskiej” na żydów jest tym większy, im
mniej otwarcie się na ten temat dyskutuje. Mamy nadzieję, że
taka nieskrępowana dyskusja pozwoli czytelnikowi ocenić
szowinizm żydowski i pogardę żydów dla gojów (co postaramy
się udokumentować poniżej) równie sprawiedliwe i krytycznie,
jak ocenia się zachowanie wymierzone przeciwko żydom:
antysemityzm, szowinizm i inne formy ksenofobii. Zakładamy,
że najskuteczniejszą bronią przeciwko antysemityzmowi jest
ukazanie go w pełnym świetle, w tym również jego źródeł i
korzeni.
To samo odnosi się do żydowskiego szowinizmu i fanatyzmu
religijnego; bez ujawniania tych zjawisk walka z nimi nie
będzie możliwa. Jest to szczególnie aktualne dzisiaj, kiedy
w przeciwieństwie do tego, co działo się pięćdziesiąt czy
sześćdziesiąt lat temu, polityczne wpływy żydowskiego
szowinizmu i fanatyzmu religijnego są znacznie silniejsze
niż zasięg oddziaływania współczesnego antysemityzmu. Jest
jeszcze jedna ważna sprawa. Osobiście uważam, że walkę z
antysemityzmem należy prowadzić równolegle z walką przeciwko
żydowskiemu szowinizmowi.
ZAMKNIĘTA UTOPIA?
Dopóki takie stanowisko nie stanie się powszechne,
zagrożenie wywołane izraelską polityką opartą na „ideologii
żydowskiej” przewyższać będzie zagrożenie spowodowane
polityką zdominowaną przez czynniki czysto strategiczne.
Różnicę pomiędzy tymi dwoma rodzajami polityki znakomicie
ilustruje esej Hugha Trevor-Ropera zatytułowany „Sir Thomas
More a utopia”(3), w której nazywa te podejścia odpowiednio:
platońskim i machiavellicznym:
Machiavellemu było przynajmniej przykro. Przepraszał za to,
co uznał w polityce za konieczne; za przemoc, kłamstwo,
fałsz. Ani przez moment nie nazwał ich inaczej niż po
imieniu. Co innego Platon czy More, oni te zjawiska
uświęcili, wystarczyło bowiem, że służyły realizacji ich
idei utopijnej republiki.
Podobnie wszyscy ci, którzy bezkrytycznie wierzą w utopię
zwaną „państwem żydowskim”, zmierzającym do osiągnięcia
„granic biblijnych”, staną się groźniejsi niż stratedzy w
rodzaju Gazita, ponieważ ich zasady polityczne uświęcone są
przez religię, albo co gorsza, opierają się na równie
niepodważalnych, zlaicyzowanych dogmatach wiary. O ile Gazit
widzi przynajmniej potrzebę argumentowania, że dyktat
izraelski przyniesie korzyść reżymom arabskim, o tyle Ben
Gurion nie udaje nawet, że odbudowa królestwa Dawida i
Salomona przyniesie pożytek komukolwiek innemu poza żydami.
Wykorzystanie koncepcji Platona do analizy polityki Izraela
opartej na „ideologii żydowskiej” nie powinno wydawać się
czymś osobliwym. Dostrzegło to już wielu uczonych, z których
najważniejszy, Mojżesz Hadas, utrzymywał, że fundamentem
„klasycznego judaizmu”, to znaczy judaizmu ustanowionego
przez znawców Talmudu, są myśli Platona, a szczególnie
platońską koncepcją Sparty (4). Zdaniem Hadasa, zasadniczą
cechą przyswojonego przez judaizm jeszcze w okresie
machabejskim (142-63 r., p.n.e.) platońskiego systemu
politycznego jest zasada, iż „każde ludzkie zachowanie winno
być podporządkowane przymusowi religijnemu, którego
interpretacja zależy od ludzi sprawujących władzę”.
Trudno sobie wyobrazić bardziej precyzyjną od platońskiej
definicję „klasycznego judaizmu” i trafniejszy opis metod,
jakimi posługują się rabini, aby nim manipulować. W
szczególności Hadas utrzymuje, że judaizm przyswoił sobie
to, co „sam Platon podsumował jako cele własnego programu”.
Mówi o tym wyjątkowo jasno następujący fragment jego Praw:
„Naczelna zasada głosi, iż każdy obywatel, czy to mężczyzna,
czy kobieta, podlegać ma przydzielonemu mu urzędnikowi, oraz
że nikt, czy to w dobrej wierze, czy w żartach, nie odważy
się wziąć odpowiedzialności za swoje czyny we własne ręce.
Tak w okresie pokoju, jak i w czasach wojny obywatel musi
przez cały czas żyć pod okiem nadzorującego urzędnika…
Znaczy to, że należy tak ćwiczyć umysł, by nie próbował
jakiejkolwiek niezależności, ba, by nie znał nawet sposobu,
jak taką niezależność osiągnąć.”
Jeśli w tekście tym słowo „urzędnik” zastąpić słowem
„rabin”, uzyskamy idealny obraz „klasycznego judaizmu”. A
właśnie judaizm ma głęboki wpływ na stosunki panujące w
społeczeństwie izraelsko-żydowskim; wyznacza on również
zasadnicze kierunki polityki Izraela.
Powyższy cytat wybrany został przez Karla Poppera i znalazł
się w jego pracy zatytułowanej: „Społeczeństwo otwarte i
jego wrogowie”, gdzie służy do opisu „społeczeństwa
zamkniętego”.
Tradycyjny judaizm i jego dwaj sukcesorzy: religijna
ortodoksja oraz syjonizm są zaciekłymi wrogami budowania
Izraela w oparciu o koncepcję państwa otwartego.
Państwo żydowskie, czy to oparte na dzisiejszej ideologii
żydowskiej, czy – gdyby w przyszłości nabrało jeszcze
bardziej żydowskiego charakteru – bazujące na zasadach
ortodoksji religijnej, nie może nawet zawierać elementów
państwa otwartego.
Przed społeczeństwem izraelsko-żydowskim stoi alternatywa.
Może się ono stać przypominającym getto społeczeństwem
szczelnie zamkniętym, taką żydowską Spartą, opierającą swą
egzystencję na pracy arabskich helotów, na swoich wpływach
na polityczny establishment USA oraz na groźbie użycia siły
nuklearnej; albo też może dążyć do tego, by stać się
społeczeństwem otwartym. Ten drugi wybór wymaga rzetelnej
analizy żydowskiej historii, przyznania się do istnienia
żydowskiego szowinizmu i poczucia elitarności oraz
zweryfikowania sposobu odnoszenia się żydów do gojów.
Izrael Szahak – Żydowskie dzieje i religia