Nie żyje dr Dariusz Ratajczak – "niepoprawny historyk".
Mord dokonany przez żydostan okupujący Polskę?
Dr Dariusz Ratajczak
Dzisiaj w mediach pojawiła się informacja o odnalezieniu
pod opolskim centrum handlowym Karolinka ciało znanego historyka
dr Dariusza Ratajczaka, którego zwłoki w znacznym
rozkładzie znajdowało się w samochodzie marki Renualt Kangoo.
“Policja prawdopodobnie odnalazła ciało kłamcy
oświęcimskiego” – taki tytuł pojawił się na stronie
gazeta.pl. Chociaż nawet dziecko wie, że o zmarłych mówi się
albo dobrze, albo wcale – to nie wiedzą tego “dziennikarze” G.
Wyborczego. Szybko jednak zmienili zdanie, bo po ponad 150
komentarzach krytyki i oburzenia czytelników tytuł został
zmieniony.
Ta sama gazeta w 1999 r. nagłośniła temat wydania esejów
historyczno-politycznych “Tematy niebezpieczne“,
przez które Dariusz Ratajczak został zawieszony w prawach
nauczyciela akademickiego na Uniwersytecie Opolskim, a następnie
otrzymał zakaz wykonywania zawodu na 3 lata.
Co było takiego strasznego w owej publikacji? Autor przedstawił
poglądy rewizjonistów historycznych dotyczące holokaustu (sic!).
Był to zaledwie jeden rozdział całej książki. On sam
wielokrotnie twierdził, że z tymi poglądami się nie zgadza. Mimo
to Wyborcza ochrzciła dr Ratajczaka “kłamcą oświęcimskim” przez
co on sam aż do śmierci nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie.
Pisał do prawicowych tytułów (Opcja na prawo, Najwyższy
CZAS!, Myśl Polska) jako
historyk i publicysta. Prowadził niezależne wykładał w
całej Polsce. Aby się utrzymać pracował przez pewien czas jako nocny
stróż. Dawni przyjaciele omijali go z daleka..
Dobrze wspominali go studenci i w większości nie zgadzali się z
tym co go spotkało. Pokój jego duszy.
Esencja żydowskiej pogardy wobec Polaków w GW
Prezentujemy wywiad z dr Dariuszem Ratajczakiem, który
został przeprowadzony radiu Rodzina i trochę bardziej przybliży
jego osobę:
Janusz Telejko: Dzisiejszym
gościem w Radio Rodzina jest dr Dariusz Ratajczak.
Serdecznie witam, szczęść Boże.
Dariusz Ratajczak: Szczęść
Boże.
J. Telejko: Panie Dariuszu,
czy historyk może świadomie mówić nieprawdę?
D. Ratajczak: Nie, absolutnie
nie może. Jest to rzecz nie do zaakceptowania. Głównym celem
działalności historyka jest zbliżanie się do prawdy,
poszukiwanie prawdy. W istocie prawda jest jedynym
przyjacielem historyka. Owszem, historyk może błądzić, może
popełniać błędy i często tak się dzieje. Powiem szczerze: ja
prawdopodobnie też bardzo często nie mam racji, popełniam
błędy – cóż, jestem tylko człowiekiem – zawsze jednak pragnę
zbliżać się do prawdy. Historyk i prawda to powinno być
jedno. Historyk powinien być skażony prawdą, skażony
dążeniem do prawdy. Historyk świadomie podający nieprawdę
jest w istocie propagandystą. Niestety, zjawisko to
obserwujemy również w dzisiejszych “demokratycznych
czasach”. Oczywiście nie tylko w Polsce, ale niech ona
będzie podstawą naszej rozmowy, zgodnie z maksymą: “bliższa
koszula ciału…” Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego, iż
ciągle – uwaga ta odnosi się przede wszystkim do
“trzeciorzeczpospolitowych” historyków zajmujących się
dziejami najnowszymi – historia przesiąknięta jest polityką.
Podejrzewam nawet, że nadal pełni ona rolę nauki pomocniczej
polityki, że, mówiąc wprost, zależna jest od bieżących
interesów warstw rządzących. I to jest rzecz godna
ubolewania, gdyż podobno żyjemy w wolnym Kraju. W jakiś
sposób ma to związek z tą straszliwą
socjalistyczno-postępową cenzurą (nazwijmy ją polityczną
poprawnością), która zastąpiła po 1989 r. cenzurę realnego
socjalizmu, komunizmu, marksizmu, czy jak go tam zwał. Po
1989 roku wielu historyków wpadło z “komunistycznego
deszczu” pod “politycznie poprawną rynnę”, ale to jest też
cenzura. Inna sprawa, że przyszło im to z łatwością. Kłamali
za “komuny”, kłamią i teraz. To są ludzie o mentalności,
nikogo nie obrażając, kelnera. Ja to nazywam dosadniej: ”
kundlizm”. Oczywiście funkcjonują tylko dlatego, że po 1989
r. nie przeprowadzono zdrowej weryfikacji na wyższych
uczelniach. A zresztą – gdzie ją tak naprawdę
przeprowadzono?!
J. Telejko: Teraz wróćmy do
historii dr Dariusza Ratajczaka, bo to też jest historia;
był Pan znanym i lubianym wykładowcą na Uniwersytecie
Opolskim.
D. Ratajczak: …byłem. Tak,
byłem.
J. Telejko:…wybitnym naukowcem i znawcą
Kresów Wschodnich, a obecnie pracuje Pan jako stróż nocny –
dlaczego?
D. Ratajczak: Z bardzo
prostego powodu – w 1999 roku opublikowałem publicystyczną
książeczkę pt. “Tematy niebezpieczne”. W książce tej w
jednym z podrozdziałów poruszyłem sprawę tzw. rewizjonizmu
holokaustu, przytoczyłem tezy głoszone przez
rewizjonistów holokaustu bez mojego komentarza autorskiego…
i to się pewnym gremiom nie spodobało…
J. Telejko: Panie Dariuszu,
kim są rewizjoniści holokaustu?
D. Ratajczak: Rewizjoniści
holokaustu są środowiskiem złożonym z naukowców ,
dziennikarzy, publicystów. Przede wszystkim to prawdziwie
międzynarodowe grono uważa, że żydowski holokaust nie był
wydarzeniem wyjątkowym w XX wieku, że ten straszliwy XX
wiek, który na szczęście skończył się, dotykał także
tragediami inne nacje, inne narody: a więc Polaków, Cyganów,
Japończyków, Ormian, Rosjan, Ukraińców itd. Dlatego
twierdzą, że właściwie żadna nacja, żaden naród nie ma
monopolu na cierpienie, w tym ciężko doświadczony podczas
ostatniej wojny naród żydowski. Tymczasem dzieje się tak, że
niektóre środowiska żydowskie chcą wmówić światu, że
holokaust był jakby osią martyrologiczną XX wieku. Co
więcej, osią martyrologiczną historii całego świata.
Oczywiście tą podstawową rewizjonistyczną tezę uzupełniają
inne poglądy. Na przykład taki, że podczas II wojny
światowej nie zginęło 6 mln Żydów, tylko mniej. Ta teza jest
o tyle do obrony, że jeszcze 15 – 16 lat temu twierdzono, że
w straszliwej mordowni hitlerowskiej w Auschwitz – Birkenau
zginęło 4 – 4,5 mln ludzi. Dzisiaj oficjalnie władze Muzeum
Oświęcimskiego twierdzą, że milion, milion sto… No więc mamy
w tym jednym przypadku różnicę trzech milionów. To są
rzeczy, które trzeba badać i sprawdzać. Na tym polega praca
historyka. Tymczasem możni tego świata twierdzą, iż “prawdy
uświęcone” dyskusji nie podlegają. Czy na tym polega wolność
badań naukowych? Czy nie nazwiemy tego cenzurą? A ja po
prostu mówię: dajcie spokój historykom, zapewnijcie historii
autonomię. Dajcie jej żyć. Właśnie – dajcie jej żyć. Czy
żądam zbyt wiele?
J. Telejko: Kogo dotknęła i
obraziła Pana publikacja “Tematy niebezpieczne”?
D. Ratajczak: Widzi Pan, to
jest właśnie bardzo dziwne – chyba najmniej samych Żydów,
dlatego, że głosów “anty-ratajczakowskich” w wydaniu
środowisk ściśle żydowskich było stosunkowo mało i pojawiły
się nieco później. Co więcej, chciałbym wymienić z nazwiska
jednego polskiego Żyda, pana Jana Stopczyka- człowiek ten
przeżył Auschwitz – który bardzo mocno mnie bronił. Wysłał
nawet stosowny list na ręce opolskiej prokuratury z uwagą:
“cenię Ratajczaka za odwagę, nie zamykajcie ust młodemu
pokoleniu”. Natomiast “centralą” walczącą z moją skromną
osobą była forpoczta “postępu” w Polsce – “Gazeta Wyborcza”,
która całą sprawę nagłośniła i w ciągu 24 godzin ze znanego
w Opolu i – tak jak Pan powiedział – lubianego wykładowcy
stałem się banitą, czy ściganym infamusem. W ciągu
kilkunastu godzin zostałem zawieszony w prawach nauczyciela
akademickiego, a potem, po neostalinowskim wewnętrznym
śledztwie, wyrzucono mnie z uczelni. I oczywiście założono
przeciwko mnie sprawę sądową, która ciągnęła się miesiącami.
J. Telejko: …wiem, że się
skończyła już ta sprawa. Jaki był werdykt sądu?
D. Ratajczak: Sprawa zaczęła
się w 1999 roku a zakończyła w 2001. Ostatecznie warunkowo
umorzono ją ze względu na niską szkodliwość społeczną. Ja
wprawdzie w sądzie cały czas tłumaczyłem, że przecież nie
wyrażałem własnego zdania co do tez głoszonych przez
rewizjonistów holokaustu, podkreślałem, że jedynie
referowałem problem (a to wolno mi było robić), chciałem
także powołać stosownych ekspertów w osobach pp. profesorów
Rainy i Bendera, ale sąd pozostawał niewzruszony. Uznał, że
sam jest władny określić, czy referowałem poglądy, czy też
się z nimi zgadzałem. Widzi Pan, od samego początku sprawa
była “szyta grubymi nićmi”… Nie miałem zbyt wielkich szans,
bo proszę zdać sobie sprawę z jednej rzeczy : jednostka
wobec systemu jest niczym, tak samo, jak błogo śpiący na
ulicy człowiek wobec walca kierowanego przez szaleńca. Mogę
powiedzieć tak: zachowałem twarz, walczyłem o nią, ale na
wyrok uniewinniający w 100% oczywiście nie miałem szans. Raz
jeszcze powtórzę: sprawa była od samego początku “kręcona z
góry”, szły dyrektywy z ministerstwa sprawiedliwości, że
trzeba szybko “tego Ratajczaka załatwić”. Jeżeli bowiem nie
zrobimy tego teraz, za chwilę pojawią się następni, którzy
zaczną drążyć “bardzo niebezpieczny temat” . Mój Boże,
czegóż to “nasze elity” nie wypisywały w tamtych czasach o
mnie. Wysyłano mnie do zakładów psychiatrycznych,
twierdzono, że moja sprawa może wpłynąć na stosunki
polsko-żydowskie. Istna paranoja, “dom wariatów”. Taki to
był cyrk i takie występujące w nim małpy. Doprawdy żyjemy w
ciekawych czasach. I “ciekawi” ludzie nami rządzą.
J. Telejko: Panie Dariuszu,
czy ukazały się już po Pana książce inne publikacje na ten
temat, polskich autorów, czy naukowców ?
D. Ratajczak: Nie. Owszem,
były artykuły, a raczej stosowne fragmenty, opisujące mój
przypadek, natomiast takie publikacje ukazały się wcześniej.
Do roku 1999 publikował na ten temat pan Tomasz Gabiś w jego
periodyku “Stańczyk”, ale, jak mówię, do roku 1999, bo
proszę pamiętać, że wtedy to wszedł w życie artykuł 55
Ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej ,w którym
jednoznacznie stwierdzono, iż tych rzeczy nie można pod
groźbą kary więzienia poruszać. Po prostu nie można – i już.
To oczywiście cenzura. Ja, jako historyk nie mogę się z tym
zgodzić. Chociażby dlatego, że cenzura to grób dla historii.
Jakież to upokorzenie dla historyka: ktoś decyduje za niego,
czym ma się zajmować, wyznacza granice badań…
J. Telejko: Panie Doktorze,
kilka słów o Pana rodzinnym domu, Pana karierze, pasjach?
D. Ratajczak: Urodziłem się w
Opolu w roku 1962, z tym, że jak większość mieszkańców tego
miasta nie jestem autochtonem, czyli Ślązakiem. Ojciec
pochodzi z Wielkopolski, ze Śremu, śp. moja mama z Chodorowa
w byłym województwie lwowskim, czyli łączę w sobie tradycję
wielkopolską z wpływami wschodnio-galicyjskimi, kresowymi.
Pochodzę z patriotycznego domu; ojciec jest synem Powstańca
Wielkopolskiego. Dziadek Michał uczestniczył również jako
ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. Kampanię zakończył w
miejscowości Głębokie na Wileńszczyźnie. Natomiast w czasie
I wojny światowej walczył pod kajzerem Wilhelmem. Brał
udział w rzezi pod Verdun. Ja zawsze Bogu dziękuję, że
pochodzę z normalnego polskiego domu nieskażonego jakimiś
miazmatami lewicowości, marksizmu, czy innymi niemiłymi
zdrowemu rozsądkowi rzeczami.
To jest bardzo ważne, gdyż to kim jesteśmy w 80% zależy od
wychowania rodzinnego. Może dlatego jestem przerażony tym,
co się obecnie dzieje z młodym pokoleniem. Otóż młode
pokolenie opuszcza rodzinny dom bez świadomości bycia
Polakiem. W konsekwencji tak często otaczają nas dzisiaj
ludzie, o których można tylko powiedzieć: “polskojęzyczny
tłum”. To jest przykre. Natomiast, jeśli chodzi o moje
pasje… Historia jest moją pasją numer jeden, mam takie nawet
szczególne hobby, a mianowicie dzieje klanów szkockich.
Temat piękny, romantyczny i… bezpieczny. Poza tym lubię
geografię polityczną oraz sport. Szczególnie piłkę nożną.
Boleję, że w polskim futbolu na razie jest tak, jak jest.
Ale to, co już przeżyłem, to przeżyłem. Myślę o
mistrzostwach świata w piłce nożnej w 1974 i 1982 roku – tej
radości nikt mi już nie odbierze.
J. Telejko: Jak Pan widzi
swoją przyszłość naukową, Panie Doktorze? Sąd w zasadzie
Pana uniewinnił, ale w opinii naukowców, historyków ciągle
Pan jest oskarżany i “trędowaty”. Jest Pan “persona
non grata” na każdej wyższej uczelni.
D. Ratajczak: Zgadza się. 20
października tego roku – czyli dosłownie za chwilę – kończy
mi się okres karencji, bo zostałem zawieszony w prawach
nauczyciela akademickiego do 20 października 2003 roku. Już
złożyłem stosowne aplikacje do różnych wyższych uczelni, tak
państwowych, jak i prywatnych . Wszędzie odpowiedź jest
jedna: nie! Oficjalnie brak miejsc, a nieoficjalnie, przy
kawie, dowiaduję się: “Wie Pan, tak
naprawdę, gdyby to od nas zależało, to dawno byśmy pana
zatrudnili, ale nie chcemy mieć kłopotów”. I to jest
mocno podejrzane… co innego ludzie mówią prywatnie, a co
innego oficjalnie. Kłopoty z odwagą cywilną, ot co! Ale
faktem jest, że nie ma większych szans na zatrudnienie w
instytucie naukowym, na uniwersytecie. Jestem realistą. Inna
rzecz, że poglądów nie zmieniłem, do Canossy nie pójdę. A
tego zapewne wymagałaby łaskawa zgoda na zatrudnienie mnie w
instytucji związanej z wyuczonym przeze mnie zawodem.
J. Telejko: Porozmawiajmy
teraz o naszej rzeczywistości. Sytuacja, która jest obecnie
w Polsce przypomina troszeczkę sytuację tuż po “rewolucji” –
rząd swoje, społeczeństwo swoje i ta przepaść między rządem
a społeczeństwem pogłębia się. Mnoży się korupcja, afery.
Jak Pan, jako historyk, ocenia obecną sytuację w Polsce? Czy
nastąpi jakiś przełom i społeczeństwo dokona dobrego wyboru?
D. Ratajczak: Myślę, że ten
przełom w końcu nastąpi. W historii Polski od co najmniej
200 lat mamy kłopoty z elitami politycznymi zaczynając od
epoki saskiej, a kończąc na SLD. To musi się kiedyś skończyć
. Ludzie wielkie nadzieje wiązali z AWS-em, ale jak Pan
doskonale pamięta “nasi” zdradzili, stali się “onymi”.
Wielkie nadzieje wiązano z SLD – znowu zdradzono naiwną
masę. Społeczeństwo musi wreszcie jasno określić, czego i
kogo chce. Musimy w końcu wybrać narodowe polskie elity –
takie elity, które nas nigdy nie zawiodą. Ludzie nie są tacy
głupi, jak się niektórym przedstawicielom elit politycznych
wydaje. Jeżeli Polacy głosowali np. za Unią Europejską
(ponad 70 %) i dzisiaj dowiadują się, że warunki naszej
akcesji są fatalne, to po raz kolejny przekonują się, że
pewni ludzie po prostu kłamią, więcej – kłamstwo jest
organiczną cechą ich osobowości. Zatem jest wielka potrzeba,
aby Polacy uświadomili sobie, że są w tym narodzie naprawdę
ludzie porządni, którzy mogą tworzyć narodowe elity.
Trzeba tylko tych ludzi odnaleźć, trzeba tych ludzi
zgrupować i trzeba na nich zagłosować. Taki jest m.in. cel
działalności Stowarzyszenia Forum Polskie, którego mam
zaszczyt być członkiem.
J. Telejko: Czy społeczeństwo
polskie pójdzie jeszcze do wyborów?
D. Ratajczak: Myślę, że tak –
i do wyborów parlamentarnych w Polsce i do tych
europejskich. Będzie głosowało chyba po raz pierwszy na
ludzi, którzy dadzą temu społeczeństwu gwarancje, że o
losach Polski będą decydować Polacy, to jest środowiska nie
tylko mówiące, ale przede wszystkim czujące po polsku.
Stoimy u progu walki o wszystko… o być albo nie być naszej
Ojczyzny. Na szczęście coraz więcej Polaków zaczyna zdawać
sobie z tego sprawę.
J. Telejko: Czy ta Europa, do
której wchodzimy; w której będziemy uczestniczyć, nie chce
nas “zakwalifikować” jako obywateli drugiej kategorii?
D. Ratajczak: Drugiej albo
nawet i trzeciej kategorii, Panie Redaktorze. Co więcej,
Unia Europejska jest unią ponadnarodową, jest próbą
stworzenia jakiegoś mega-europejskiego państwa. Ludzie
kierujący Unią Europejską w ogóle nie myślą w kategoriach
narodowych. Ich ideałem jest beznarodowe społeczeństwo
manipulowane przez “jaśnie oświecone kręgi”
polityczno-ekonomicznych “macherów”. UE jest próbą
realizacji starego masońskiego marzenia o “superpaństwie”. W
takim układzie nie mówmy, że będzie się rozwijała polska
kultura narodowa i że pozostaniemy Polakami. Unia Europejska
w jej obecnym kształcie jest śmiertelnym wrogiem idei
państwa narodowego, względnie skrytą pod uniwersalnymi
hasłami formą realizacji starych państwowo-narodowych celów
Niemiec. I tak źle, i tak niedobrze. Dlatego naszą
powinnością jest albo przekształcić ją w luźną konfederację
państw narodowych, albo, jeżeli okaże się to niewykonalne, z
tej Unii wystąpić z wielkim hukiem.
J. Telejko: Pana plany naukowe
i autorskie – co Pan zamierza w najbliższym czasie
opublikować? Może jakieś “tematy niebezpieczne”?
D. Ratajczak: W jakiś sposób
tak. Tu jedna uwaga: historyk co rusz napotyka na tematy nie
opracowane – nierzadko “niebezpieczne”. To nie jest tak, że
Ratajczak znajduje “tematy niebezpieczne”. One po prostu są,
one człowieka otaczają, a lata komunizmu, i nawet lata III
Rzeczypospolitej, którą ja nazywam “PRL-em Bis”,
spowodowały, że tych tematów jest coraz więcej.
Powracając do Pana pytania… Zamierzam w najbliższym czasie
wydać książkę poświęconą represjom komunistycznym czy
stalinowskim na Opolszczyźnie, czyli w moim regionie, w
latach 1945-55. Właściwie tekst już jest gotowy – 600 stron
– i prawdopodobnie będę musiał go trochę skrócić, bo jak Pan
doskonale wie współczesne oficyny nie chcą wydawać takich
opasłych tomów. Teraz obowiązuje inna moda: krótko i na
temat. Ale książka, od razu mówię, będzie bardzo ciekawa.
J. Telejko: Panie Doktorze, na
Opolszczyźnie dużo ostatnio się mówi o mniejszości
narodowej, o tworzeniu odrębnego państwa śląskiego – w
zasadzie tworzy się taki mit, że Śląsk chce się oderwać od
Polski. Dlatego ci, którzy przyszli na Śląsk tak, jak Pana
rodzice ze Lwowa, zaczynają się tego Śląska bać.
D. Ratajczak: Tak, zaczynają
się bać i mają powody, żeby się bać. Nie załatwiono kwestii
własnościowych. To tykająca bomba zegarowa w obliczu
wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Proszę pamiętać, że
prawo unijne będzie miało większą wagę od polskiego, czyli
krajowego. Niemcy bezwzględnie wykorzystają tą sytuację,
upomną się “o swoje”. To jest poważne państwo, oni wiedzą,
co robią… Jeżeli ktoś myśli, że zachodni sąsiedzi Polski
zapomnieli o byłych ziemiach niemieckich na wschód od Odry –
żyje w krainie latających niedźwiedzi. Jeśli chodzi o Śląsk
i Ślązaków… Zawsze uważałem, że Śląsk jest polski – to jest
rzecz bezdyskusyjna. Nie ma Polski bez Śląska. Polska bez
Śląska jest krajem nawet już nie drugorzędnym, ale
czwartorzędnym.
Nie ma oczywiście czegoś takiego, jak “narodowość śląska” –
jest to wymysł kilku spryciarzy zgrupowanych wokół pana
Gorzelika i to jest oczywiście typowa, w istocie
proniemiecka dywersja. Ci faceci napisali już nawet książkę
o historii “narodu śląskiego”. Zachodzę w głowę, jak można
napisać książkę o czymś, czego nigdy nie było?! Na
Opolszczyźnie istnieje mniejszość niemiecka – ja nie
odbieram tym ludziom prawa do tego aby czuli się Niemcami,
ale trzeba znać pewne proporcje… Nie można na przykład
twierdzić, że Ślązacy są etniczną częścią narodu
niemieckiego, a Śląsk polsko-niemieckim “landem”. Zresztą
zdecydowaną większość mieszkańców Opolszczyzny stanowią
Polacy. Żyją wśród nas również Ślązacy o polskiej orientacji
narodowej. Tych ludzi spotkała wielka niesprawiedliwość. Po
1945 r. byli prześladowani przez komunistów, wielu z nich
wyjechało do Niemiec, ale ja do dnia dzisiejszego znam
polsko-śląskie rodziny mieszkające pod Opolem, które dumne
są z tego, że ich dziadkowie, czy pradziadowie walczyli w
Powstaniu Śląskim po stronie polskiej. Oczywiście wielu
opolskim Ślązakom zamącili w głowie liderzy niemieckiej
mniejszości w rodzaju Heinricha Krolla. To są niebezpieczni
ludzie, wilki w owczej skórze. Mają pieniądze, cieszą się
poparciem ze strony bogatego “Vaterlandu” Jest to
potencjalnie piąta kolumna. Na szczęście zauważam, że
szeregi mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie rzedną.
Chyba jest szansa, aby ponownie przyciągnąć śląskie masy do
polskości. Trzeba to robić delikatnie szanując śląskie
odrębności regionalne, śląską gwarę (naprawdę urokliwą),
zwyczaje itd. Jedno jest wszak pewne: nie ma Polski bez
Śląska. Generał de Gaulle miał rację. Najbardziej polskim z
polskich miast jest… Zabrze! Dodam: i Opole… i Opole,
historyczna stolica polskiego Górnego Śląska!
J. Telejko: Z “niepokornym”
doktorem Dariuszem Ratajczakiem, historykiem, człowiekiem,
który napisał książkę, która “poruszyła” całą Polskę, a
obecnie jest nocnym stróżem, rozmawiałem dzisiaj w Radiu
Rodzina.
Serdecznie dziękuje za przybycie do studia i za rozmowę.
D. Ratajczak: Dziękuję.
Szczęść Boże.
Za: http://www.nacjonalista.pl/2010/06/16/zmarl-niepoprawny-historyk-dr-dariusz-ratajczak.html
Zapraszam na blog Dariusza Ratajczaka (dopóki istnieje):
http://dariuszratajczak.blogspot.com/
Wiele wartościowych komentarzy do tematu znajdziemy
w gajówce:
http://marucha.wordpress.com/2010/06/16/pamieci-dr-a-dariusza-ratajczaka/
oraz
Człowiek, który polit-poprawności się nie kłaniał