Inwazja na Gazę w grudniu 2008 r. okazała się – podobnie jak inwazje na Liban w latach 1982 i 2006 – kolejną izraelską klęską w dziedzinie public relations. Ofiary cywilne i zniszczenie infrastruktury cywilnej były tak olbrzymie, że krytyka tego ataku przebiła się nawet do mediów głównego nurtu. Jak zatem wyjaśnić ową gotowość Izraela do przeprowadzenia ataku wymierzonego w ludność cywilną, który musiał zaowocować złą prasą na całym świecie?
Początkowo spekulowano, że głównym motywem były nadchodzące wybory w Izraelu – rozpisane na 10 lutego 2009 r. W tym przypominającym Spartę i zżeranym przez ,zemstę i żądzę krwi” [1] społeczeństwie zabieganie o głosy niewątpliwie miało swoje znaczenie. Sondaże przeprowadzone w trakcie inwazji wykazały poparcie dla niej ze strony 80-90% Żydów izraelskich [2]. Dziennikarz izraelski Gideon Levy wskazywał jednak na „Democracy Now!”: „Izrael prowadził bardzo podobną wojnę […] dwa i pół roku temu [w Libanie], a nie było wówczas wyborów” [3].
Atak na Gazę korespondował w istocie z żywotnymi interesami państwa, których przywódcy izraelscy nie narażą w imię doraźnych korzyści wyborczych. Nawet w ostatnich dziesięcioleciach, gdy postępowało splugawienie izraelskiej sceny politycznej, długo by trzeba się głowić, aby wymienić choć jedną dużą kampanię militarną podjętą w imię partykularnych celów politycznych.
Dyskusyjne jest np. czy do wybiegu wyborczego da się sprowadzić decyzja premiera Menachema Begina o zbombardowaniu irackiego reaktora Osirak. Nic tu zmienia nawet fakt, że gra o rzekomo wielką pulę strategiczną okazała się być w istocie grą o marchewkę: wbrew powszechnemu mniemaniu Saddam Husajn nie zamierzał przed tym bombardowaniem rozwijać wojskowego programu nuklearnego [4]. Głównych motywów inwazji na Gazę również nie należy szukać w zbliżających się wówczas wyborach. Szło natomiast po pierwsze o odbudowanie izraelskiej „zdolności odstraszania” po drugie zaś o zapobieżenie niebezpieczeństwu, jakie niosłaby ze sobą nowa „ofensywa pokojowa” ze strony Palestyńczyków.
Jak donosił – cytując źródła izraelskie – bliskowschodni korespondent New York Times’a Ethan Bronner, „ważną przesłanką” Izraela podczas „Operacji Płynny Ołów” pozostawało „przywrócenie izraelskiej zdolności odstraszania” ponieważ „jego wrogowie boją się mniej niż niegdyś się bali i niż powinni się bać” [5]. Zachowanie zdolności odstraszania zawsze było ważnym aspektem izraelskiej doktryny strategicznej. Oto jaki był główny motyw ataku na Egipt w 1967 r., skutkującego izraelską okupacją Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Historyk izraelski Benny Morris usprawiedliwiał inwazję na Gazę w grudniu 2008 r. pisząc, iż „wielu Izraelczyków obawia się, że ściany […] zacieśniają się […] podobnie jak obawiali się na początku czerwca 1967 r.” [6] (Kilka miesięcy później Gideon Levy szydził z permanentnej izraelskiej propagandy strachu, dostarczającej „diabelskich wymówek” które „wszystko wyjaśniają i usprawiedliwiają” [7].) W czerwcu 1967 r. zwykłymi Izraelczykami istotnie targały złe przeczucia, lecz Izrael nie stanął wówczas w obliczu zagrożenia egzystencjalnego – o czym Morris dobrze wie [8] – a wynik wojny nie spędzał przywódcom izraelskim snu z powiek.
Po tym jak w maju 1967 r. Izrael zagroził atakiem na Syrię [9], prezydent Egiptu Gamal Abdel Naser posłał oddziały egipskie na Synaj oraz ogłosił zamknięcie Cieśniny Tirańskiej dla żeglugi izraelskiej. (Kilka miesięcy wcześniej Egipt podpisał z Syrią pakt wojskowy.) Izraelski minister spraw zagranicznych Abba Eban stwierdził emocjonalnie, że z powodu blokady Izrael może „oddychać tylko jednym płucem” lecz państwo to praktycznie nie korzystało wówczas z tej trasy morskiej (pomijając transporty ropy, której zapasy były wystarczające). Przy tym Naser nawet nie wcielił blokady w życie: przez kolejne dni po jego oświadczeniu okręty izraelskie swobodnie przemierzały Cieśninę Tirańską. Jakie zatem zagrożenie wojskowe mógł stanowić Egipt? Kolejne agencje wywiadowcze Stanów Zjednoczonych stwierdziły, że Egipcjanie nie kwapili się do ataku na Izrael, a gdyby nawet stało się niemożliwe, to – jak stwierdził amerykański prezydent Lyndon Johnson – po ataku Egiptu bądź całej koalicji państw arabskich Izrael „wystrzelałby ich wszystkich z bicza” [10]. 1 czerwca 1967 r. szef Mossadu powiedział dygnitarzom amerykańskim, że „nie ma różnic w obrazie sytuacji, jakim dysponują wywiady wojskowe Stanów Zjednoczonych i Izraela, ani też w jego interpretacji” [11].
Izrael martwił się raczej rosnącą świadomością świata arabskiego, otrzymującą bodźce za sprawą radykalnego nacjonalizmu Nasera i znajdującą zwieńczenie w jego wyzywających gestach z maja 1967 r. Dał on wówczas do zrozumienia, że nie będzie grał pod izraelskie dyktando.
Ariel Szaron, ówczesny dowódca jednej z dywizji, począł więc strofować niechętnych izraelskiemu atakowi członków gabinetu stwierdzając, że Izrael traci swą „zdolność do odstraszania […] naszą najważniejszą broń – strach przed nami” [12]. „Zdolność do odstraszania” nie oznaczała więc zdolności uniknięcia zbliżającego się śmiertelnego ataku, lecz umiejętność takiego zastraszenia Arabów, by nawet przez myśl im nie przeszło sprzeciwiać się izraelskiemu widzimisię, choćby oznaczało ono nawet największą bezwzględność. Oceniając stosunek sił w regionie, główny doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych Walt W. Rostow uznał za imperatyw „przykrojenie Nasera” [13]. 5 czerwca 1967 r. Izrael wszczął wojnę, której cel tak ujął izraelski analityk strategiczny Zeew Maoz: „przywrócenie wiary w izraelską zdolność do odstraszania” [14].
Kolejnym, co postawiło izraelską „zdolność do odstraszania” pod znakiem zapytania, okazało się wypędzenie przez Hezbollah izraelskiej armii okupacyjnej z Libanu w maju 2000 r. Ponieważ Izrael poniósł upokarzającą klęskę, którą świętował cały świat arabski, kolejna wojna stała się nieomal nieunikniona. Izrael zaczął prawie natychmiast planować kolejną odsłonę [15], aż znalazł pretekst latem 2006 r., gdy Hezbollah pojmał 2 żołnierzy izraelskich (zabijając w trakcie operacji 7 innych) i wysunął żądanie ich wymiany na przetrzymywanych w Izraelu więźniów libańskich. Choć Izrael wszczął z całą furią ataki lotnicze i z całych sił gotował się do inwazji lądowej, kolejny raz poniósł sromotną klęskę. Szanowany amerykański analityk wojskowy zmuszony był odłożyć do szuflady swe proizraelskie stanowisko i przyznać: „Izraelskie Siły Powietrzne, owo skrzydło armii izraelskiej, które niegdyś niszczyło inne siły lotnicze w kilka dni, okazało się niezdolne nie tylko do powstrzymania ataków rakietowych Hezbollahu, lecz nawet do zadania mu strat uniemożliwiających szybki powrót do sił”. Stwierdził również: „po wkroczeniu do Libanu siły lądowe […] nie zdołały zdobyć nawet przygranicznych posterunków Hezbollahu”. Wskazywał: „gdy mowa o realizacji celów izraelskich, okazuje się, że porwani żołnierze izraelscy nie zostali uratowani ani uwolnieni; ogień rakietowy Hezbollahu – nawet jego rakiety dalekiego zasięgu – nie został ani przez chwilę powstrzymany […]; izraelskie siły lądowe otrzymały zaś ciężki cios i zostały dosłownie zepchnięte w bagno przez dobrze wyposażonego i przygotowanego wroga”. Wreszcie skonstatował: „zwiększenie liczebności oddziałów i przeprowadzenie zmasowanej inwazji lądowej oznaczałyby pewną zmianę wyniku, jednak twierdzenie, że takie kroki przyniosłyby ostateczne zwycięstwo nad Hezbollahem […] nie znajduje oparcia w przykładach historycznych ani logice” [16].
Ogrom porażki uzmysławia proste zestawienie liczb: Izrael wysłał 30-tysięczne oddziały przeciwko 2 tys. bojowników Hezbollahu. Wystrzelił 162 tys. pocisków, podczas gdy Hezbollah 5 tys. (w tym 4 tys. rakiet i pocisków skierowanych na Izrael oraz tysiąc pocisków przeciwczołgowych wykorzystanych w samym Libanie) [17]. Co więcej: „znaczna większość bojowników broniących takich miejscowości jak Ajta Asz Szab, Bint Dżbejl czy Marun ar-Ras nie była w istocie regularnymi bojownikami Hezbollahu, a część z nich nie była nawet jego członkami” zaś „wielu najlepszych i posiadających największe umiejętności bojowników Hezbollahu ani razu nie wzięło udziału w działaniach, oczekując wzdłuż brzegu rzeki Litani i spodziewając się, że nacierające Izraelskie Siły Obronne zajdą o wiele dalej i dotrą tam o wiele szybciej niż miało to miejsce w rzeczywistości” [18]. Kolejnym dowodem utraty szczęścia przez Izrael był fakt, że podczas gdy w czasie wszystkich poprzednich konfliktów zbrojnych kontynuował on działania wbrew rezolucjom ONZ wzywającym do zawieszenia broni, to w ostatnim etapie wojny w 2006 r. z nadzieją oczekiwał takiej rezolucji, mającej wybawić go od nieuchronnej klęski.
Po wojnie libańskiej w 2006 r. Izrael ogromnie pragnął ponownie dobrać się do Hezbollahu, nie miał jednak pewności, czy zejdzie z pola bitwy jako zwycięzca. W połowie 2008 r. państwo to podjęło rozpaczliwe starania w celu wciągnięcia Stanów Zjednoczonych do ataku na Iran, licząc na to, że w ten sposób ukręci głowę także Hezbollahowi (podopiecznemu Iranu) i przywoła do porządku głównych aktorów, stawiających czoła jego hegemonii w regionie. Izrael i jego półoficjalni emisariusze tacy jak Benny Morris straszyli, że jeśli Stany Zjednoczone na to nie przystaną, „zostanie użyta broń niekonwencjonalna” i „zginie wielu niewinnych Irańczyków” [19]. Stany Zjednoczone powiedziały atakowi na Iran twarde „nie” ku rozżaleniu i upokorzeniu Izraela, dla którego oznaczało to kolejny ciężki cios w wizerunek siły zdolnej do terroryzowania. Nadszedł czas, by znaleźć inny cel – jak ulał pasowała tu Gaza, od zawsze dysponująca bardzo skromnymi zdolnościami obronnymi. Znajdował się tam kiepsko uzbrojony, lecz niezłomnie stawiający opór izraelskiemu dyktatowi ruch islamski. Hamas miał czelność trąbić wszem i wobec, że w 2005 r. zmusił Izrael do „wycofania” się z Gazy, a w czerwcu 2008 r. wymusił na nim zgodę na zawieszenie broni. Izrael miał odzyskać swą zdolność do odstraszania właśnie w Gazie, lecz wskazówką, jak to skutecznie uczynić, pozostał teatr wojny w Libanie w 2006 r.
Podczas tej wojny Izrael zrównał z ziemią Dahiję, południowe przedmieście Bejrutu, zamieszkałe głównie przez popierającą Hezbollah biedotę szyicką. Po zakończeniu wojny oficerowie armii izraelskiej zaczęli przywoływać „strategię Dahiji”. Szef północnego dowództwa Izraelskich Sił Obronnych Gadi Eisenkot wyjaśniał: „Zastosujemy nieproporcjonalną siłę przeciwko każdej miejscowości, z której padają strzały w kierunku Izraela, i spowodujemy wielkie szkody i zniszczenia. To nie sugestia. To plan, który już zatwierdzono”. Jak stwierdził pracujący dla Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym pułkownik rezerwy Gabriel Siboni, w razie działań wojennych Izrael powinien „działać natychmiast, zdecydowanie, i zastosować nieproporcjonalną siłę. Taka odpowiedź ma poskutkować zadaniem strat i oznaczać karę, której rozmiary wymuszą długi i kosztowny proces odbudowy”. Były szef Izraelskiej Rady Bezpieczeństwa Giora Ejland odgrażał się: „Kolejna wojna […] doprowadzi do eliminacji libańskich sił zbrojnych, zniszczenia infrastruktury kraju i olbrzymiego cierpienia ludności. Poważne straty dla Republiki Libanu, zniszczenie domów i infrastruktury oraz cierpienie setek tysięcy ludzi stanowić będą konsekwencje, które bardziej niż cokolwiek innego umożliwią wpływ na zachowanie Hezbollahu” [20].
Należy wspomnieć, że prawo międzynarodowe uznaje stosowanie nieproporcjonalnej siły i branie za cel cywilów za zbrodnię wojenną. Choć ta nowa strategia miała znaleźć zastosowanie przeciwko wszystkim regionalnym przeciwnikom Izraela, którzy nie zechcą zgiąć karku, to wielokrotnie dawano do zrozumienia, że Gaza jest pierwsza na celowniku. Nobliwy izraelski mędrzec z wieży z kości słoniowej tak oto lamentował: „To bardzo źle, że to nie nastąpiło natychmiast po wycofaniu z Gazy [w 2005 r.] i pierwszych ostrzałach rakietowych. Gdybyśmy natychmiast zastosowali strategię Dahiji, zapewne oszczędzilibyśmy sobie wielu kłopotów”. Izraelski minister spraw wewnętrznych Mejr Szeetrit żądał we wrześniu 2008 r., by w razie kolejnego ataku rakietowego ze strony Palestyńczyków „Izraelskie Siły Obronne […] wytypowały jedno z osiedli w Gazie i zrównały je z ziemią” [21].
Izraelski plan operacyjny ataku na Gazę wyłania się już z buńczucznych stwierdzeń, padających nim jeszcze wprowadzono go w życie. Generał major rezerwy Amiram Lewin mówił: „Działać systematycznie w celu ukarania wszystkich organizacji, wystrzeliwujących rakiety i moździerzowe, oraz wszystkich cywilów, którzy umożliwiają im ostrzał i zapewniają kryjówkę – oto co musimy uczynić”. Zastępca szefa sztabu Izraelskich Sił Obronnych Dan Harel zapewniał: „Po tej operacji w Gazie nie ostanie się ani jeden należący do Hamasu budynek”. Rzecznik armii izraelskiej major Awital Leibowitz oświadczył: „Wszystko, co jest związane z Hamasem, stanowi uprawniony cel”. Z kolei wicepremier Eli Jiszaj stwierdził, że należy założyć możliwość „zniszczenia Gazy, tak by zrozumieli, że nie należy nam wchodzić w paradę. […] Zburzenie tysięcy domów wszystkich terrorystów daje wielką szansę, by w przyszłości pomyśleli dwa razy nim uskutecznią ataki rakietowe. […] Mam nadzieję, że operacja zostanie doprowadzona do końca i oznaczać będzie olbrzymie zdobycze w postaci całkowitego zniszczenia terroryzmu i Hamasu. Moim zdaniem należy obrócić ich w pył i proch, zburzyć tysiące domów, tuneli i fabryk”. Korespondent wojskowy izraelskiej telewizji Kanał 10 komentował: „Izrael nie stara się ukryć faktu, że reaguje nieproporcjonalnie” [22].
Media izraelskie wprost szalały z radości po – jak napisano w dzienniku Maariw – „szoku i przerażeniu”, jakie przyniosła wstępna kampania powietrzna (Dziennikarz Maariw wyraźnie nawiązał tu do „Operacji Szok i Przerażenie”, przeprowadzonej w marcu 2003 r. – na początku drugiej wojny w Zatoce Perskiej. Armia amerykańska zrzuciła wówczas na Bagdad tysiące bomb, w tym bomby paliwowo-powietrzne MOAB („matka wszystkich bomb”), jedne z najpotężniejszych istniejących bomb konwencjonalnych. Dokonywano również nalotów dywanowych na inne miasta w Iraku. Celem było wywołanie niesłychanego spustoszenia i doprowadzenie ludności cywilnej do przerażenia i całkowitej dezorientacji przed rozpoczęciem kolejnego etapu działań wojennych – przyp. tłum.) [23]. Podczas dwóch pierwszych dni wojny w 2006 r. Izrael zdołał zabić ledwo 55 Libańczyków – tymczasem tym razem podczas pierwszych czterech minut pierwszego dnia inwazji udało się pozbawić życia aż 300 mieszkańców Gazy. Większość celów znajdowało się w „gęsto zaludnionych obszarach mieszkalnych”, a bombardowania rozpoczęły się „około 11:30, w godzinach szczytu, gdy na ulicach znajdowało się pełno cywilów, w tym dzieci powracających ze szkoły po porannych lekcjach i udających się do niej na lekcje popołudniowe” [24]. Jak zauważył kilka dni po rzezi dobrze poinformowany izraelski analityk strategiczny: „Izraelskie Siły Obronne zaplanowały atak na budynki i obiekty, w których znajdowały się setki osób, nie ostrzegając ich wcześniej i nie umożliwiając ucieczki, lecz realizując z powodzeniem zamiar zabicia jak największej liczby ludzi” [25]. Benny Morris chwalił „mający olbrzymią skuteczność atak powietrzny Izraela na Hamas” [26].
Publicysta izraelski B. Michael nie podzielał jednak tego zachwytu dla wykorzystania uzbrojonych w działka śmigłowców i samolotów bojowych przeciwko „olbrzymiemu więzieniu oraz ostrzeliwania znajdujących się w nim ludzi” [27] – takich jak np. „policjanci drogowi na ceremonii ich awansowania czy rozpaczliwie poszukujący źródła dochodu młodzi ludzie, którzy myśleli, że znajdą pracę w policji, a zamiast tego znaleźli spadającą z niebios śmierć” [28]. Następnie pojawiły się doniesienia, że masakrę uczestników tej ceremonii planowano „na kilka miesięcy przed atakiem”, zaś doprowadzenie do niej przyjęto z „entuzjazmem” [29]. Już pierwszego dnia zabito bądź śmiertelnie raniono nie tylko niedoszłych policjantów drogowych, lecz również co najmniej 16 dzieci, a zdalnie sterowany pocisk wystrzelony z izraelskiego dronu (samolotu bezzałogowego) zabił 9 uczniów szkoły średniej (w tym dwie młode kobiety) „oczekujących na ONZ-owski autobus”, który miał zabrać ich do domu [30].
Po rozpoczęciu „Operacji Płynny Ołów” szybko okazało się, że przedstawicieli Izraela nie interesowało już sprzedawanie bajek o konieczności powstrzymania ognia rakietowego Hamasu. „Pamiętajcie, że prawdziwym wrogiem Baraka nie jest Hamas” – mówił dla szanowanej, zajmującej się rozwiązywaniem konfliktów organizacji Międzynarodowa Grupa Kryzysowa jeden z byłych ministrów izraelskich – „Jest nim wspomnienie 2006 r.” [31] Izraelski filozof Asa Kaszer, który dwoił się i troił, by usprawiedliwić inwazję na Gazę, wyraził jednak opinię, że „państwo demokratyczne […] nie może wykorzystywać ludzkich istnień jako środka tworzenia poczucia zastraszenia. Ludzie to nie narzędzia do wykorzystania” [32]. Inni komentatorzy napawali się jednak triumfem, stwierdzając, że „Gaza ma się tak do Libanu jak drugie podejście do egzaminu ma się do pierwszego – to druga szansa na zaliczenie”. Chełpiono się, że tym razem Izrael „cofnął” Gazę nie o 20 lat, jak to obiecywał Libanowi, lecz „do lat 40. Elektryczność jest dostępna tylko przez kilka godzin dziennie”. Izrael „odzyskał swą zdolność odstraszania”, gdyż „wojna w Gazie rekompensuje niepowodzenia drugiej wojny w Libanie” w 2006 r. Zatem „nie ma wątpliwości, że przywódca Hezbollahu Hassan Nasrallah jest dziś cały w nerwach. […] W świecie arabskim nikt już nie powie, że Izrael jest słabeuszem” [33].
Swój falset w tym chóralnym alleluja odśpiewał również Thomas Friedman, ekspert do spraw zagranicznych w New York Timesie. Zdaniem Friedmana, to Izrael wygrał wojnę w 2006 r., gdyż spowodowała ona „znaczne straty majątkowe i przypadkowe ofiary w Libanie”, wobec czego stanowiła dla Hezbollahu „nauczkę”. Hezbollah obawia się teraz gniewu Libańczyków, więc „następnym razem pomyśli trzy razy” nim ośmieli się zagrać Izraelowi na nosie. Wyraził nadzieję, że Izrael w podobny sposób „starał się dać nauczkę Hamasowi, zabijając wielu jego bojowników i zadając poważne cierpienie mieszkańcom Gazy”. Usprawiedliwiając ataki na libańskich cywilów i infrastrukturę cywilną podczas wojny w 2006 r., Friedman zapewniał, że Izrael nie miał wyjścia, gdyż „Hezbollah stworzył niezwykle mieszkalną infrastrukturę wojenną […] głęboko osadzoną w miastach i wsiach tego kraju”. Ponieważ zaś „Hezbollah gnieździł się wśród cywilów, to jedynym możliwym dalekosiężnym środkiem odstraszania było zadanie cywilom takiego cierpienia […], by w przyszłości Hezbollah wykazał się rozwagą” [34].
Nie ma sensu rozwodzić się nad mową-trawą Friedmana – cóż bowiem znaczy „mieszkalny”? Nie ma sensu rozwodzić się nawet nad tym, że Friedman nie tylko przyznał, iż śmierć cywilów była nieunikniona, lecz wręcz opowiedział się za uderzaniem w cywilów jako strategią odstraszania. Rozważmy jedynie czy prawdą jest choćby to, że Hezbollah był „osadzony”, „gnieździł się” i „mieszał” z cywilną ludnością Libanu. Oto do jakich wniosków doszła po wyczerpującym śledztwie renomowana organizacja praw człowieka Human Rights Watch: „Znaleźliśmy mocne dowody, że Hezbollah przechowywał większość swych rakiet w bunkrach i magazynach broni, mieszczących się na niezamieszkałych polach i dolinach, że w większości wypadków bojownicy Hezbollahu opuścili zaludnione obszary cywilne zaraz po rozpoczęciu walk, oraz że Hezbollah wystrzelił większość swych rakiet z uprzednio przygotowanych pozycji poza obszarem wsi”. Dalej czytamy: „nie licząc zupełnych wyjątków, we wszystkich objętych przez nas śledztwem przypadkach śmierci cywilów, bojownicy Hezbollahu nie przebywali wśród ludności cywilnej, ani nie podejmowali innych działań mogących przyczynić się do wzięcia przez siły izraelskie za cel danego domu czy pojazdu”. W istocie rzeczy „już same ślady ognia izraelskiego w Libanie potwierdzają wniosek, że Hezbollah wystrzelił wiele rakiet z plantacji tytoniu, gajów bananowych, oliwkowych i cytrusowych, jak też z odległych niezamieszkałych dolin” [35].
Podobne wnioski wynikają również ze studium Szkoły Wojennej Armii Stanów Zjednoczonych, opartego w znacznej mierze o wywiady z biorącymi udział w wojnie libańskiej żołnierzami izraelskimi: „na kluczowych polach bitwy podczas kampanii lądowej na południe od rzeki Litani cywile byli nieomal nieobecni, a biorący udział w walkach żołnierze Izraelskich Sił Obronnych konsekwentnie utrzymują, że bojownicy Hezbollahu jedynie w małym bądź nieznacznym stopniu mieszali się z nie biorącymi udziału w walkach. Nie ma też żadnych usystematyzowanych doniesień o używaniu przez Hezbollah cywilów jako żywych tarcz w strefie walk”. Autorzy wskazują w przypisie, że „ogromna większość bojowników Hezbollahu nosiła mundury. Ich ekwipunek i ubiór były w istocie bardzo podobne do tych używanych przez siły zbrojne różnych państw – płowe albo zielone mundury, hełmy, kamizelki kuloodporne, osłony ciała, nieśmiertelniki oraz insygnia wskazujące stopień wojskowy” [36].
Friedman twierdzi dalej, że „zamiast zmierzyć się oko w oko z armią izraelską” Hezbollah ostrzeliwał rakietami cywilną ludność Izraela w celu spowodowania ataków odwetowych, których nieuchronnym skutkiem była śmierć cywilów libańskich oraz „wściekłość ulicy arabsko-muzułmańskiej”. Liczne badania dowiodły jednak [37] – przyznali to również sami dygnitarze izraelscy [38] – że Hezbollah, prowadzący wojnę partyzancką przeciwko armii izraelskiej, ostrzeliwał cywilów izraelskich tylko w reakcji na ostrzał cywilów libańskich przez Izrael. Podczas wojny w 2006 r. Hezbollah zaczął ostrzeliwać rakietami skupiska cywilnej ludności izraelskiej dopiero wówczas, gdy Izrael zdążył już zabić wielu cywilów libańskich. Przywódca Hezbollahu Sajjed Hassan Nasrallah obwieścił, że jego ugrupowanie będzie ostrzeliwać cywilów izraelskich „tak długo, jak długo trwać będzie nie znająca barier i granic agresja wroga” [39].
Podczas wojny w 2006 r. Izrael atakował libańską ludność cywilną i infrastrukturę nie dlatego, że nie miał innego wyjścia i nie dlatego, że został sprowokowany przez Hezbollah, lecz dlatego, że uznał terroryzowanie tej ludności za tanią metodę „dania nauczki”. Uznał takie działanie za o wiele korzystniejsze niż wplątywanie się kosztem znacznych strat w walkę z rzeczywistym wrogiem, choć niespodziewanie zaciekły opór Hezbollahu nie pozwolił Izraelowi ogłosić zwycięstwa na polu bitwy. Trzeba jednak przyznać, że Izrael udzielił skutecznej „nauczki” libańskiej ludności cywilnej, przez co Hezbollah nie zamierzał wchodzić mu w drogę podczas późniejszej o 2 lata inwazji na Gazę [40]. Pedagogika izraelska poskutkowała również wśród ludności cywilnej w Gazie. Jak stwierdza Międzynarodowa Grupa Kryzysowa: „Ciężko było przekonać mieszkańców Gazy, którym zburzono domy oraz zabito i raniono członków rodziny i przyjaciół, że to wszystko było zwycięstwem” – którym po inwazji chełpił się Hamas [41]. Również w wypadku Gazy Izrael mógł przypisywać sobie zwycięstwo wojskowe jedynie dlatego, że – jak pisał Gideon Levy – „wielka, rozrośnięta armia walczy z bezbronną ludnością oraz słabą i spauperyzowaną organizacją, która wyniosła się ze strefy konfliktu i ledwo podejmuje walkę” [42].
Usprawiedliwienia, jakie serwuje Friedman na łamach New York Timesa, oznaczają pochwałę terroryzmu państwowego [43]. Ewolucja izraelskiego modus operandi, zorientowanego na odzyskanie zdolności odstraszania, w istocie swej posuwa się trajektorią równoznaczną ze stopniowym upadkiem w barbarzyństwo. W czerwcu 1967 r. Izrael odniósł zwycięstwo nade wszystko na polu bitwy – choć, jak pisze Rostow, dzięki „strzelaniu z armat do wróbli” [44] – tymczasem w trakcie kolejnych działań wojennych, szczególnie w Libanie, dążył zarówno do zwycięstwa militarnego jak i wymuszenia kapitulacji poprzez bombardowania ludności cywilnej. Powodem, dla którego pragnący odzyskać zdolność odstraszania Izrael obrał sobie za cel Gazę, było jednakże dążenie do uniknięcia jakiegokolwiek ryzyka związanego z wojną konwencjonalną: uderzył on w Gazę, gdyż była ona niemal bezbronna. Niemniej to, że Izrael posunął się do nieskrępowanego terroru pozostaje dowodem, że jego siła militarna uległa pewnemu zmniejszeniu. Świętowanie waleczności Izraela już po zakończeniu inwazji na Gazę przez ludzi pokroju Benny’ego Morrisa świadczy zaś o postępującym oderwaniu od rzeczywistości zarówno intelektualistów izraelskich głównego nurtu, jak i znacznej części izraelskiej opinii publicznej.
Strategia odstraszania przyniosła dodatkową korzyść: podniosła morale wewnątrz Izraela. Wewnętrzny dokument ONZ z lutego 2009 r. stwierdza, że „znaczącym osiągnięciem” wynikającym z inwazji pozostaje rozwianie wątpliwości Izraelczyków co do „ich możliwości i siły Izraelskich Sił Obronnych, umożliwiającej zadawanie wrogom ciosów. […] Użycie nadmiernej siły […] dowodzi, że Izrael jest panem i władcą […]. Obrazy zniszczenia przeznaczone były raczej dla oczu Izraelczyków niż dla oczu spragnionych zemsty i głodnych dumy narodowej wrogów Izraela” [45].
Głównym celem izraelskiej inwazji na Gazę pozostawało, obok odzyskania zdolności odstraszania, wyeliminowanie resztek zagrożeń, jakie niósł ze sobą pragmatyzm palestyński. Cała społeczność międzynarodowa poza Izraelem i Stanami Zjednoczonymi konsekwentnie popiera rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego w oparciu o ustanowienie dwóch państw dzięki pełnemu wycofaniu Izraela do granic z 1967 r., jak również „sprawiedliwe rozwiązanie” kwestii uchodźców w oparciu o prawo powrotu i odszkodowania [46]. Zgromadzenie Ogólne ONZ każdego roku uchwala rezolucję zatytułowaną „Pokojowe rozwiązanie kwestii palestyńskiej”. Rezolucja ta nieodmiennie traktuje o takich środkach na rzecz osiągnięcia „dwupaństwowego rozwiązania dla Izraela i Palestyny”, jak:
1. „Uznanie zasady niedopuszczalności nabywania terytorium w drodze wojny”;
2. „Potwierdzenie nielegalności osiedli izraelskich na terytoriach palestyńskich okupowanych od 1967 r., w tym w Jerozolimie Wschodniej”;
3. „Podkreślenie potrzeby:
- Wycofania się Izraela z terytoriów palestyńskich okupowanych od 1967 r., w tym z Jerozolimy Wschodniej;
- Realizacji niezbywalnych praw narodu palestyńskiego, szczególnie prawa do samostanowienia i do posiadania niepodległego państwa”;
- „Podkreślenie konieczności rozwiązania problemu uchodźców palestyńskich zgodnie z rezolucją nr 194 (III) z 11 grudnia 1948 r.” [47]
Na szczeblu regionalnym, podczas szczytu Ligi Arabskiej w Bejrucie w marcu 2002 r., przyjęto jednogłośnie inicjatywę pokojową, która stanowiła odbicie ONZ-owskiego konsensu i którą wielokrotnie potwierdzono (ostatnio na szczycie w Doha w marcu 2009 r.). Wszystkich 57 państw Organizacji Konferencji Islamskiej, w tym Iran, „uznało arabską inicjatywę pokojową na rzecz rozwiązania problemu Palestyny i Bliskiego Wschodu za swoją […] oraz zdecydowało o zastosowaniu wszelkich możliwych środków dla upewnienia się i rozpoznania, co inicjatywa ta potencjalnie niesie ze sobą, jak też uzyskania międzynarodowego poparcia dla jej realizacji” [48]. Dla propagandystów proizraelskich fakt ten oznacza, że „wszystkich 57 członków Organizacji Konferencji Islamskiej cechuje wściekła wrogość wobec Izraela” [49]. Inicjatywa Ligi Arabskiej zobowiązuje ją nie tylko do uznania Izraela, lecz również do „ustanowienia normalnych stosunków” z tym państwem, gdy tylko uzna ono określone przez konsens warunki trwałego pokoju.
W 2002 r. Izrael zaczął wznosić fizyczną barierę, wcinającą się głęboko w Zachodni Brzeg i której sinusoidalny tor pozwala anektować znaczne obszary kolonii. Zgromadzenie Ogólne ONZ wystąpiło do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z prośbą o wyjaśnienie „konsekwencji prawnych wynikających z budowy muru wznoszonego przez Izrael”. W 2004 r. Trybunał przedstawił swą przełomową opinię doradczą, w której, uznając mur za nielegalny, przypomniał też wielokrotnie ramy prawne rozwiązania konfliktu [50]. Wymienił „zasady i pryncypia prawa międzynarodowego, ważne dla oceny legalności kroków podejmowanych przez Izrael”:
1. „Nie można uznać za legalny żadnego nabytku terytorialnego wynikającego z groźby bądź użycia przemocy”;
2. „Polityka i praktyki Izraela, za sprawą których ustanowiono osiedla na terytoriach palestyńskich oraz innych terytoriach arabskich okupowanych od 1967 r.” nie mają „żadnego umocowania prawnego”.
Rozważając dalej „czy budowa muru pogwałciła te zasady i pryncypia”, Trybunał stwierdził, że:
Rozważając sprawę Palestyny, zarówno Zgromadzenie Ogólne jak i Rada Bezpieczeństwa powoływały się na zwyczajową zasadę „niedopuszczalności nabywania terytorium w drodze wojny”. […] Na tej samej podstawie Rada Bezpieczeństwa kilkakrotnie potępiała działania Izraela, zmierzające do zmiany statusu Jerozolimy. […]
Gdy mowa o prawie narodów do samostanowienia, […] istnienie »narodu palestyńskiego« nie podlega dalszej dyskusji. […] Jednym z jego praw jest prawo do samostanowienia. […]
Trybunał wyciąga wniosek, że osiedla izraelskie na Okupowanych Terytoriach Palestyńskich (w tym w Jerozolimie Wschodniej) zostały ustanowione z pogwałceniem prawa międzynarodowego.
Nikt z 15 sędziów zasiadających w ławach Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości nie przedstawił zdania odmiennego w kwestii tych podstawowych zasad i ustaleń. Trudno przy tym utrzymywać, że kierowali się oni antyizraelskimi uprzedzeniami, czy też – jak twierdził profesor prawa na Uniwersytecie Harvarda Alan M. Dershowitz – że był to „sąd kapturowy” [51]. Kilku sędziów, którzy głosowali podobnie jak większość, przedstawiło jednocześnie odrębne opinie wyrażające ich głęboką sympatię dla Izraela. Sędziowie doszli do ostatecznych postanowień niemal jednogłośnie, konsens ten nie wynikał zaś ze zbiorowych uprzedzeń, lecz z rzeczywistej sytuacji: bezsporności natury rozpatrywanych zasad prawnych oraz pogwałcenia ich przez Izrael. Nawet sędzia Thomas Buergenthal ze Stanów Zjednoczonych, głosujący wbrew 14-osobowej większości potępiającej budowę muru przez Izrael, musiał z bólem przyznać, że w opinii doradczej znalazło się „wiele” stwierdzeń, „z którymi się zgadzam”. Tak oto mówił o kluczowej kwestii kolonii izraelskich: „Paragraf 6 artykułu 49 Czwartej Konwencji Genewskiej […] nie dopuszcza wyjątków w postaci konieczności wynikającej ze względów wojskowych czy bezpieczeństwa. Stwierdza on, że państwo okupacyjne nie może dokonywać deportacji lub przesiedlenia części własnej ludności na terytorium przez nie okupowane [tłumaczenie fragmentu za: Konwencja Genewska o ochronie osób cywilnych podczas wojny (Czwarta Konwencja Genewska), http://www.vilp.de/Plpdf/p205.pdf– przyp. tłum.]. Zgadzam się, że postanowienia te stosują się do osiedli izraelskich na Zachodnim Brzegu, a zatem ich istnienie oznacza pogwałcenie artykułu 49, paragraf 6″. Istnieje też szeroki konsens międzynarodowy w sprawie prawa Palestyńczyków do powrotu. Wspomniano już 0 dorocznej rezolucji ONZ, przyjmowanej przytłaczającą większością głosów państw członkowskich, wzywającej do rozwiązania problemu uchodźców w oparciu o rezolucję nr 194, która „postanawia, że uchodźcom pragnącym powrotu do swych domów i życia w pokoju ze swymi sąsiadami umożliwi się to w najbliższym możliwym czasie, jak też wypłaci się odszkodowania za utraconą własność tym, którzy nie zdecydują się na powrót” [52]. Spójrzmy ponadto, co mają w tej sprawie do powiedzenia szanowane organizacje praw człowieka. Human Rights Watch „wzywa Izrael do uznania prawa powrotu Palestyńczyków, którzy uciekli z terytorium zajmowanego obecnie przez państwo Izrael, i którzy zachowali wyraźne związki z tym terytorium, oraz ich potomków”. Z kolei Amnesty International „wzywa Palestyńczyków, którzy uciekli bądź których wypędzono z Izraela, jak też tych spośród ich potomków, którzy zachowali rzeczywiste związki z tym obszarem, by nie rezygnowali z dochodzenia swego prawa do powrotu” [53]. Należy podkreślić faktyczne istnienie szerokiego konsensu we wszystkich najważniejszych i rzekomo kontrowersyjnych kwestiach związanych z „procesem pokojowym” – takich jak granice, kolonie, Jerozolima Wschodnia czy uchodźcy. Stanowisko izraelskie spotkało się z niemal jednogłośnym odrzuceniem ze strony najbardziej reprezentatywnego ciała społeczności międzynarodowej, dysponującej najwyższym autorytetem instancji sądowej oraz ze strony organizacji praw człowieka na świecie.
Powszechnie przyznaje się, że Autonomia Palestyńska nie tylko zaakceptowała warunki globalnego konsensu, lecz wręcz wyraziła wolę pójścia na ustępstwa wbrew niemu [54]. Jak jednak ma się sprawa z rządzącym dziś Gazą Hamasem? Z niedawnego studium, sporządzonego przez jedną z agencji rządu Stanów Zjednoczonych wynika, że Hamas „od lat cierpliwie i świadomie dostosowuje swój program oraz wielokrotnie wysyłał sygnały gotowości rozpoczęcia procesu prowadzącego do współistnienia z Izraelem” [55]. I tak szef biura politycznego Hamasu Chaled Meszal powiedział w wywiadzie z marca 2008 r., że „większość sił palestyńskich, w tym Hamas, akceptuje utworzenie państwa w granicach z 1967 r.” [56] Nawet tuż po inwazji na Gazę Meszal potwierdził, że „celem pozostaje budowa państwa palestyńskiego ze stolicą w Jerozolimie Wschodniej, powrót Izraelczyków do granic sprzed 1967 r. oraz prawo powrotu dla naszych uchodźców” [57]. Komplementarną formułę znajdziemy w wypowiedzi Meszala podczas rozmowy z Jimmym Carterem w 2006 r. (Meszal potwierdził to później na konferencji w Damaszku): „Hamas godzi się na uznanie każdego porozumienia pokojowego zawartego przez przywódców Organizacji Wyzwolenia Palestyny i Izrael, jeśli tylko uznają je Palestyńczycy w referendum albo demokratycznie wybrany rząd” [58].
Od połowy lat 90. Hamas „rzadko, jeśli w ogóle” odwoływał się do swej chorobliwie antysemickiej karty, dziś zaś „w ogóle nie cytuje, ani nie odwołuje się” do niej [59]. Dygnitarze izraelscy byli w pełni świadomi, że charakter tego dokumentu w żaden sposób nie przekreśla możliwości osiągnięcia porozumienia dyplomatycznego z Hamasem. Jak zauważył były szef Mossadu Efraim Lewi: „Przywództwo Hamasu przyjęło do wiadomości, że jego cel ideologiczny pozostaje nieosiągalny i że nie zmieni się to w przewidywalnej przyszłości. Są gotowi i pragną ustanowienia państwa palestyńskiego w tymczasowych granicach z 1967 r. […] Wiedzą, że współpraca przy ustanowieniu państwa palestyńskiego zmusi ich do zmiany reguł gry – będą zmuszeni pójść drogą oznaczającą pożegnanie z ich pierwotnymi celami ideologicznymi” [60].
Izraelczycy (jak też ważni przedstawiciele Stanów Zjednoczonych) domagają się ostatnio od Palestyńczyków już nie tylko zgody na rozwiązanie dwupaństwowe, lecz również uznania „legitymacji syjonizmu i Izraela”, „żydowskiego charakteru Izraela” oraz Izraela jako „państwa żydowskiego” [61]. W czerwcu 2009 r. premier Benjamin Netanjahu zaklinał Palestyńczyków, by „uznali prawo narodu żydowskiego do własnego państwa na tej ziemi”, gdy zaś pojawił się we wrześniu 2009 r. w gmachu ONZ, błagał ich, by „w końcu uczynili to, czego odmawiali przez 62 lata: powiedzieli tak dla państwa żydowskiego” [62].
Izrael kłóci się jednak nade wszystko nie z Palestyńczykami, lecz z prawem międzynarodowym.
Uznanie legitymacji syjonizmu i państwa Izrael przez Palestyńczyków nie należy do warunków konsensu międzynarodowego w sprawie rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Jak wskazuje znany zajmujący się tą kwestią uczony, w rzeczywistości nawet przystąpienie Izraela do ONZ „nie oznacza nadania legitymacji politycznej […] ani nie przekreśla braków pierwotnej legitymacji Izraela. Znaczenie Deklaracji Balfoura, ważność przyjętego w rezolucji nr 181 (II) planu podziału oraz fundamenty moralne państwa Izrael wciąż pozostają realnym przedmiotem debaty”. Nie zmienia tego nawet fundamentalne zastrzeżenie: „debata ta nie wpływa na pozycję Izraela wśród społeczności międzynarodowej jako państwa, mającego prawo do korzystania z wynikających z prawa międzynarodowego możliwości, jak też związanego wynikającymi z niego obciążeniami” [63].
Odpowiedzialny za sprawy Bliskiego Wschodu w administracjach Clintona i Obamy Dennis Ross użala się, że nawet umiarkowane kraje arabskie, „gotowe zaakceptować istnienie Izraela […] odmawiają jakiejkolwiek legitymacji moralnej projektowi syjonistycznemu. Izrael istnieje dla nich jako fakt, nie zaś jako prawo” [64]. Można jednak przypomnieć, że Mahatma Gandhi uznał wprawdzie podział Indii jako „fakt dokonany” lecz nieodmiennie odmawiał „uwierzenia” w istnienie odrębnego nacjonalizmu muzułmańskiego oraz akceptacji „sztucznego podziału” Indii. Aż do śmierci uważał, że brytyjski podział Indii stanowi „truciznę”, a sama myśl o Pakistanie oznacza „grzech” [65]. Trudno znaleźć różnicę między stanowiskiem Gandhiego a stanowiskiem umiarkowanych państw arabskich – czy nawet Hamasu, który „bardzo jasno rozróżnia między prawem Izraela do istnienia, którego uznania konsekwentnie odmawia, a faktem jego istnienia” i który „stwierdził wprost, że akceptuje istnienie Izraela jako fait accompli”, jako „istniejącą rzeczywistość” oraz jako „fakt dokonany” [66]. Ciężko też dociec, jakież to pryncypium prawne czy moralne każe uznać „żydowski charakter” Izraela czy też dlaczego należy go uznać jako „państwo żydowskie” chociaż jedna czwarta jego obywateli nie jest Żydami. Palestyńczycy żyjący poza Izraelem mają zapewne porzucić roszczenia do obywatelstwa izraelskiego, jak też zapomnieć o tożsamości swych żyjących w Izraelu braci, gdyż inaczej nie będą mieli szans na realizację swych praw. Żądanie, by Palestyńczycy uznali Izrael jako nieokreślone „państwo żydowskie” to po prostu dziwoląg – nawet były przewodniczący izraelskiego Sądu Najwyższego Aharon Barak przyznał, że właściwie nie wiadomo, o czym mowa: „Wciąż nie doszliśmy do tego, jak prawidłowo ustalić wzajemny stosunek między żydowskim charakterem państwa a faktem, że jest to państwo wszystkich jego obywateli” [67].
Wróćmy jednak do wydarzeń, które doprowadziły do inwazji na Gazę w grudniu 2008 r. Izrael całymi miesiącami odrzucał składane przez Hamas propozycje zawieszenia broni, by ostatecznie zgodzić się na nie w czerwcu 2008 r. [68] Jak wynika z jednej z oficjalnych publikacji izraelskich, Hamas „dbał o utrzymanie zawieszenia broni” – i to mimo prawdziwego izraelskiego quid pro quo: nie dotrzymano bowiem słowa w kluczowej sprawie znacznego złagodzenia blokady gospodarczej Gazy. „Ogień rakietowy i moździerzowy, za który odpowiedzialność ponosiły zbójeckie organizacje terrorystyczne, jedynie sporadycznie zakłócał spokój” – pisze dalej izraelskie źródło – „Tymczasem Hamas starał się narzucić innym organizacjom terrorystycznym warunki porozumienia i uniemożliwić im ich łamanie” [69]. Co więcej, szef służby bezpieczeństwa wewnętrznego Juwal Diskin poświadczył, że Hamas był „zainteresowany odbudową względnego spokoju z Izraelem” nawet gdy ten ostatni pogwałcił zawieszenie broni. Z kolei były dowódca Izraelskich Sił Obronnych w Gazie Szmuel Zakai stwierdził, że Hamas gotów był „dobić targu” oznaczającego „powstrzymanie ognia w zamian za złagodzenie […] polityki izraelskiej, oznaczającej zadławienie gospodarcze Strefy Gazy” [70]. Ten islamski ruch dotrzymywał słowa, okazując się wiarygodnym partnerem w trakcie negocjacji. Różnił się przy tym od anemicznej Autonomii Palestyńskiej zdolnością zmuszenia Izraela do ustępstw i nie działał pod dyktando Izraela nie otrzymując nic w zamian. To wszystko ciągle umacniało jego pozycję wśród Palestyńczyków.
Zaakceptowanie przez Hamas rozwiązania dwupaństwowego oraz zawieszenia broni było kością w gardle Izraela. Ten nie miał już więcej wymówek, pozwalających na uniknięcie negocjacji z Hamasem. To, kiedy Europejczycy wznowią dialog i kontakty z tą organizacją, stawało się kwestią czasu. Obawiano się, że nowa administracja w Białym Domu podejmie negocjacje z Iranem i Hamasem, jak również przybliży swe stanowisko do konsensu międzynarodowego w kwestii rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego – wskazywały na to już wcześniejsze stwierdzenia ze strony oficjalnych czynników [71] – co musiałoby doprowadzić do dalszego utrwalenia wizerunku nieprzejednanego Izraela. Mieszczący się w Jerozolimie i kierowany przez Dennisa Rossa Instytut Planowania Politycznego Narodu Żydowskiego ostrzegał więc w swym dorocznym opracowaniu: „Nadejście nowej administracji w Stanach Zjednoczonych może przynieść ze sobą ogólne przewartościowanie polityczne […] kwestia Iranu może nabrać kluczowego znaczenia dla stabilizacji Bliskiego Wschodu, wreszcie […] może wyłonić się nowa, obliczona na całościowe porozumienie regionalne strategia, za którą z kolei może iść agresywniejsze dążenie do rozwiązania konfliktu izraelsko-arabskiego” [72].
Przywódca Hezbollahu Nasrallah rozpatrywał odmienny scenariusz, zgodnie z którym nadchodząca administracja amerykańska miałaby planować zwołanie międzynarodowej konferencji z udziałem „Amerykanów, Izraelczyków, Europejczyków i tzw. umiarkowanych Arabów”, stanowiącej krok w kierunku wymuszenia rozwiązania. Przeszkodę stanowiłby „palestyński ruch oporu i rząd Hamasu w Gazie” zaś „pozbycie się przeszkody w postaci tego bloku stanowi […] prawdziwy cel wojny” [73]. W każdym wypadku Izrael był zmuszony sprowokować Hamas do wznowienia ataków, następnie zaś zradykalizować go lub zniszczyć, eliminując w ten sposób jako uprawnionego partnera do negocjacji oraz przeszkodę dla osiągnięcia porozumienia pod własne dyktando.
To nie pierwsze takie zagrożenie, z jakim mierzył się Izrael – starczy wspomnieć inicjatywę pokojową Ligi Arabskiej, wstępne poparcie Palestyńczyków dla rozwiązania dwupaństwowego czy przyjęte przez nich zawieszenie broni. Nie pierwszy raz posunął się też do prowokacji i wojny, uznając je za rozwiązanie kłopotliwej sytuacji. Jak przypominają uczeni izraelscy Szaul Miszal i Awraham Sela: „Pod koniec lat 70. rozwiązanie dwupaństwowe zyskało poparcie przywództwa palestyńskiego na terytoriach okupowanych oraz większości państw arabskich i innych członków społeczności międzynarodowej” [74]. Ponadto rezydujący w Libanie przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny ściśle przestrzegali wynegocjowanego w lipcu 1981 r. zawieszenia broni z Izraelem [75]. Arabia Saudyjska przedstawiła w sierpniu 1981 r. oparty o rozwiązanie dwupaństwowe plan pokojowy, przyjęty następnie przez Ligę Arabską [76].
Izrael zareagował, rozpoczynając we wrześniu 1981 r. przygotowania do zniszczenia Organizacji Wyzwolenia Palestyny [77]. Izraelski analityk strategiczny Awner Janiw, rozpatrując praprzyczyny wojny w 1982 r. w Libanie, wskazuje, że przywódca OWP Jaser Arafat rozważał historyczny kompromis z „państwem syjonistycznym”, podczas gdy „wszystkie gabinety izraelskie poczynając od 1967 r.”, a nawet „czołowe gołębie w głównym nurcie” odrzucały możliwość powstania państwa palestyńskiego. Izrael obawiał się presji dyplomatycznej i postanowił sabotować rozwiązanie dwupaństwowe eliminując OWP jako partnera do negocjacji. Przeprowadził więc „rozmyślnie nieproporcjonalne” karne ekspedycje wojskowe przeciwko „cywilom palestyńskim i libańskim” zamierzając osłabić „siły umiarkowane w OWP” i umocnić „radykalnych rywali” Arafata, co miało przynieść gwarancję, że Organizacja Wyzwolenia Palestyny będzie się zachowywać „nieelastycznie”.
Sprawy stanęły na ostrzu noża i Izrael musiał wybrać jedno z dwojga: albo „ruch polityczny w kierunku historycznego kompromisu z OWP, albo wymierzona w nią prewencyjna akcja wojskowa”. Janiw pisze dosadnie o „ofensywie pokojowej” Arafata, w obawie przed którą Izrael podjął w czerwcu 1982 r. działania wojenne. Inwazję izraelską „poprzedzało trwające ponad rok skuteczne zawieszenie broni”. W końcu, po zbrodniczych prowokacjach izraelskich, z których ostatnia spowodowała 200 ofiar cywilnych (w tym 60 pacjentów palestyńskiego szpitala dziecięcego), OWP dokonała odwetu, w wyniku którego śmierć poniósł jeden Izraelczyk. Dla Izraela wznowienie ataków przez OWP oznaczało pretekst do inwazji („Operacji Pokój dla Galilei”), Janiw konkluduje jednakże, że „raison detre całej operacji” stanowiło „zniszczenie OWP jako siły politycznej zdolnej do ustanowienia państwa palestyńskiego na Zachodnim Brzegu” [78].
Przenieśmy się teraz w czasy nam współczesne. Na początku grudnia 2008 r. izraelska minister spraw zagranicznych Cypi Liwni stwierdziła, że choć Izraelowi zależało na przejściowym okresie spokoju z Hamasem, to długotrwały rozejm „szkodzi strategicznym celom Izraela, umacnia Hamas i sprawia wrażenie, że Izrael uznaje ten ruch” [79]. W przekładzie oznacza to: przedłużające się zawieszenie broni dowiodłoby pragmatyzmu Hamasu w słowach i czynach, w konsekwencji doprowadzając do międzynarodowej presji na Izrael, by ten negocjował rozwiązanie dyplomatyczne. To zaś uderzałoby w jego strategiczny cel, jakim pozostaje zachowanie najcenniejszych fragmentów Zachodniego Brzegu. Izrael atakował więc Hamas poczynając od marca 2007 r. i zdecydował się na uspokojenie i rozejm dopiero w czerwcu 2008 r., gdyż „armia izraelska potrzebowała czasu na przygotowania” [80].
Oto cała układanka – zerwanie zawieszenia broni wymagało już tylko pretekstu. Uważne studium lat 2000-2008 wskazuje, że „w przytłaczającej większości przypadków” to Izrael był tym, „który pierwszy zabijał po przerwie w konflikcie” [81]. Po przemieszczeniu sił w Gazie w 2005 r. to Izrael złamał faktyczne zawieszenie broni z Hamasem, trwające od kwietnia 2005 r. Po wyborach w 2006 r. to Izrael – mimo zawieszenia broni przez zwycięski Hamas – kontynuował swój nielegalny proceder „precyzyjnych zabójstw” [82].
Podobna sytuacja miała miejsce 4 listopada 2008 r., gdy amerykańska opinia publiczna i media zajęte były przebiegiem wyborów prezydenckich. Izrael złamał zawieszenie broni, zabijając bojowników palestyńskich pod wątpliwym pretekstem zapobieżenia atakowi Hamasu, i dobrze wiedząc, że sprowokuje to Hamas do kontruderzenia [83]. Jak pisze w swym dorocznym raporcie Amnesty International:
„Zawieszenie broni przyjęte przez Izrael i palestyńskie grupy zbrojne przetrwało cztery i pół miesiąca, lecz załamało się, gdy siły izraelskie zabiły 4 listopada w nalotach powietrznych i innych atakach 6 bojowników palestyńskich” [84].
Przewidywalnym następstwem izraelskiego ataku było wznowienie przez Hamas ataków rakietowych – jak napisało Izraelskie Centrum Wywiadu i Informacji o Terroryzmie, „w odwecie” [85]. Izrael zacieśnił swą nielegalną blokadę gospodarczą Gazy, zarazem domagając się jednostronnego i bezwarunkowego zawieszenia broni przez Hamas. Jeszcze przed uszczelnieniem blokady przez Izrael była Wysoka Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Mary Robinson wyraziła swe przerażenie jej skutkami: w Gazie „zniszczono całą cywilizację, wcale nie przesadzam” [86]. Kryzys w Gazie zdążył w grudniu 2008 r. nabrać katastrofalnych rozmiarów. „Żywność, lekarstwa, paliwo, części do systemu wodociągowego i kanalizacyjnego, nawozy, plastikowe koperty, telefony, papier, klej, buty, a nawet kubki do herbaty nie są wystarczająco dostępne czy wręcz pozostają całkowicie niedostępne” – donosiła ekonomistka polityczna z Uniwersytetu Harvarda Sara Roy – „Na naszych oczach następuje rozpad całego społeczeństwa, lecz poza przestrogami ONZ, które zostają zignorowane, trudno o jakąkolwiek reakcję międzynarodową” [87].
Gdyby Hamas nie zareagował na zabójstwa z 4 listopada, niemalże z całą pewnością oznaczałoby to coraz bardziej rozpasane prowokacje izraelskie, przypominające te poprzedzające wojnę w 1982 r. Izrael kontynuowałby je, aż okazałyby się politycznie niemożliwe do tolerowania przez Hamas. Ten zaś operował w warunkach niszczycielskiej blokady izraelskiej, która trwała nawet po zaprzestaniu przez ten ruch ataków rakietowych, co zmusiło go do wyboru między „głodem a walką” [88]. Postawił więc na – głównie symboliczny – opór. „Nie możesz po prostu dokonywać bombardowań i pozostawiać Palestyńczyków z Gazy w obecnym położeniu gospodarczym, jednocześnie oczekując, że Hamas siądzie nic nie robiąc” – zauważył były dowódca Izraelskich Sił Obronnych w Gazie [89]. Przywódca Hamasu Chaled Meszal wystosował w czasie inwazji list otwarty, w którym napisał: „Nasze skromne rakiety domowej produkcji stanowią krzyk protestu wobec całego świata” [90]. Izrael włączył jednak wówczas katarynkę na melodię samoobrony, miłą uszom jego ochoczo łatwowiernych zachodnich patronów – i wszczął kolejną zbrodniczą inwazję w celu zdławienia kolejnej palestyńskiej inicjatywy pokojowej. Owszem, zmieniono nieco aranżacje: złym duchem nie był już „terroryzm Organizacji Wyzwolenia Palestyny” lecz „terroryzm Hamasu”, pretekstu dostarczył zaś nie ostrzał z północy, lecz ogień rakietowy z południa. Lecz nie zmienia to faktu, w 2008 r. doczekaliśmy się nader wiernej repliki oryginału z 1982 r., co oznaczało pogrzebanie funkcjonującego zawieszenia broni oraz uniemożliwienie dyplomatycznego rozwiązania konfliktu [91].
Fragment książki N. Finkelsteina ‘Gaza: O jedną masakrę za daleko’
(‘This Time We Went Too Far’ – Truth and Consequences of the Gaza Invasion)
Tłumaczenie: Paweł Michał Bartolik
Izrael przyznaje: Podczas rozejmu Hamas nie wystrzeliwał rakiet
(polskie napisy można włączyć klikając w przycisk ‚cc’):
______________________________________________________________________________
Przypisy:
[1] Gideon Levy, „The Time of the Righteous” Haaretz, 9 stycznia 2009.
[2] Ethan Bronner, „In Israel, A Consensus That Gaza War Is a Just One” New York Times, 13 stycznia 2009.
[3] Gideon Levy, 29 grudnia 2008, http://www.democracynow.org/2008/12/29/israeli_attacks_kill_over_310_in
[4] Richard Wilson, „Incomplete or Inaccurate Information Can Lead to Tragically Incorrect Decisions to Preempt: The example of OSIRAK”, przedstawione w Erice na Sycylii 18 maja 2007, uaktualnione 9 lutego 2008, http://tinyurl.com/d76399. Patrz też: Richard Wilson, „A Visit to the Bombed Nuclear Reactor at Tuwaitha, Iraq” Nature, 31 marca 1983, oraz komentarz byłego zastępcy dyrektora Biura ds. Bliskiego Wschodu i Azji Południowej w Departamencie Stanu Wayne’a White’a, w „Fifty-third in the Capitol Hill Conference Series on U.S. Middle East Policy” 20 czerwca 2008, http://tinyurl.com/cqoggh. Typowy wadliwy faktograficznie niedawny komentarz: Norman Podhoretz, Why Are Jews Liberals?, Nowy Jork 2009, s. 194 („gdyby nie ta spektakularna operacja wojskowa, Saddam Husajn wkrótce dysponowałby arsenałem nuklearnym”).
[5] Ethan Bronner, „Israel Reminds Foes That It Has Teeth”, New York Times, 29 grudnia 2008.
[6] Benny Morris, „Why Israel Feels Threatened” New York Times, 30 grudnia 2008.
[7] Gideon Levy, „Twilight Zone: Waiting for the all clear” Haaretz, 30 kwietnia 2009.
[8] Benny Morris, Righteous Victims: A history of the Zionist- Arab conflict, 1881-2001, Nowy Jork 2001, s. 686.
[9] Ami Gluska, The Israeli Military and the Origins of the 1967 War: Government, armed forces and defence policy 1963-1967, Nowy Jork 2007, s. 74-76, 80, 94-100,103-6,114-18.
[10] Norman G. Finkelstein, Image and Reality of the Israel- Palestine Conflict, Nowy Jork 1995; rozszerzone drugie wydanie 2003, s. 134-37, rzekome zagrożenie ze strony Egiptu patrz: Johnson, s. 135; w sprawie blokady Cieśniny Tirańskiej patrz: tamże, s. 137-40 (Eban, s. 139).
[11] „Memorandum for the Record” 1 czerwca 1967, Foreign Relations of the United States, 1964-1968, tom 19, Arab-Israeli Crisis and War, 1967, Waszyngton 2004.
[12] Tom Segev, 1967: Israel, the war, and the year that transformed the Middle East, Nowy Jork 2007, s. 293, podkr. moje.
[13] „Memorandum from the President’s Special Assistant (Rostow) to President Johnson” 4 czerwca 1967, Foreign Relations of the United States, 1964-1968.
[14] Zeev Maoz, Defending the Holy Land: A critical analysis of Israel’s security and foreign policy, Ann Arbor 2006, s. 89.
[15] Matthew Kalman, „Israel Set War Plan More Than a Year Ago” San Francisco Chronicle, 21 lipca 2006.
[16] William Arkin, Divining Victory: Airpower in the 2006 Israel- Hezbollah war, Maxwell Air Force Base, AL 2007, s. xxv-xxvi, 54, 135, 147-48.
[17] Tamże., s. xxi, 25, 64.
[18] Andrew Exum, Hizballah at War: A military assessment, Waszyngtoński Instytut Polityki Bliskowschodniej, grudzień 2006, s. 9,11-12.
[19] Benny Morris, „A Second Holocaust? The Threat to Israel” 2 maja 2008, http://www.mideastfreedomforum.org/de/node/66. Gdy rząd izraelski kolejny raz zagroził atakiem na Iran pod koniec 2009 r., Morris pokusił się o repetycję swego pokazu czarnoksięstwa z 2008 r. i kolejny raz przedstawił apokaliptyczne scenariusze wydarzeń, jakie nastąpią, jeśli Stany Zjednoczone nie poprą izraelskiego ataku: Benny Morris, „Obamas Nuclear Spring” Guardian, 24 listopada 2009.
[20] Yaron London, „The Dahiya Strategy”, 6 października 2008, http://www.ynetnews.com/articles/o,7340,L-36os863,oo.html Gabriel Siboni, „Disproportionate Force: Israel’s concept of response in light of the Second Lebanon War”, Institute for National Security Studies (INSS), 2 października 2008. Giora Eiland, „The Third Lebanon War: Target Lebanon. Strategic Assessment” październik 2008. Amos Harel, „Analysis: IDF plans to use disproportionate force in next war”, Haaretz, 5 października 2007. Joseph Nasr, „Israel Warns Hezbollah War Would Invite Destruction” Reuters, 2 października 2008.
[21] London, „Dahiya Strategy” Attila Somfalvi, „Sheetrit: We should level Gaza neighborhoods” 2 października 2008, http://www.ynetnews.com/articles/o,7340,L-3504922,00.html.
[22] „Israeli General Says Hamas Must Not Be the Only Target in Gaza”, Radio Izraelskich Sił Obronnych, Tel Awiw, po hebrajsku, 06:00 czasu Greenwich, 26 grudnia 2008, BBC Monitoring Middle East; Tova Dadon, „Deputy Chief of Staff: Worst still ahead”, ynetnews.com, 29 grudnia 2008, http://tinyurl.com/crwdbw; „B’Tselem to Attorney General Mazuz: Concern over Israel targeting civilian objects in the Gaza Strip” 31 grudnia 2008, http://tinyurl.com/8gxwox; Raport Misji ONZ dla Zbadania Faktów w Sprawie Konfliktu w Gazie (dalej: Raport Misji Goldstone’a), 25 września 2009, paragraf 1204. Przedstawiłem wcześniejszą wersję rękopisu mojej książki członkom misji Goldstone’a, gdy jej prace znajdowały się w fazie śledztwa. W ostatecznym raporcie misji znalazło się również obszerne omówienie strategii Dahiji. Więcej o strategii Dahiji wraz z cytatem z Kanału 10, patrz: Komitet Publiczny Przeciw Torturom w Izraelu, No Second Thoughts: The changes in the Israeli Defense Forces’ combat doctrine in light of Operation Cast Lead, Jerozolima, listopad 2009, s. 20-28.
[23] Seumas Milne, „Israel’s Onslaught on Gaza is a Crime That Cannot Succeed” Guardian (30 grudnia 2008).
[24] Amnesty International, Operation „Cast Lead”: 22 Days of death and destruction, Londyn, lipiec 2009, s. 47.
[25] Reuven Pedatzur, „The Mistakes of Cast Lead” Haaretz, 8 stycznia 2009.
[26] Morris, „Why Israel Feels Threatened.”
[27] B. Michael, „Déjà Vu in Gaza” ynetnews.com, 29 grudnia 2008, http://tinyurl.com/d2r2v4.
[28] Gideon Levy, „Twilight Zone: Trumpeting for war” Haaretz, 2 stycznia 2009. Patrz jednak również: Raport misji Goldstonea, paragraf 399, gdzie znajdujemy stwierdzenie, że policja mogła znaleźć się w samym środku „porannych ćwiczeń sportowych”.
[29] Yotam Feldman, Uri Blau, „How IDF Legal Experts Legitimized Strikes Involving Gaza Civilians”, Haaretz, 22 stycznia 2009; Amos Harel, „Shooting and Crying”, Haaretz, 19 marca 2009.
[30] Centrum Praw Człowieka Al Mezan, Bearing the Brunt Again: Child rights violations during Operation Cast Lead, wrzesień 2009, s. 28; Human Rights Watch, Precisely Wrong: Gaza civilians killed by Israeli drone-launched missiles, 30 czerwca 2009, s. 14-17. Human Rights Watch ustaliła, że „bojownicy palestyńscy nie operowali na tej ulicy ani w jej pobliżu tuż przed atakiem ani w trakcie ataku” na studentów.
[31] Międzynarodowa Grupa Kryzysowa, Ending the War in Gaza, 5 stycznia 2009, s. 18.
[32] Asa Kaszer, „Operation Cast Lead and Just War Theory” Azure, lato 2009, s. 51.
[33] Amos Harel, Avi Issacharoff, „Israel and Hamas Are Both Paying a Steep Price in Gaza”, Haaretz, 10 stycznia 2009); Ari Shavit, „Analysis: Israel’s victories in Gaza make up for its failures in Lebanon”, Haaretz, 12 stycznia 2009; Guy Bechor, „A Dangerous Victory”, ynetnews.com 12 stycznia 2009, http:// tinyurl.com/c7gn7e.
[34] Thomas L. Friedman, „Israel’s Goals in Gaza?” New York Times, 14 stycznia 2009.
[35] Human Rights Watch, Why They Died: Civilian casualties in Lebanon during the 2006 war, Nowy Jork 2007, s. 5, 14, 40-41, 45-46, 48, 51, 53.
[36] Stephen Biddle, Jeffrey A. Friedman, The 2006 Lebanon Campaign and the Future of Warfare: Implications for army and defense policy, Carlisle 2008, s. 43-45.
[37] Human Rights Watch, Civilian Pawns: Laws of war violations and the use of weapons on the Israel-Lebanon border, Nowy Jork 1996); Maoz, Defending the Holy Land, s. 213-14, 224- 25, 252; Augustus Richard Norton, Hezbollah: A short history. Princeton 2007, s. 77, 86.
[38] Judith Palmer Harik, Hezbollah: The changing face of terrorism, Londyn 2004, s. 167-68.
[39] Human Rights Watch, Civilians Under Assault: Hezbollah’s rocket attacks on Israel in the 2006 war, Nowy Jork 2007), s. 100. Human Right Watch utrzymuje, że ataki rakietowe Hezbollahu na cywilów izraelskich nie miały charakteru odwetowego, nie przedstawia jednak na to dowodów.
[40] Międzynarodowa Grupa Kryzysowa, Gaza’s Unfinished Business, kwiecień 2009, s. 19-198.
[41] Tamże, s. 7-8.
[42] Gideon Levy, „The IDF Has No Mercy for the Children in Gaza Nursery Schools”, Haaretz, 15 stycznia 2009.
[43] Glenn Greenwald, „Tom Friedman Offers a Perfect Definition of Terrorism”, Salon.com, 14 stycznia 2009, http://tinyurl.com/axu88g.
[44] „Memorandum for the Record”, 17 listopada 1968), nr 13, Foreign Relations of the United States, 1964-1968.
[45] Międzynarodowa Grupa Kryzysowa, Gaza’s Unfinished Business, s. 19.
[46] Noam Chomsky, The Fateful Triangle: The United States, Israel and the Palestinians, Boston 1983), rozdział 3; Norman G. Finkelstein, Beyond Chutzpah: On the misuse of anti-Se- mitism and the abuse of history, Berkeley 2005; rozszerzone wydanie papierowe 2008, s. 337-41-
[47] Znaczny fragment tej rezolucji ulega co roku niewielkim zmianom. Cytuję tekst z 2009 r. (A/64/L.23).
[48] Komunikat Końcowy 29. Sesji Konferencji Islamskiej Ministrów Spraw Zagranicznych (Sesja Poświęcona Solidarności i Dialogowi), Chartum, Republika Sudanu, 25-27 czerwca 2002). Należy też podkreślić, że Iran konsekwentnie głosował w sprawie rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ podobnie jak większość innych państw.
[49] Robin Shepherd, A State Beyond the Pale: Europe’s problem with Israel, Londyn 2009), s. 205.
[50] Szczegóły i analizę można znaleźć w: Finkelstein, Beyond Chutzpah, s. xxi-xxii, 227-70.
[51] Tamże, s. 200.
[52] Tamże, s. xxii-xxiii, 349-51.
[53] „Human Rights Watch Urges Attention to Future of Palestinian Refugees” 21 grudnia 2000, http://www.hrw.org/en/news/200o/i2/2i/human-rights-watch-urges-attention-future-palestinianrefugees; „Israel, Palestinian Leaders Should Guarantee Right of Return as Part of Comprehensive Refugee Solution”, 21 grudnia 2000, http://www.hrw.0rg/en/news/2000/12/21/israel-palestinian-leaders-should- guarantee-right-returnpart-comprehensive-refugee. Amnesty International, The Right to Return: The Case of the Palestinians. Policy Statement, Londyn, 29 marca 2001.
[54] Norman G. Finkelstein, Dennis Ross and the Peace Process: Subordinating Palestinian rights to Israeli „needs”, Waszyngton 2007.
[55] Paul Scham, Osama Abu-Irshaid, Hamas: Ideological rigidity and political flexibility, raport specjalny Instytutu Pokoju w Stanach Zjednoczonych, Waszyngton, czerwiec 2009, s. 2-4. Patrz też: Khaled Hroub, „A New Hamas through Its New Documents”, Journal of Palestine Studies, lato 2006; Jeroen Gunning, Hamas in Politics: Democracy, religion, violence, Nowy Jork 2008), s. 205-6, 236-37; Jerome Slater, „A Perfect Moral Catastrophe: Just War philosophy and the Israeli attack on Gaza”, Tikkun, marzec-kwiecień 2009 (rozszerzoną wersję tego artykułu z pełnymi przypisami znaleźć można na stronie http://www.Tikkun.com), podrozdział „A political settlement with Hamas?”. Ewolucja polityczna Hamasu podążyła drogą podobną do ewolucji OWP: wezwanie do utworzenia państwa na całości terytorium Palestyny ustąpiło miejsca wezwaniu do „etapowego” wyzwolenia Palestyny, poczynając od Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy, a wreszcie zgodzie na rozwiązanie dwupaństwowe (Shaul Mishal, Avraham Sela, The Palestinian Hamas: Vision, violence, and coexistence, Nowy Jork 2006, s. 108-10). Jakikolwiek ruch palestyński, poważnie traktujący walkę o wpływ polityczny, nie może nie zgodzić się ostatecznie na warunki silnego międzynarodowego konsensusu na rzecz rozwiązania dwupaństwowego.
[56] Mouin Rabbani, „A Hamas Perspective on the Movement’s Evolving Role”, wywiad z Chalidem Miszalem, część druga, Journal of Palestine Studies, lato 2008.
[57] Gianni Perrelli, „Con Israele non sarà mai pace”, wywiad z Chalidem Miszalem, UEspresso, 26 lutego 2009, http://tiny- url.com/clcw8q.
[58] Jimmy Carter, We Can Have Peace in the Holy Land: A plan that will work, Nowy Jork 2009, s. 137,177.
[59] Khaled Hroub, Hamas: Political thought and practice, Waszyngton 2000, s. 44 (patrz również tamże, s. 254); Sherifa Zuhur, Hamas and Israel: Conflicting strategies of group-based politics, Carlisle 2008), s. 29-31 (studium to opublikował Instytut Studiów Strategicznych College’u Wojennego Armii Stanów Zjednoczonych). Patrz też: Gunning, Hamas in Politics, s. 19-20.
[60] „What Hamas Wants”, Mideast Mirror, 22 grudnia 2008.
[61] Benny Morris, One State, Two States: Resolving the Israel/Palestine conflict, New Haven 2009), s. 166,174-75, 204-5.
[62] Tłumaczenie angielskie przemówienia Beniamina Netanjahu nt. Izraela i Palestyny, enduringamerica.com, 14 czerwca 2009, http://tinyurl.com/y8hdq89; wystąpienie premiera Beniamina Netanjahu w debacie ogólnej podczas 64. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, mfa.gov.il, 24 września 2009, http://tinyurl.com/yacovms.
[63] John Dugard, Recognition and the United Nations, Cambridge 1987, s. 62.
[64] Dennis Ross, David Makovsky, Myths, Illusions and. Peace: Finding a new direction for America in the Middle East, Nowy Jork 2009, s. 16.
[65] „Talk with Norman Cliff” 29 czerwca 1946, [w] Dzieła zebrane Mahatmy Gandhiego, Ahmedabad, tom 84, s. 385, „Speech at Prayer Meeting” 10 czerwca 1947, tamże, tom 88, s. 123- 26, „Speech at Prayer Meeting” 5 lipca 1947, tamże, tom 88, s. 281; patrz też „Answers to Questions” 23 września 1946, tamże, tom 85, s. 367, „A Talk” 7 maja 1947, tamże, tom 87, s. 426, „Speech at Prayer Meeting” 7 maja 1947, tamże, tom 87, s. 432-33, „A Letter”, 2 czerwca 1947, tamże, tom 88, s. 63, „Speech at Prayer Meeting” (11 czerwca 1947), tamże, tom 88, s. 134, „Speech at Prayer Meeting” 24 czerwca 1947, tamże, tom 88, s. 204, „Speech at Prayer Meeting” 28 lipca 1947, tamże, tom 88, s. 452, „Speech at Prayer Meeting” 30 lipca 1947, tamże, tom 88, s. 466, „Interview with Randolph Churchill” 30 sierpnia 1947), tamże, tom 89, s. 118.
[66] Scham, Abu-Irshaid, Hamas, s. 7 (podkreślenie oryginalne); Miszal, Sela, Palestinian Hamas, s. xxiii.
[67] Dan Izenberg, „Aharon Barak: W. Bank is occupied territory” Jerusalem Post, 25 czerwca 2009.
[68] Zuhur, Hamas and Israel, s. ix, 14.
[69] Centrum Informacji o Wywiadzie i Terroryzmie przy Centrum Dziedzictwa i Pamięci Wywiadu Izraelskiego, The Six Months of the Lull Arrangement, grudzień 2008, s. 2, 6, 7. Wedle służących mediacją Egipcjan, zawieszenie broni doprowadziło do natychmiastowego wygaśnięcia starć zbrojnych; stopniowego znoszenia blokady ekonomicznej, przez co po 10 dniach możliwy stał się swobodny przepływ wszystkich produktów poza surowcami mogącymi służyć do produkcji pocisków i materiałów wybuchowych; negocjacji po 3 tygodniach od momentu wymiany więźniów i otwarcia przejścia granicznego w Rafah (patrz Międzynarodowa Grupa Kryzysowa, Ending the War in Gaza, s. 3; Carter, We Can Have Peace, s. 137-38).
[70] „Hamas Wants Better Terms for Truce,” Jerusalem Post, 21 grudnia 2008; Bradley Burston, „Can the First Gaza War Be Stopped before It Starts?” Haaretz, 22 grudnia 2008. Diskin powiedział rządowi izraelskiemu, że Hamas wznowi zawieszenie broni, jeśli Izrael zakończy blokadę Gazy i ataki zbrojne oraz rozszerzy zawieszenie broni na Zachodni Brzeg.
[71] Richard N. Haass, Martin Indyk, „Beyond Iraq: A new U.S. strategy for the Middle East” oraz Walter Russell Mead, „Change They Can Believe In: To make Israel safe, give Palestinians their due” Foreign Affairs, styczeń-luty 2009.
[72] Doroczne sprawozdanie Instytutu Planowania Politycznego Narodu Żydowskiego za rok 2008, Jerozolima 2008, s. 27.
[73] Przemówienie sekretarza generalnego Hezbollahu Sajjeda Hassana Nasrallaha przed Radą (Aszurą) Główną, 31 grudnia 2008.
[74] Miszal, Sela, Palestinian Hamas, s. 14.
[75] Chomsky, Fateful Triangle, rozdziały 3, 5.
[76] Yehuda Lukacs (red.), The Israeli-Palestinian Conflict: A documentary record, 1967-1990, Cambridge 1992, s. 477-79-
[77] Yehoshaphat Harkabi, Israel’s Fateful Hour, Nowy Jork 1988, s. 101.
[78] Avner Yaniv, Dilemmas of Security: Politics, strategy and the Israeli experience in Lebanon, Oksford 1987, s. 20-23, 50-54, 67-70, 87-89,100-1,105-6,113,143, 294n46. Robert Fisk, Pity the Nation: The abduction of Lebanon, Nowy Jork 1990, s. 197, 232. Były ambasador Stanów Zjednoczonych w Izraelu Martin Indyk w swym ostatnim opracowaniu historycznym nt. „procesu pokojowego” następująco ujmuje ówczesną sekwencję wydarzeń: „W 1982 r. działalność terrorystyczna Arafata sprowokowała w końcu izraelski rząd Menachema Begina i Ariela Szarona do podjęcia inwazji na Liban na pełną skalę” (Martin Indyk, Innocent Abroad: An intimate account of American peace diplomacy in the Middle East, Nowy Jork 2009, s. 75).
[79] Saed Bannoura, „Livni Calls for a Large Scale Military Offensive in Gaza”, IMEMC & Agencies, 10 grudnia 2008, http://www.normanfinkelstein.com/livni-said-that-when-israel-accepted-the-truce-it-wanted-to-create-a-temporary-period-of-calm-and-added-that-an-extended-truce-or-long-term-calm-harms-the-israel-strategic-goal-empowers-hamas/.
[80] Uri Blau, „IDF Sources: Conditions not yet optimal for Gaza exit”, Haaretz, 8 stycznia 2009; Barak Ravid, „Disinformation, Secrecy, and Lies: How the Gaza offensive came about” Haaretz, (28 grudnia 2008.
[81] Nancy Kanwisher, Johannes Haushofer, Anat Biletzki, „Reigniting Violence: How do ceasefires end?”, Huffington Post, 6 stycznia 2009, http://tinyurl.c0m/dfujv3.
[82] Slater, „A Perfect Moral Catastrophe” (podrozdział „A ceasefire”). Ross i Makovsky pragnęli dowieść, że motorem Hamasu pozostaje zbrodnicza ideologia, a nie pragmatyzm i „uzasadnione poczucie krzywdy”, dlatego też kładą nacisk na jego ataki po izraelskim przegrupowaniu w Gazie w 2005 r.: „Gdy Hamas dochodził do władzy (między styczniem 2006 r. a kwietniem 2008 r.), z Gazy wystrzelono ponad 2,5 tys. rakiet, które trafiły w izraelskie miasta i wsie. Izrael nie okupuje już Gazy, lecz nadal miały miejsce ataki rakietowe na dużą skalę – pod kontrolą Hamasu. Niektórzy twierdzą, że rakiety stanowią odpowiedź na odwet Izraela. Łatwo to jednak obalić. Gdyby nie było ataków rakietowych, można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że Izrael nie miałby powodu do odwetu. Lecz ataki trwały nawet w okresach, w których nie było odwetu.” (Myths, Illusions and Peace, s. 255; dzieło wcześniej cytowane, s. 138-39, 243, 252.) Jeśli jednak odtworzyć faktyczny stan rzeczy, to łatwo obalić tezy tych obalaczy: pomijając już fakt, że Izrael nadal okupuje Gazę i nałożył na nią blokadę, to właśnie on, a nie Hamas, w przeważającej większości wypadków łamał zawieszenia broni.
[83] Zvi Barel, „Crushing the Tahadiyeh” Haaretz, 16 listopada 2008); Uri Avnery, „The Calculations behind Israel’s Slaughter of Palestinians in Gaza”, redress.cc, 2 stycznia 2009, http://tinyurl.com/a6pzlx.
[84] Wstęp do dorocznego raportu Amnesty International z 2009 r. nt. Izraela i Okupowanych Terytoriów Palestyńskich; patrz też Human Rights Watch, Rockets from Gaza: Harm to civilians from Palestinian armed groups’ rocket attacks, Nowy Jork, sierpień 2009), s. 2.
[85] Centrum Informacji o Wywiadzie i Terroryzmie, Six Months, s. 3.
[86] „Gaza Residents Terribly Trapped”, BBC News, 4 listopada 2008, http://www.bbc.co.uk.
[87] Sara Roy, „If Gaza Falls…” London Review of Books, 1 stycznia
[88] Międzynarodowa Grupa Kryzysowa, Ending the War in Gaza, s. 3,10-11.
[89] Burston, „Can the First Gaza War…”
[90] Chalid Miszal, „This Brutality Will Never Break Our Will to Be Free” Guardian, 6 stycznia 2009.
[91] To nie pierwszy raz, gdy Hamas podjął dyskusję nad modus vivendi, a Izrael postanowił go wówczas sprowokować. Dwaj akademicy izraelscy, cieszący się uznaniem jako znawcy problematyki Hamasu, przypominają, że we wrześniu 1997 r., zaledwie kilka dni przed próbą zabójstwa Chaleda Meszala, „król Jordanii Husajn dostarczył przesłanie Hamasu premierowi Izraela Beniaminowi Netanjahu. Hamas zasugerował tam rozpoczęcie pośredniego dialogu z rządem izraelskim, przy mediacjach ze strony króla, w celu zawieszenia przemocy, a także dyskusji na wszelkie tematy. Przesłanie zostało jednak zignorowane czy zapomniane, w każdym razie straciło znaczenie po zamachu na życie przywódcy Hamasu (Miszal, Sela, Palestinian Hamas, s. 72; patrz też: Paul McGeough, Kill Khalid: The failed Mossad assassination of Khalid Mishal and the rise of Hamas, Nowy Jork 2009, szczególnie s. 141, 146, 226).