Mordercy Bohdana uchodzą
Zemsta po latach. Zbrodniarze
czekali z porwaniem
syna Bolesława Piaseckiego do 1957 roku
Ta śmierć wstrząsnęła
opinią publiczną w Polsce. Makabryczny mord dokonany na pierworodnym
synu założyciela PAX nasuwał pytania o sprawców i powody ich
działania. Przez wiele lat sprawa uprowadzenia i zabójstwa Bohdana
Piaseckiego była jednak tematem tabu. Nie chcieli o niej mówić
zarówno zamieszani w zbrodnię komuniści, jak i środowiska
kształtujące opinie w III RP. Te ostatnie się obawiały, że
ujawnienie, iż sprawcami zbrodni byli Żydzi, może rozbudzić w Polsce
nastroje antysemickie.
ŻYDOWSCY MORDERCY BOHDANA
PIASECKIEGO
22 stycznia 1957 r. uczniowie klasy dziesiątej Liceum św. Augustyna
w Warszawie skończyli lekcje o godz. 13.30. Kilka minut później
Bohdan Piasecki wyszedł ze szkoły w towarzystwie kilku kolegów.
Chłopcy udali się ul. Naruszewicza w kierunku Puławskiej. Gdy mijali
małą uliczkę Wejnerta, podszedł do nich nieznany mężczyzna. Zapytał
o Piaseckiego. Wyjął z teczki jakieś papiery i pokazał je Bohdanowi.
Obaj skręcili w ul. Wejnerta, gdzie stała taksówka. Obok niej czekał
drugi mężczyzna. Cała trójka wsiadła do samochodu i odjechała w
kierunku Śródmieścia. Od tej pory nikt nie widział już chłopca.
Blisko dwa lata później, 8 grudnia 1958 r. zwłoki Bohdana
przypadkiem odnaleziono w piwnicy domu naprzeciwko gmachu Sądów w
Warszawie, przy al. Świerczewskiego 82a. W lewą stronę klatki
piersiowej chłopca aż po rękojeść był wbity sztylet. Jedna z
najgłośniejszych zbrodni PRL dokonana na niewinnym dziecku nie
została nigdy osądzona, nikt nie zadośćuczynił rodzinie. Sprawcom
pozwolono opuścić kraj - przy cichej zgodzie najwyższych władz.
Uderzenie w rodzinę
|
Bolesław Piasecki (drugi
od lewej) z synem Bohdanem (trzeci od lewej)
na wycieczce w górach. |
Bohdan Piasecki urodził się 12 sierpnia 1941 r. jako pierworodny syn
Bolesława Piaseckiego i Haliny z Kopciów. Miał młodszego o dwa lata
brata Jarosława. Matka chłopców poległa 14 sierpnia 1944 r. w
Powstaniu Warszawskim jako łączniczka płk. „Radosława”. Ojciec,
znany działacz polityczny, w czasie wojny dowódca Uderzeniowych
Batalionów Kadrowych, oficer Armii Krajowej, założył Stowarzyszenie
PAX. Bohdan był spokojnym, inteligentnym chłopcem. Wzorowy uczeń,
dobry syn. Głęboko wierzący, nie była mu obca myśl o wstąpieniu do
seminarium duchownego. Interesował się muzyką, literaturą. Wzrastał
w kochającej się rodzinie, w tradycyjnie polskim domu, który był
mocną zaporą przeciw zakłamanej rzeczywistości stalinowskiej Polski.
Giną dowody
Koledzy Bohdana zdążyli zanotować numer rejestracyjny taksówki,
którą porwano ich kolegę: T-75-222. Pojawienie się nieznanego
samochodu na cichej uliczce stanowiło w tamtych latach wciąż
wydarzenie. Niestety, chłopcy nie zawiadomili od razu rodziny
Bohdana ani dyrektora szkoły. Czekali, aż lekcje skończy młodszy
brat ich kolegi. Dopiero wtedy poinformowali rodzinę Piaseckich, że
Bohdan został uprowadzony. Natychmiast wszczęto poszukiwania
chłopca. Od pierwszych jednak chwil miały miejsce „dziwne”
zaniedbania i zaniechania ze strony organów ścigania. Milicja nie
potrafiła ustalić, kto jeździł tego dnia taksówką T-75-222, ani
odnaleźć wozu. Dokonali tego dopiero późno w nocy 22 stycznia ludzie
z otoczenia B. Piaseckiego, w ciągu 10 minut poszukiwań. Ustalono,
że wozem dysponował Ignacy Ekerling. Od razu zaczęły też ginąć
dowody. Z taśmy magnetofonowej, przechowywanej w MSW, wymazano zapis
pierwszej rozmowy z porywaczami. W MSW zaginęły także koperty i
listy od porywaczy, rozkładane w różnych częściach miasta. Zawierały
pozostawione odciski palców. Czyje?
Wersja Ekerlinga
Zatrzymany Ekerling - jedyny świadek bezpośrednio związany z
porwaniem - zeznał, że 22 stycznia krótko po godzinie 13.00 taksówka
została wynajęta na postoju przy ul. Żelaznej przez nieznanego
mężczyznę, który polecił mu jechać najpierw pod gmach Sądów w al.
Świerczewskiego i zabrać drugiego pasażera. Następnie wszyscy, tj.
we trójkę, mieli pojechać na Mokotów, na ul. Naruszewicza.
Przesłuchiwany twierdził, że nigdy nie znał, ani nie widział
przedtem swoich pasażerów. Od początku szczegóły zeznań Ekerlinga
nie zgadzały się z zeznaniami naocznych świadków uprowadzenia
Bohdana, którzy stwierdzili, że Ekerlinga nie było na miejscu
porwania. Kim był Ignacy Ekerling? Urodzony w 1909 r., z zawodu
szofer. Okres wojny spędził w Związku Sowieckim, do Polski powrócił
razem z „Ludowym Wojskiem”. Rozpoczął pracę w Żydowskiej Drukarni
„Nowe Dzieło” przy ul. Tarczyńskiej jako szofer. Później przeniósł
się do pracy w Żydowskim Instytucie Historycznym, a stamtąd do MPT.
Jeszcze przed porwaniem Bohdana Ekerling rozpoczął starania o wyjazd
do Izraela. 26 sierpnia 1956 r. otrzymał zaświadczenie z poselstwa
Izraela o gotowości wydania wizy na pobyt stały.
Próba ucieczki
25 stycznia 1957 r. Ekerling odebrał w Biurze Paszportów
Zagranicznych paszport. Jednocześnie został poinformowany, że do
czasu zakończenia śledztwa w sprawie Bohdana nie może opuścić
Polski. Mimo to 5 lutego otrzymał wizę izraelską i spokojnie czynił
przygotowania do wyjazdu. Musiał być więc pewien, że uda mu się
zrealizować swój zamiar. 4 kwietnia wsiadł razem z rodziną do
pociągu relacji Warszawa - Wiedeń. Został zatrzymany, ale w dalszym
ciągu pozostawał na wolności i odpowiadał z wolnej stopy.
Zdecydowano się go aresztować dopiero 1 kwietnia 1958 r. W toku
przesłuchań nie przyznał się do winy, ani nie podał nazwisk
sprawców. W celi miał powiedzieć, że „o ujawnieniu prawdy nie może
być mowy, bo wówczas stałoby się z nim to samo, co stało się z
Piaseckim” (Peter Raina, Sprawcy uchodzą bezkarnie, Warszawa 1993,
s. 28).
Nowe nazwiska
4 kwietnia 1957 r. tym samym pociągiem Warszawa - Wiedeń, którym
zamierzał opuścić Polskę Ekerling, udało się natomiast wyjechać jego
szwagrowi Mieczysławowi Katzowi (urodzony w 1914 r., w czasie wojny
w Związku Sowieckim, powrócił do Polski w 1945 r.). Łączyły ich nie
tylko stosunki rodzinne, ale i kontakty zawodowe. Obaj pracowali
jako szoferzy w drukarni „Nowe Życie” i w ŻIH-u. W trakcie badania
powiązań Ekerlinga pojawiło się nazwisko Mikołaja Barkowskiego. Gdy
władze śledcze zamierzały go przesłuchać w związku ze sprawą
Bohdana, okazało się, że zdążył już opuścić Polskę i udać się do
Belgii. Mikołaj Barkowski vel Robert Kalman, urodzony w 1910 r.,
podobnie jak Katz i Ekerling okres wojny spędził w Związku
Sowieckim. Po powrocie do Polski zajął się prywatną inicjatywą. Był
zamieszany w przestępstwa gospodarcze. W latach 1957/58 starał się o
wyjazd do Izraela, lecz nie otrzymał paszportu. Dostał jednak
czasowy paszport na wyjazd na wystawę w Brukseli i nie powrócił już
do kraju. Kolejną ujawnioną osobą z kręgu podejrzanych okazał się
Adam Kossowski, pracownik Wydziału „B” Komendy Stołecznej Milicji
Obywatelskiej w Warszawie. „Pracownicy tego wydziału wykorzystywali
mieszkania nr 120 i 125 w budynku przy al. Świerczewskiego 82a jako
lokale konspiracyjne. Organizatorem i zaopatrzeniowcem obu tych
lokali z ramienia Wydziału ‘B’ był, jak podają materiały śledztwa,
Adam Kossowski” (s. 34). Ekerling nigdy nie przyznał się do
znajomości z Kossowskim, ale ustalono, że kontaktował się z nim
telefonicznie po zatrzymaniu na granicy. Kossowski opuścił Polskę 5
listopada 1957 r. Wyjechał do Izraela. Wiadomo, że utrzymywał
rozległe kontakty z osobami pochodzenia żydowskiego, w tym z wieloma
zwolnionymi z aparatu bezpieczeństwa publicznego. Wśród nich
pojawiło się nazwisko Stefana Łazorczyka, byłego kierowcy w
Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (zwolniony stamtąd w 1954
r.). Łazorczyk został rozpoznany ze zdjęcia jako jeden z porywaczy
Bohdana. Wyjechał do Izraela prawdopodobnie pod koniec 1957 r.
Akt oskarżenia
8 grudnia 1958 r. w piwnicy domu przy al. Świerczewskiego 82a niemal
naprzeciwko gmachu Sądów odnaleziono zwłoki Bohdana. Hydraulicy
przeglądający stan urządzeń sanitarnych stwierdzili, że drzwi
prowadzące z korytarza piwnicznego do pomieszczeń sanitarnych
(umywalnia i dwie ubikacje) są zabite hufnalami. Po wyważeniu drzwi
w jednej ubikacji natrafiono na zmumifikowane zwłoki, obok nich
leżały książki i zeszyty opatrzone nazwiskiem Bohdana Piaseckiego. W
klatce piersiowej chłopca tkwił nóż długości 27 cm. Biegli
stwierdzili, że śmierć została zadana w bardzo brutalny sposób i
nastąpiła kilkanaście miesięcy wcześniej. Z chwilą odnalezienia
ciała Bohdana uprawomocniły się podejrzenia wobec Ekerlinga. 29
września 1959 r. Prokuratura Wojewódzka dla m. st. Warszawy
wystąpiła do IX Wydziału Sądu Powiatowego dla m. st. Warszawy z
aktem oskarżenia przeciwko Ekerlingowi. Zawarto w nim zarzut, że
„dnia 22 stycznia 1957 r. w Warszawie udzielił pomocy w pozbawieniu
wolności Bohdana Piaseckiego, w szczególności przez to, że
dostarczył sprawcom obsługiwany przez siebie samochód osobowy
Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego, oznaczony numerem
rejestracyjnym T-75-222 dla uprowadzenia Bohdana Piaseckiego (...)”.
W uzasadnieniu wystąpienia prokuratura podała, że „przebieg wydarzeń
w czasie porwania Bohdana Piaseckiego, podany przez Ekerlinga, w
zasadniczych okolicznościach nie pokrywa się z ustalonym stanem
faktycznym”. W wyniku konfrontacji zeznań Ekerlinga i świadków
ustalono, że Ekerlinga nie było w samochodzie przy ul. Wejnerta,
musiał więc swój samochód wypożyczyć sprawcom porwania. Nie mógł
tego uczynić, gdyby nie znał dobrze tych osób i nie miał do nich
zaufania.
Procesu nie było
Termin rozprawy sądowej ustalono na 20 i 21 listopada 1959 r. Po
otrzymaniu informacji o wyznaczonym terminie adwokat Ekerlinga
uruchomił lobby żydowskie w Polsce, by nie dopuścić do rozprawy
sądowej przeciwko jego klientowi. 10 listopada 1959 r. prokurator
wojewódzki dla m. st. Warszawy Władysław Komorniczak zwrócił się do
Sądu Powiatowego z wnioskiem o zwrot aktu oskarżenia w celu jego
uzupełnienia. Decyzja prokuratura została podjęta w wyniku
interwencji sekretarza KC PZPR Jerzego Albrechta, któremu podlegał
wówczas nadzór nad pracą organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.
Jej wykonanie polecił wiceministrowi spraw wewnętrznych Antoniemu
Alsterowi. Alster wezwał do siebie Prokuratora Generalnego Andrzeja
Burdę i wydał mu polecenie wycofania aktu oskarżenia z sądu. 12
listopada postanowieniem Sądu Powiatowego akt oskarżenia został
wycofany - niezgodnie z obowiązującym wówczas prawem - z sądu. 9
grudnia został uchylony tymczasowy areszt wobec Ekerlinga.
Sygnał z Izraela
W marcu 1966 r. izraelski dziennik „Maariv” zamieścił artykuł pod
znamiennym tytułem: „Zabójcy syna polityka polskiego żyją w
Izraelu”. „Dwaj obywatele izraelscy, którzy emigrowali z Polski
przed paroma laty, uważani są za tych, którzy dokonali w kraju swego
pochodzenia zabójstwa politycznego, które do dnia dzisiejszego
wzbudza tam szerokie echa” - pisała gazeta. Dlaczego taka wiadomość
„przeciekła” wówczas do prasy izraelskiej? Prawdopodobnie obawiano
się, że w śledztwie może nastąpić przełom i ustaleni zostaną sprawcy
morderstwa. Wysłano jednocześnie sygnał, że władze izraelskie nie
zgodzą się na wydanie podejrzanych. W artykule zaprezentowano
również tezę, że motywem zabójstwa Bohdana była zemsta za
działalność polityczną ojca.
„Nekama” znaczy zemsta
13 czerwca 1960 r. Bernard Mark, ówczesny dyrektor Żydowskiego
Instytutu Historycznego w Warszawie, podczas konferencji prasowej
zwołanej po ujęciu Adolfa Eichmanna, zbrodniarza hitlerowskiego,
ujawnił, że jego zatrzymanie nastąpiło w wyniku działalności
organizacji „Zemsta” (po hebrajsku „Nekama”). Spotkanie
relacjonowała ówczesna prasa, m.in. „Express Wieczorny”. „Zemsta”,
według Marka, powstała „jeszcze w czasie działań wojennych, w
wyzwolonym już Lublinie”. W jej skład weszło około 10 partyzantów
żydowskich, wśród których znajdowali się wówczas m.in. Szymon
Wiesenthal z Drohobycza oraz Tobiasz (Tuvia) Friedman, były oficer
polski pochodzący z Radomia. Złożyli przysięgę i przyjęli kryptonim
„Zemsta”. „Z dużym prawdopodobieństwem można wnioskować, że sprawcy
zabójstwa Bohdana Piaseckiego związani byli z tajną organizacją
żydowską 'Zemsta' i że to z jej inicjatywy został popełniony mord na
synu Bolesława Piaseckiego” - uważa P. Raina (s. 78).
Bezkarni sprawcy
Jaki był więc przebieg wydarzeń? Ponieważ nigdy nie odbyła się
rozprawa sądowa, a Ekerling nie przyznał się w śledztwie do
współudziału w zbrodni, rekonstrukcja opiera się na przesłankach
wysnutych z materiałów śledczych. Jak ustalił P. Raina,
przygotowania do uprowadzenia i zabójstwa Bohdana prowadzone były
bardzo starannie, z zachowaniem zasad konspiracji. Zleceniodawcy
skontaktowali się z Ignacym Ekerlingiem i Mieczysławem Katzem -
byłymi kierowcami ŻIH. Katz zapoznał ich z Michałem Barkowskim,
Adamem Kossowskim i Stefanem Łazorczykiem. Za pomoc w zbrodni
obiecano im wyjazd z Polski. Termin uprowadzenia - 22 stycznia
został też wybrany nieprzypadkowo. Za trzy dni Ekerling miał odebrać
paszport. „Tego dnia Ekerling pożyczył podlegającą mu taksówkę swemu
szwagrowi Katzowi. Po Bohdana przyjechali prawdopodobnie Barkowski i
Łazorczyk. Na miejscu uprowadzenia Barkowski czekał na rogu ulicy, a
Łazorczyk podszedł do Bohdana. Jako doświadczony ubek nie miał
problemów z przekonaniem Bohdana o konieczności udania się do sądu.
Po przyjeździe pod budynek Sądów Łazorczyk i Barkowski zaprowadzili
Bohdana do mieszkania Kossowskiego znajdującego się naprzeciwko
Sądów przy al. Świerczewskiego 82a. Tam czekali zabójcy Bohdana.
Bohdan uderzony został tępym przedmiotem w tył głowy i zadano mu
cios sztyletem w okolicę serca. Zwłoki przeniesione zostały do
ubikacji znajdującej się w piwnicy niedaleko od mieszkania
Kossowskiego” (s. 81). 7 października 1977 r. zmarł Ekerling. Rok
później śledztwo częściowo, a w 1982 r. całkowicie umorzono - z
powodu przedawnienia sprawy.
Puławianie w tle
Sprawę porwania i zamordowania Bohdana przez dziesięciolecia
otaczało milczenie. Przerwał je dopiero w 1989 r. dr Peter Raina,
znany historyk najnowszych dziejów Polski, publikując książkę
„Sprawa zabójstwa Bohdana Piaseckiego”. Trzy lata później ówczesny
minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz udostępnił 45 tomów
akt sądowych sprawy. Na ich podstawie powstała nowa książka P. Rainy
„Sprawcy uchodzą bezkarnie. Kulisy zabójstwa Bohdana Piaseckiego w
świetle akt MSW”. P. Raina uważa, że to Władysław Gomułka, I
sekretarz KC PZPR, miał zaaprobować wycofanie aktu oskarżenia
przeciwko Ekerlingowi. „Faktycznie - miał powiedzieć Kliszko -
przyszedł Zambrowski z tym do Wiesława [pseudonim W. Gomułki -
przyp. MR], że jak odbędzie się rozprawa sądowa, powstanie fala
antysemityzmu, ale myśmy wspólnie się zgodzili, że sprawy nie
powinno być” (s. 10). Za decyzją o wycofaniu śledztwa stali
„puławianie” - jedna z frakcji w PZPR. W gorącym politycznie roku
‘56 oficjalnie głosili „reformy”, ale ograniczone do sfery
zachowania swoich wpływów we władzy. Przedstawiali się jako
„liberałowie”, niechętnie nastawieni wobec wartości narodowych,
Kościoła katolickiego. Do grupy tej należeli czołowi przedstawiciele
aparatu bezpieczeństwa okresu stalinowskiego: Berman, Różański,
Radkiewicz, Fejgin, Romkowski, J. Albrecht. W ich rękach pozostawały
wszystkie ówczesne media, mogli więc dowolnie sterować opinią
publiczną. Mieli też wpływy w środowiskach intelektualnych, silnie
nacechowanych kosmopolityzmem. Odchodząca ze sceny politycznej
formacja stalinowska (choć pozostawiła w strukturach władzy swych
mniej skompromitowanych członków, przeobrażonych na fali
Października ‘56 w „liberałów” i intelektualistów partyjnych) już w
kwietniu 1956 r. wymierzyła Polakom pogardliwy cios, uchwalając
ustawę o dopuszczalności przerywania ciąży. Było to uderzenie w sam
fundament ładu moralnego, z takim trudem odbudowywany po wojnie
przez Kościół. Przez pierwszą dekadę tzw. wolności wolno było
mordować najlepszych patriotów w majestacie komunistycznego
bezprawia; na następne - przygotowano bardziej wyrafinowany plan
fizycznej i duchowej eksterminacji Polaków. Trudno oprzeć się
wrażeniu, że uprowadzenie i zamordowanie Bohdana było „pokazową
lekcją” pogardy i nienawiści do tego, co katolickie, narodowe. Wiele
osób podziela pogląd, że poza faktem porwania i zabójstwa wszystko w
sprawie Bohdana Piaseckiego jest „niejasne, dwuznaczne, podejrzane,
intrygujące”. Czy ta ciemna karta z dziejów peerelowskiej
"praworządności" zostanie kiedykolwiek wyjaśniona?
Nie ugnę się
Rozmowa
z dr. Peterem Rainą, historykiem, autorem wielu książek o
najnowszej historii Polski, w tym dwóch prac poświęconych
sprawie mordu na Bohdanie Piaseckim
Dlaczego zajął się Pan sprawą Bohdana Piaseckiego?
- Zauważyłem istotną lukę historyczną. Kiedy ukazał się trzeci tom
mojej biografii Prymasa Wyszyńskiego, w którym zamieściłem kilka
krytycznych słów o Bolesławie Piaseckim, otrzymałem miły list od
Marzenny Piaseckiej, córki, ze sprostowaniami i wyjaśnieniami. Byłem
jej za to wdzięczny. Przyjechałem do Warszawy, rozmawialiśmy długo,
również o Bohdanie. Skontaktowała mnie z p. Jarosławem Piaseckim, od
którego otrzymałem materiały. Mogłem na ich podstawie napisać
pierwszą pracę o zabójstwie Bohdana. Druga wykorzystuje materiały
MSW. Jest obszerniejsza, przynajmniej wiemy, kto był zaplątany w
sprawę.
Wymienia Pan kilka nazwisk przypuszczalnych sprawców
zbrodni. Poza Ekerlingiem ślady po nich urywają się w 1958 r. Co się
dalej z nimi działo?
- Myślałem, że te cztery czy pięć osób, które podejrzewam, już nie
żyją. Pewnego dnia, już po ukazaniu się drugiej książki, około godz.
23.00 zadzwonił telefon. Melduje się pan Barkowski. Ma ponad 80 lat,
mieszka w Kopenhadze. Zajmuje się handlem diamentami. Zarzucił mi,
że oskarżyłem go o morderstwo na Bohdanie.
Co Pan wtedy czuł?
- Przeżyłem szok, że któraś z tych osób jeszcze żyje.
Czego chciał Barkowski?
- Proponował, że w każdej chwili przyjedzie do Berlina, by się ze
mną spotkać. Zapowiedział, że chce wytoczyć przeciwko mnie proces.
Napisałem do niego list i dołączyłem kopie dokumentów. Wysłałem i od
tego czasu mam spokój.
A może odezwały się inne osoby zamieszane w sprawę?
- Poza Barkowskim nikt. Co mają powiedzieć? Prawda jest prawdą.
Powinni przepraszać, że zamordowali tego chłopaka. Tego nie chcą
zrobić. Nie negują, że tak było. Nie wystarczy powiedzieć, że Raina
jest antysemitą, trzeba wykazać merytorycznie, że Raina nie ma
racji, nie mówi prawdy. Slogany są tanie.
Czy były jakieś inne reakcje na Pana książkę?
- W przygotowywanym wznowieniu pracy „sprawcy uchodzą bezkarnie”
(tytuł zostanie zmieniony) planuję zamieścić też inne głosy, jakie
jej towarzyszyły. Na przykład w prymitywny sposób atakowała mnie
Alina Grabowska we „Wprost”. Wyrosła w duchu totalitarnym, była
zwolenniczką ideologii komunistycznej, a po wyjeździe z Polski w
1968 r. stała się demokratką, ale niestety, tylko z nazwy. Nie
przyjmuje do wiadomości, że można dyskutować poważnie. Pani
Grabowska twierdzi, że w Niemczech stanąłbym przed sądem za tę
książkę. Niech powie, że tego mordu nie było, przedstawi dokumenty.
Tego nie robi. Tak naprawdę nie mogą mi nic zarzucić. Nie mają
argumentów
Najlepiej więc całą rzecz przemilczeć.
- Nieduży nakład drugiej książki rozszedł się bardzo szybko.
Zwłaszcza młodzi nie znają sprawy, którą jako historyk chciałem
przypomnieć. Pragnę, żeby ludzie przynajmniej wiedzieli, kto był
zamieszany w tę sprawę, jakie były powody mordu.
Jakie były, według Pana wiedzy, motywy tej przerażającej
zbrodni, tak z gruntu obcej polskiemu duchowi wolności i prawa?
- Powodem była zemsta na ojcu. W czasie okupacji Uderzeniowe
Bataliony Kadrowe walczyły na Kresach Wschodnich przeciwko
bolszewikom. Wśród ofiar były osoby pochodzenia żydowskiego. Potem
upowszechniano, że B. Piasecki mordował Żydów. To nieprawda.
Dowodem, że zbrodnia na Bohdanie była w pewnym sensie przedłużeniem
tej walki partyzanckiej, jest nóż komandoski, którym zamordowano
Bohdana. A także sposób mordu.
Wyjątkowo okrutny i odrażający.
- Krytykowano mnie za to, że napisałem, iż był to mord rytualny. Nie
trzeba tego rozumieć dosłownie. Zabić najstarszego syna, bo on
odpowiada za „winy” ojca; po drugie sposób zabicia - komandoskim
nożem; po trzecie - chcieli zabić tak, by trafić w serce. W tym
sensie trzeba rozumieć mord rytualny. To była zemsta. Rytuał zemsty.
Męczyli też psychicznie ojca, i to był również mord rytualny.
Gdzie prowadzą główne tropy?
- Sądzę, że w sprawę był zaplątany wywiad izraelski - Mossad,
polskie służby bezpieczeństwa. W latach 50. Mossad miał swoich ludzi
już w Austrii, Niemczech, Polsce. Żydzi chcieli chronić siebie, by
nie powtórzył się holokaust. Znalazłem niedawno dokumenty z lat
1948-49 na temat oficerów WP. Przyjechała wówczas z Moskwy cała
grupa politruków pochodzenia żydowskiego, którzy zostali później
oficerami w polskim wojsku. Mogli zmienić nazwiska na polskie.
Dlaczego ich sprowadzono? Moje wytłumaczenie jest takie - w 1948 r.
powstało już państwo Izrael. Ci oficerowie mieli ułatwiać emigrację.
Mossad potrzebował agentów na wysokich szczeblach. Wszyscy
podejrzewani o mord na Bohdanie uciekli do Izraela...
Z dokumentów wynikałoby, że sprawcami były osoby pochodzenia
żydowskiego.
- To sfera domysłów. Nie mogłem znaleźć tego w aktach. Ale
przynajmniej udało mi się wyjaśnić motywy zbrodni itd. To nie jest
optymalna koncepcja, ale o inną dziś trudno.
Kto był zainteresowany wyciszeniem sprawy?
- Zambrowski i Kliszko przekonali Gomułkę, że jeżeli rozpocznie się
proces, nastąpi fala antyżydowskich wystąpień. To jest bzdura. Nie
rozumieli, że jeśli jest rzecz otwarta, tym szybciej można ją
wyjaśnić. Jeśli robi się tabu, staje się to podejrzane.
Dlaczego Gomułka w 1968 r. nie zdecydował się na podjęcie tematu
zabójstwa Bohdana?
- Za mała sprawa. Miał inne problemy. Potem nikt nie odważył się
poruszyć tematu.
Czy nie odnosi Pan wrażenia, że najwyżsi przedstawiciele
władzy cały czas wiedzieli, kto był sprawcą?
- Nie jest to wykluczone. Musieli znać prawdę, bo dlaczego bali się
procesu? Jeśli ktoś mówi: nie róbcie procesu, bo będzie fala
antysemicka, to znaczy, logicznie myśląc, że jest w to zaplątany
ktoś pochodzenia żydowskiego. To jeszcze jeden argument na poparcie
tezy, że musieli znać tych ludzi.
Bezpośredni sprawcy musieli mieć swoich mocodawców. Czy
można ich szukać w jednej z frakcji w PZPR?
- Można. Dlatego Zambrowski nie pozwolił, by doszło do procesu. To
była decyzja polityczna.
Która wystawia jak najgorsze świadectwo aparatowi
sprawiedliwości PRL.
- Tak. Dziwię się, że panuje cisza o tej sprawie. Piszą o innych,
ale nie o tej. Przecież chcemy tylko, żeby ujawniono sprawców, żeby
odbył się proces. Dla mnie morderstwo to jest morderstwo. Czy ktoś
jest pochodzenia hinduskiego, polskiego, żydowskiego, wszystkim
należy się taka sama sprawiedliwość. Prawa człowieka nie są inne dla
Żydów, Polaków, Hindusów. Są dla wszystkich takie same.
Od 1982 r. formalnie obowiązuje przedawnienie zbrodni
popełnionej na Bohdanie...
- A może zechcą rehabilitować sprawców? Taka jest tendencja... Jeśli
jest przedawnienie, to znaczy, że sprawa nie jest ważna, a to, że
zamordowano chłopaka, jest sprawiedliwe. Czyż nie tak? Gdyby zabito
żydowskie dziecko, nie byłoby przedawnienia. A o tym chłopcu chcą
zapomnieć.
Jaka jest, w Pana przypadku, cena za ujawnienie prawdy?
- Od czasu wydania tych dwóch książek jestem całkowicie izolowany
przez naukowców żydowskich. Uważają mnie za antysemitę. To jest
szantaż, ale nie ugnę się. Uważam, że trzeba pisać o tej sprawie,
pokazać, kto jest winny. Jeżeli uczciwy Żyd przeczyta tę książkę,
powinien przeprosić w imieniu tych, którzy zamordowali, ale nie
robią tego.
Przypominając sprawę Bohdana ratuje Pan honor nauki polskiej...
- Niektórzy mają mi za złe, że w ogóle poruszam ten temat. Nie mówię
nawet o grupie żydowskiej, dla której jestem persona non grata. Nie
rozumieją, że historyk powinien zawsze służyć prawdzie.
Dziękuję za rozmowę.