Koniec lorda Northcliffe’a –
Douglas Reed
Przez trzy lata po Konferencji Pokojowej z 1919 roku trwały
prace nad planem organizacji wojsk brytyjskich w Palestynie
i upozorowania ich obecności zadaniem honorowej misji, która
w gruncie rzeczy miała charakter zamachu. Ten nieskończenie
zawikłany problem został sprawnie rozwiązany. Z zachowanych
świadectw wyłania się wstrząsający obraz tajnych,
niegodziwych manipulacji rządów mocarstw. Wraz z praktyką
udoskonalały się metody wywierania ‘nieodpartej presji na
politykę międzynarodową’.
Po uznaniu pretensji syjonistów do Palestyny przez
Konferencję Pokojową (i równoczesnym zignorowaniu
zasymilowanych Żydów zachodnich, których przedstawicielem
był M. Sylvain Lewi), następny krok uczyniono na Konferencji
1920 roku w San Remo, gdzie zwycięskie mocarstwa zebrały się
w celu rozczłonkowania pobitego Imperium Tureckiego.
Konferencja ta zaakceptowała przebiegły koncept dr Weizmanna
z 1915 roku przejęcia Palestyny jako ‘mandatu’ pod
administrację brytyjską.
Prawdziwa natura tego
przedsięwzięcia poczęła wychodzić na jaw i wzbudzać coraz
głośniejsze protesty. Tym niemniej, Mr Balfour zapewnił dr
Weizmanna, że ‘nie należy przywiązywać do nich wagi, gdyż na
pewno nie wpłyną one na definitywnie ustaloną politykę’.
Owo zagadkowe stwierdzenie, często później się powtarzające,
zakłada, że w tej jedynej kwestii polityka nie powinna, nie
może i nie zmieni się nigdy, bez względu na interesy
narodowe, honor, czy inne imponderabilia. Nie znam innego
wypadku, gdzie zasady polityki państwowej oparte byłyby na
niewzruszonym kanonie, ignorującym interesy państwowe i
opinię publiczną. W San Remo, Lloyda George’a niepokoiła
możliwość ‘zamrożenia’ inicjatywy pokojowej przed
osiągnięciem skrytego celu i powiedział dr Weizmannowi:
‘Niech pan nie traci czasu. Dziś świat jest jak Bałtyk przed
zamarznięciem. Teraz jeszcze jest w ruchu.
Ale gdy zamarznie, będziecie musieli przebijać lód głową i
czekać na drugą odwilż’. Gdyby Lloyd George rzekł ‘drugą
wojnę’, miałby rację i prawdopodobnie ją miał na myśli,
mówiąc o ‘odwilży’. W takich okolicznościach Konferencja San
Remo ‘zatwierdziła Deklarację Balfoura i decyzję
powierzenia mandatu Wielkiej Brytanii’. Stąd
już jeden krok dzielił syjonistów od osiągnięcia celu;
sprzedania wynalazku ‘mandatów’ Lidze Narodów, która miała
uzurpować sobie prawo ich nadawania, i ‘ratyfikować’ ten szczególny
Mandat.
Jak zobaczymy, stało się to w
1922 roku, choć w międzyczasie zerwała się burza protestów
ze strony wszystkich bezpośrednio zaangażowanych w tą sprawę
rządów i społeczeństw. Za promowanie tej polityki
odpowiedzialne były trzy siły: kierujący nią syjoniści z
Rosji, wysoko uplasowani filosemici, których dr Weizmann
‘nienawidził’ lecz używał; masy sentymentalnych liberałów,
zjadliwie przedstawionych w Protokółach. Przeciw niej
powstała autorytatywna, wyrobiona opinia publiczna w tak
wielkiej masie, że gdyby chodziło tu o jakąś inną sprawę,
nie angażującą tajnych ‘administratorów’, upadłaby ona
szybko. Powszechny protest był tak wielki, że zanim
przejdziemy do jego opisu, musimy usystematyzować go w
punktach: Protestowali: (1) Arabowie w Palestynie; (2) Żydzi
palestyńscy; (3) główny przywódca syjonistyczny w Ameryce,
oraz anty-syjonistycznie nastawieni Żydzi w Ameryce i w
Anglii; (4) brytyjscy urzędnicy i żołnierze w Palestynie;
(5) brytyjscy i amerykańscy eksperci; (6) większa część
prasy, nie podporządkowana jeszcze konspiratorom.
(1) Dzięki znajomości Tory Arabowie od początku wiedzieli,
co ich czeka. Gdy na Konferencji Pokojowej dr Weizmann
oświadczył: ‘Naszym mandatem jest Biblia’, znali dobrze
‘Boga Żydów’ wraz ze jego obietnicami pogromów i kar: ‘Gdy
cię wprowadzi Pan, Bóg twój, do ziemi, do której wchodzisz,
abyś ją posiadł i wytraci narodów wiele przed twarzą twoją…
siedem narodów, większych, i możniejszych, niżliś ty;. A
poda je Pan, Bóg twój, tobie, iż je porazisz: tedy wytracisz
je do szczątku, nie będziesz brał z nimi przymierza, ani się
zlitujesz nad nimi;’. (Deuteronomy 7,
1-3).’
Dla nich więc, syjonizm i jego poparcie przez Zachód
oznaczały czekającą ich masową eksterminację na mocy Prawa
ustanowionego 2,500 lat wcześniej (co potwierdziły
wydarzenia roku 1948. W 1945 roku król Ibn Saud powiedział
prezydentowi Roosveltowi: ‘Potrzebne wam były dwie wojny
światowe, aby się przekonać o tym, co my wiedzieliśmy od dwu
tysięcy lat’. Czyny potwierdziły, że intencje te miały być
dosłownym spełnieniem ‘ustaw i przykazań’. Co znamienne,
nawet anty-syjonistycznie nastawieni Żydzi nie przypuszczali
przed faktem, że to ‘spełnienie’ może się okazać dosłownym.
W 1933 roku Mr Bernard J. Brown słusznie przytoczył wyżej
wspomniany ustęp jako źródło obaw Arabów, pisząc: ‘Ciemni
Arabowie oczywiście nie są w stanie zrozumieć, że nowoczesny
Żyd nie bierze Biblii tak dosłownie, aby powodować się
okrucieństwem względem swoich sąsiadów; lecz podejrzewają
Żydów o powoływanie się na ich historyczne prawa do
Palestyny na podstawie autorytetu Biblii, którą sami
przyjmują za objawioną prawdę’. Mr Brown, mieszkający w
Chicago, nie znał Chazarów.)
W 1920 roku Arabowie nie wierzyli w oficjalne zapewnienia
Deklaracji Balfoura o zabezpieczeniu ich ‘praw obywatelskich
i religijnych’, ani w oficjalne gwarancje zawarte w
Czternastu Punktach Wilsona, zapewniające im
‘niekwestionowane bezpieczeństwo życia’ i ‘absolutną szansę
autonomicznego rozwoju’. Jeśli nawet nie wiedzieli, mogli
odgadnąć, że panowie Balfour, Lloyd George i Wilson
potajemnie przyrzekli już Palestynę syjonistom. Znając Torę,
nie mogli również uwierzyć oficjalnemu oświadczeniu Winstona
Churchilla z 1922 roku (był on wtedy sekretarzem do spraw
Kolonii): ‘Nieoficjalnie twierdzi się, że celem zamierzeń
jest utworzenie wyłącznie żydowskiej Palestyny. Używa się w
nich sformułowań wskazujących, że ‘Palestyna ma się stać tak
żydowską, jak Anglia jest angielską.’ (bezpośrednia
reprymenda pod adresem dr Weizmanna). ‘Rząd Jego Królewskiej
Mości uważa podobne sugestie za niepraktyczne i nie ma
takich zamiarów. Nigdy też nie rozważał możliwości
wyginięcia czy zniewolenia ludności arabskiej, jej języka i
kultury w Palestynie’ (jako premier podczas II Wojny
Światowej, a potem jako przywódca opozycji, Churchill
udzielił poparcia procesowi, który zdementował powyżej).
(2) Miejscowe społeczeństwo
żydowskie w Palestynie (kompletnie zignorowane w tych
poczynaniach) było nastawione zdecydowanie
antysyjonistycznie. Spośród syjonistów i popierających ich
zachodnich polityków, jedyny dr Weizmann miał jakie takie
kontakty z tymi tubylczymi Żydami, odwiedziwszy raz czy dwa
Palestynę. Jak powiada, większość jego kolegów syjonistów
rosyjskich nic
o nich nie wiedziała.
Dopiero w latach 1919-1922 przywódcy syjonistyczni odkryli,
że Żydzi palestyńscy uważają ich za ‘pogan,
bezbożników, ignorantów i wrogów’. Dr Weizmann (który jak
zwykle twierdził, że działa dla ich dobra: ‘pragnęliśmy
jedynie polepszyć i zmodernizować warunki, w jakich żyją’)
był ‘wstrząśnięty odkryciem, jak daleko od
nich odbiegliśmy’. Zbył ich lekceważącym epitetem
starych pierników, którzy w irytujący sposób bombardują
organizacje żydowskie w Ameryce listami, w
‘dziewięćdziesięciu procentach’ wrogimi syjonizmowi. (Co
charakterystyczne, dr Weizmann znał treść tych listów dzięki
brytyjskiemu cenzorowi, który bezprawnie mu je pokazywał).
Politycy z Paryża i San Remo ignorowali te protesty
tubylczych arabskich i żydowskich mieszkańców Palestyny.
(3) W 1919 roku Mr Louis Brandeis odwiedził Palestynę,
będącą od dwudziestu lat przedmiotem jego obudzonych
zainteresowań Judaizmem. Spotkanie z nieznanym krajem z
miejsca go rozczarowało i uznał, że ‘niesłusznym byłoby
popierać imigrację do niego’. Usilnie zalecał ograniczenie
akcji Światowej Organizacji Syjonistycznej, a nawet jej
zaniechanie – jej przyszła działalność powinna sprowadzać
się do budowania ‘Żydowskiej Ojczyzny’ przez oddzielne
stowarzyszenia syjonistyczne w różnych krajach. Byłby to
więc rodzaj ‘ośrodka kulturalnego’ w Palestynie,
zawierającego uniwersytet i akademie, oraz więcej osiedli
rolniczych; zapewniającego ułatwienie imigracji dla
umiarkowanej liczby Żydów, pragnących z własnej woli
przyjechać do tego kraju.
Koncept ten, odrzucający utworzenie oddzielnego narodu
żydowskiego w postaci państwa, uznany został za zdradę.
Według dr Weizmanna reprezentował on odrodzenie się dawnego
rozłamu pomiędzy ‘wschodem’ a ‘zachodem’; pomiędzy ‘Ostjuden’ a
emancypowanymi Żydami Zachodu; pomiędzy ‘Waszyngtonem’ a
‘Pińskiem’ (nazwisko Leona Pinskera, autora sformułowania
‘presja międzynarodowa’, nie jest przypadkowe).
Rosyjscy syjoniści obalili
Brandeisa równie łatwo, jak w 1903-4 roku Herzla. Propozycję
swą Brandeis przedstawił na Kongresie Amerykańskich
Syjonistów w Cleveland w 1922 roku. Oponujący mu dr Weizmann
domagał się utworzenia ‘funduszu narodowego’ (finansowanego
przez przymusowe składki członków organizacji
syjonistycznych na rzecz samozwańczego rządu narodu
żydowskiego) i ustanowienia
‘budżetu narodowego’. Pozycja Brandeisa
była równie słaba, jak dr Herzla w 1903 roku – mocarstwa
zachodnie zaangażowane były w sprawę syjonistów rosyjskich.
Kongres, ‘wybrany’ przez jedną dziesiątą Żydów
amerykańskich, poparł dr Weizmanna i zignorował Mr
Brandeisa.
(4) Brytyjscy żołnierze i urzędnicy stali przed zadaniem
niemożliwym do zrealizowania. Stanowili oni zespół najlepiej
zorientowanych i doświadczonych administratorów kolonialnych
w historii i słuchali ostrzeżeń, jakie podpowiadał im
instynkt i doświadczenie. Potrafili sprawiedliwie zarządzać
powierzonym im krajem w imieniu jego mieszkańców. Wiedzieli,
że niemożliwym jest sprawiedliwie rządzić krajem, ani
utrzymać go w spokoju, narzucając mu obcych imigrantów i
zmuszając miejscową ludność do ich tolerowania. Jej protesty
również zaczęły napływać do Londynu, lecz tak samo były
ignorowane, jak dziś trzydzieści lat później. Arabowie od
początku odgadnęli gorzką prawdę i już w 1920 roku zaczęli
stawiać opór wszelkimi możliwymi środkami, organizując
rozruchy i powstania. Nie zaprzestali ich do dzisiaj i nie
zaprzestaną, dopóki wyrządzona im krzywda nie zostanie
naprawiona, lub nie zostaną ostatecznie ujarzmieni przemocą
oręża.
(5) Współczesny historyk może się zastanawiać, w jakim celu
prezydent Wilson i Lloyd George wysyłali komisje do
przefrymarczonego przez siebie kraju, w sytuacji, gdy
‘czołowi politycy’ (określenie dr Weizmanna) w Londynie i
Nowym Jorku zdecydowani byli na zasadzenie syjonizmu w
Palestynie bez względu na koszty, protesty, opinię
publiczną, czy zdrowy rozsądek. Jeśli spodziewali się od ich
raportów zachęty (w rodzaju rady Sir Henry’ego o ‘miesiącach
słoty’), zawiedli się, gdyż członkowie komisji po prostu
potwierdzili wcześniejsze opinie Arabów, miejscowych Żydów
palestyńskich i administracji brytyjskiej. W 1919 roku
Komisja King-Crane, ustanowiona przez prezydenta Wilsona,
stwierdziła że ‘syjoniści mają na celu praktycznie
kompletne wyzucie z posiadłości obecnych nie-żydowskich
mieszkańców Palestyny’. Zdaniem Komisji
miało to nastąpić ‘drogą różnych form wykupu’; lecz
przesłuchiwani przez nią oficerowie brytyjscy, mający
większe doświadczenie, słusznie twierdzili, że ‘program
syjonistyczny może być osiągnięty jedynie
przemocą zbrojną’. Komisja Haycrafta,
mianowana przez Lloyd George’a w 1921 roku stwierdziła, że
prawdziwym źródłem problemów rozpoczynających się w
Palestynie jest usprawiedliwione przekonanie
Arabów, że syjoniści zamierzają ustanowić
swą dominację w Palestynie.
(6) Największą przeszkodą dla ambicji syjonistycznych
okazały się rzeczowe reportaże prasy o wydarzeniach w
Palestynie, oraz niechętne syjonizmowi komentarze artykułów
wstępnych. Do czasu wybuchu I Wojny Światowej, rządy
amerykański i brytyjski nie zaszły jeszcze tak daleko, aby
nie liczyć się z rzetelnie informowaną przez prasę opinią
publiczną. Skorumpowanie prasy (przewidziane przez
Protokóły) poczęło się z wprowadzeniem cenzury podczas
wojny. Wzrost znaczenia kierowniczej władzy zakulisowej
ujawnił się w sprawach pułkownika Repingtona, pana H.A.
Gwynne i pana Roberta Wiltona w latach 1917-18. Doświadczeni
korespondenci byli zmuszeni zrezygnować, lub zająć się
pisaniem książek, ponieważ ich reportaże były ignorowane,
gubione lub zatrzymywane. Redaktor publikujący rzeczowy
reportaż bez poddania go cenzurze, był karany.
W latach 1919-22 cenzura ustępowała, a prasa, całkiem
naturalnie, powracała do praktyki rzetelnego informowania o
faktach i ich komentowania. Permanentne przywrócenie zasad
dawnej krytyki polityki państwowej przez prasę położyłoby
niewątpliwie kres projektom syjonistów, które nie
utrzymałyby się przy ujawnieniu ich opinii publicznej. Stąd
też w przełomowym momencie przed ‘ratyfikacją’ ‘Mandatu,
cała przyszłość syjonizmu zależała od stłumienia
nieprzyjaznych gazet. W tej właśnie krytycznej chwili
zaszedł incydent, ilustrujący skuteczny przykład takiej
akcji. Z uwagi na swe przyszłe skutki, jak i swą
niezwykłość, wydarzenie to (stanowiące tytuł niniejszego
rozdziału) zasługuje na bardziej szczegółowe omówienie.
W zamierzeniach konspiratorów (używam tego słowa za
przykładem dr Weizmanna i pułkownika House), Anglia w owym
okresie zajmowała poczesne miejsce, a jej bardzo wpływowym
przedstawicielem był energiczny lord Northcliffe. Urodzony
jako Alfred Harmsworth, postawny mężczyzna z
wybrylantynowanym napoleońskim loczkiem, był właścicielem
dwóch najbardziej poczytnych dzienników, kilku innych
magazynów i czasopism, i co najważniejsze – głównym
udziałowcem najbardziej wpływowego w owym czasie pisma na
świecie – londyńskiego Timesa. Miał więc codzienny
bezpośredni dostęp do milionów czytelników, a z natury był
także – mimo żyłki do interesów – znakomitym redaktorem,
odważnym, przebojowym i patriotycznym. W sprawach, które
lansował lub popierał, miał czasem rację, a czasem jej nie
miał, lecz był niezależny i nieprzekupny. Przypominał nieco
amerykańskiego Mr Randolfa Hearsta i pułkownika Roberta
McCormicka – w tym sensie, że używał różnych sposobów dla
zwiększenia cyrkulacji swych gazet, lecz nigdy w
konfrontacji z interesem narodu; nie tolerował bluźnierstwa,
sprośności, oszczerstw i akcji wywrotowych. Nie dawał się
zastraszyć i był potęgą w swoim kraju.
Lord Northcliffe dwukrotnie naraził się konspiratorom z
Rosji. Z jego inicjatywy, w maju 1920 roku Times opublikował
wspomniany wyżej artykuł o Protokółach Mędrców Syjonu. Był
on zatytułowany: ‘Niebezpieczeństwo Żydowskie – Niepokojący
Pamflet – Wezwanie do Dochodzenia’. W konkluzji stwierdzał:
‘Bardzo pożądanym jest zbadanie tych rzekomych dokumentów i
ich historii…. czyż mamy bez wyjaśnienia zbyć
tą sprawę i pozwolić na bezkrytyczny rozgłos tego rodzaju
dzieła?’
Potem w 1922 roku, lord Northcliffe odwiedził Palestynę w
towarzystwie dziennikarza, Mr J.M.N. Jeffriesa (którego
książka ‘Realia Palestyny’ ciągle jest
klasycznym dokumentem tego okresu). Stanowili oni parę
całkiem różną od redaktorów Timesa i Manchester
Guardiana, którzy w Anglii pisali artykuły wstępne o
Palestynie, w konsultacji z przywódcą syjonistycznym dr
Weizmannem. Będąc na miejscu, lord Northcliffe doszedł do
tego samego wniosku, co inni niezależni inwestygatorzy.
Pisał: ‘Uważam, że zagwarantowaliśmy Palestynę jako dom dla
Żydów bez należytego zastanowienia, pomijając fakt, że
mieszka tam 700,000 Arabów, właścicieli tego kraju….. Wydaje
się, że Żydzi przekonani są o powszechnym poparciu, a nawet
entuzjazmie społeczeństwa angielskiego dla sprawy syjonizmu;
powiedziałem im, że tak nie jest, i że powinni nie nadużywać
naszej cierpliwości potajemnym sprowadzaniem
broni do walki z 700,000 Arabów…. Zanosi się na poważne
kłopoty w Palestynie…. tutaj ludzie boją się mówić Żydom
prawdę…. Usłyszeli część jej ode mnie’.
Stwierdzając prawdę, lord Northcliffe zgrzeszył dwukrotnie:
raz już wkroczył na wzbroniony teren, domagając się
‘dochodzenia’ w sprawie Protokółów. Co więcej, był w stanie
ogłosić prawdę w swej masowo czytanej prasie, przez co dla
konspiratorów stał się niebezpiecznym człowiekiem. Napotkał
na przeszkodę w postaci Mr Wickham Steeda, który był
redaktorem Timesa i według
relacji dr Weizmanna – zwolennikiem syjonizmu.
W rozgrywce tej, lordowi
Northcliffe’owi brakowało jednego atutu. Prawdę o Palestynie
chciał ogłosić szczególnie w Timesie,
lecz był jedynie jego głównym, a nie wyłącznym właścicielem.
Stąd serie artykułów o Palestynie pojawiły się w jego
własnych gazetach, lecz Times odmówił
ich publikacji. Sam Mr Wickham Steed, choć wysuwał tak
ważkie propozycje co do przyszłości Palestyny, wzbraniał się
ją odwiedzić i odmówił zamieszczenia opinii przeciwstawnej
sprawie syjonizmu.
Powyższe fakty, jak i te które nastąpią, zrelacjonowane są
(z zadziwiającą szczerością) w Oficjalnej
Historii Timesa (z 1952 roku). Jak podaje
ona, Mr Wickham Steed ‘uchylił’ się od propozycji lorda
Northcliffe’a towarzyszenia mu w podróży do Palestyny;
odnotowuje ona także ‘brak reakcji’ Wickhama Steeda na
telegraficzne życzenie lorda Northcliffe’a o zamieszczenie
‘artykułu wstępnego, atakującego stanowisko Balfoura wobec
syjonizmu’.
W dalszej lekturze czytelnik proszony jest o zwrócenie
szczególnej uwagi na daty.
W maju 1920 roku, z inicjatywy
lorda Northcliffe’a, pojawił się w Timesie artykuł
o Protokółach. Na początku 1922 roku odwiedził on Palestynę
i napisał serię artykułów wspomnianych wyżej. 26-go lutego
1922 roku, gdy prośba jego została zignorowana przez Mr
Steeda, opuścił Palestynę. Na konferencji redaktorskiej w
dniu 2 marca 1922 roku, lord Northcliffe rozdrażniony
postawą opornego redaktora, skrytykował ostro jego politykę edytoralną.
Domagał się jego ustąpienia i był zaskoczony, że mimo
otwartej nagany Mr Wickham Steed ciągle pozostaje na
stanowisku redaktora. Zamiast zrezygnować, redaktor
postanowił ‘zasięgnąć opinii prawnika co do trybu dymisji
niezgodnej z prawem’. W tym celu zwrócił się do specjalnego
doradcy prawnego lorda Northcliffe’a (w
dniu 7 marca 1922 roku), który poinformował go, że lord
Northcliffe jest ‘nienormalny’, ‘niezdolny do pracy’ i,
sądząc z jego wyglądu – ‘długo nie pożyje’, po czym doradził
redaktorowi pozostanie na swoim stanowisku! Redaktor
pojechał do Francji, aby w Pau spotkać się z lordem
Northcliffem, i tam uznawszy, że lord Northcliffe jest
nienormalny (31 marca 1922 roku), poinformował dyrektora Timesa o
‘szaleństwie’ lorda Northcliffe’a.
Skoro sugestia o szaleństwie wysunięta została przez
redaktora, którego lord Northcliffe chciał usunąć,
należałoby także wziąć pod uwagę opinie innych. 3-go maja
1922 roku lord Northcliffe był w Londynie na pożegnalnym
obiedzie na cześć odchodzącego redaktora swojej gazety i ‘był
w doskonałej formie’. 11 maja 1922 roku
wygłosił ‘świetne i rzeczowe’ przemówienie
na zebraniu Imperialnego Związku Prasy, gdzie ‘większość
uczestników, słyszących o jego ‘nienormalności’ przekonała
się, że jest w błędzie’. Kilka dni później
lord Northcliffe wysłał naczelnemu dyrektorowi Timesa telegraficzne
polecenie zdymisjonowania redaktora. Dyrektor naczelny nie
dopatrzył się niczego ‘nienormalnego’ w tym poleceniu i nie
‘wyraził żadnych obaw co do zdrowia Northcliffe’a’. Inny
dyrektor, który go wtedy widział, ‘uznał go za równie
zdrowego, jak on sam’; ‘w zachowaniu i wyglądzie
Northcliffe’a nie zauważył nic niezwykłego’ (24-go
maja 1922 roku).
8-go czerwca 1922 roku, będący w Boulogne lord Northcliffe
zaprosił Mr Wickhama Steeda na spotkanie w Paryżu. Gdy
spotkali się tam 11 czerwca 1922 roku, lord Northcliffe
oznajmił Steedowi, że sam ma zamiar przejąć redakcję Timesa.
12-go czerwca 1922 roku, całe towarzystwo udało się do
Evian-les-Bains. W drodze na granicy szwajcarskiej, Mr
Wickham Steed po kryjomu wprowadził do pociągu lekarza. Po
przyjeździe do Szwajcarii, wezwany został anonimowy ‘świetny
francuski specjalista chorób nerwowych’, który tego samego
wieczoru uznał lorda Northcliffe’a za ‘niepoczytalnego’. Na
mocy tego orzeczenia Mr Wickham Steed wysłał do Londynu
depeszę, nakazującą Timesowi ignorować
polecenia lorda Nortcliffe’a i nie publikować żadnych jego
artykułów. 18-go czerwca wyjechał, aby nigdy już nie spotkać
się z lordem Northcliffem. Gdy 18-go czerwca 1922 roku lord
Northcliffe powrócił do Londynu, został praktycznie
odsunięty od kontroli, a nawet odcięty od łączności ze
swoimi przedsiębiorstwami (szczególnie z Timesem –
odłączono mu telefon). Kierownik postawił przed drzwiami
jego pokoju wartę policyjną, uniemożliwiając mu wizytę w
biurze Timesa, w razie,
gdyby udało mu się tam dotrzeć. Zgodnie z relacją Oficjalnej
Historii, wszystko to odbyło się na mocy zaświadczenia
wydanego w obcym kraju (Szwajcarii) przez anonimowego
(francuskiego) lekarza. Lord Northcliffe umarł 14 sierpnia
1922 roku. Przyczyną jego śmierci w wieku lat pięćdziesięciu
siedmiu było, jak ustalono, wrzodowe zapalenie wsierdzia. Po
nabożeństwie pochowany został w Westminster Abbey, żegnany
przez znaczne grono żałobnych redaktorów.
Tak wygląda historia, jak ją wygrzebałem z oficjalnej
publikacji. W tamtych czasach, poza małym kółkiem była ona w
ogóle nieznana; ujrzała światło dzienne dopiero trzydzieści
lat później w Oficjalnej Historii. Gdyby
opublikowano ją w 1922 roku, na pewno wywołałaby mnóstwo
pytań. Wątpię, czy istnieje gdziekolwiek podobny precedens
usunięcia potężnego, bogatego, zdrowego człowieka w tak
tajemniczych okolicznościach.
W tym miejscu, po raz pierwszy występuję jako naoczny
świadek opisywanych wydarzeń. W wojnie 1914-1918 byłem
jedynie jednym z nieświadomych milionów uczestników, tak że
prawdę o niej odkryłem wiele lat później. W 1922 roku
znalazłem się chwilowo w tym zamkniętym kółku, choć nie
będąc jego członkiem. Patrząc wstecz, widzę siebie zdanego
na wyłączne towarzystwo lorda Northcliffe’a (który miał
wkrótce umrzeć), całkiem nie mającego pojęcia o syjonizmie,
Palestynie, Protokołach i o wielu innych sprawach, w których
on zabierał głos. Być może, moje świadectwo warte jest
uwagi; nie mnie o tym sądzić.
W 1922 roku byłem młodzieńcem,
usiłującym znaleźć swoje miejsce w świecie po świeżych
doświadczeniach wojny. Trafiła mi się praca urzędnika w
biurze Timesa.
W pierwszym tygodniu czerwca, gdy lord Northcliffe gotował
się do usunięcia Mr Wickhama Steeda i zastąpienia go na
fotelu redaktorskim, wezwano mnie tam i zaproponowano
objęcie funkcji sekretarza lorda Northcliffe’a, który
przebywał wtedy w Boulogne. Z góry uprzedzono mnie o jego
ekscentrycznym sposobie bycia i jego wymaganiach szybkiego
spełniania poleceń. Być może z tego względu, jego zachowanie
wydawało mi się po prostu odbiciem jego niezwykłej
osobowości. Poza tym, nie podejrzewałem nic innego, choć
było to na tydzień przed ‘poświadczeniem’ jego
niepoczytalności i wynikłym stąd odizolowaniem go.
Dla biegłych moje świadectwo może być mało warte, gdyż wtedy
nie miałem w ogóle pojęcia o przejawach stanu
‘nienormalnego’. Tak czy owak, jego zachowanie dokładnie
pokrywało się z tym, czego mogłem oczekiwać z informacji
jego długoletnich współpracowników. Z małym zastrzeżeniem:
lord Northcliffe był przekonany, że ktoś dybie na jego życie
i kilka razy o tym wspomniał – szczególnie mówił o próbach
otrucia go. Jeśli to ma świadczyć o obłąkaniu, był w istocie
obłąkany – lecz tego typu ofiary ’trucizny’ umierają
zazwyczaj od szaleństwa, a nie od tego, co zjedzą. Jeśli to
założenie jest słuszne, nie był on obłąkany. Pamiętam, że
przyszło mi na myśl, iż taki człowiek jak on, może istotnie
mieć wielu potężnych wrogów, choć wtedy nie miałem
najmniejszego pojęcia, komu mógłby się narazić. Takie
nastawienie niewątpliwie czyniło go podejrzliwym wobec
otaczających go ludzi, lecz jeśli miał do tego podstawy,
trudno mówić tu o obłąkaniu. Gdyby cała ta sprawa wyszła na
jaw w odpowiednim czasie, łatwiej byłoby ją wyjaśnić.
Nie mogę wydawać sądu; mogę
jedynie zrelacjonować, co wtedy widziałem i myślałem, jako
młodzieniec tyleż wiedzący o otaczających go sprawach, co
niemowlę o świecie. Gdy wróciłem do Londynu, wypytywał mnie
o lorda Northcliffe’a jego brat lord Rothemore i jeden z
jego współpracowników, Sir George Sutton. Sądząc z treści
ich pytań, musieli już wtedy mieć pewne podejrzenia (po
nadejściu ‘zaświadczenia’), lecz te nie dotarły do mojej
świadomości, choć byłem jednym z ostatnich ludzi, którzy go
widzieli przed orzeczeniem o jego niepoczytalności i przed
odsunięciem go od kontroli własnej prasy. O tym nie
wiedziałem w czasie tej rozmowy, ani też długo potem. Całą
operację otaczała taka mgła tajemnicy, że choć pozostałem
pracownikiem Timesaprzez
następne szesnaście lat, dowiedziałem się o ‘szaleństwie’ i
o ‘orzeczeniu’ dopiero trzydzieści lat
później z Oficjalnej
Historii. Wtedy mogłem ocenić znaczenie i
konsekwencje tej sprawy, której byłem mimowolnym świadkiem w
wieku lat dwudziestu siedmiu.
Tak pozbyto się lorda
Northcliffe’a i odsunięto go od kontroli jego własnej prasy,
w krytycznym momencie przed ratyfikacją ‘Mandatu’ przez Ligę
Narodów, która zakończyła transakcję Palestyny
i przekazała jej dziedzictwo następnym pokoleniom. Opozycja
ze strony szeregu poczytnych czasopism mogłaby w tym czasie
zmienić bieg wydarzeń. Po śmierci lorda Northcliffe’a
rozwiało się niebezpieczeństwo ‘atakowania postawy Balfoura
wobec syjonizmu’ przez artykuły Timesa. Odtąd, zgodnie z
metodą opisaną w Protokółach, coraz wyraźniejsza stawała się
uległość prasy, dochodząca do obecnego stanu, w którym dawno
już zapomniano o rzetelnym reportażu i bezstronnych ocenach.
Lorda Northcliffe’a odsunięto od kontroli jego własnej prasy
i odizolowano w dniu 18 czerwca 1922 roku; 24-go lipca tegoż
roku, na posiedzeniu w Londynie Liga Narodów, wolna teraz od
rozgłosu jego protestów, obdarzyła Wielką Brytanię
‘mandatem’ pozwalającym jej pozostać w Palestynie i narzucić
jej przemocą syjonizm (oczywiście, nie w ten sposób
przedstawiono sprawę opinii publicznej – piszę tu o faktach
dokonanych, wypływających z opisywanych wydarzeń).
W tych okolicznościach ‘ratyfikacja mandatu’ była prostą
formalnością. Prawdziwą pracę nad sporządzeniem dokumentu i
zapewnieniem jego akceptacji wykonano wcześniej. Jego
sporządzeniem zajęli się ludzie inspirowani przez dr
Weizmanna, a o jego akceptację zadbał on sam, wysiadując w
przedsionkach władzy wielu stolic. Członkowie komisji
‘Inquiry’, powołanej przez Mr House, opracowali projekt
Statutu Ligii Narodów; autorami Deklaracji Balfoura byli dr
Weizmann, Mr Brandeis, rabin Stefan Wise wraz z
towarzyszami. Pozostał jedynie do opracowania trzeci
zasadniczy dokument, nie mający precedensu w historii. Dr
Weizmann oddaje tu formalny hołd lordowi Curzon (ówczesnemu
ministrowi Spraw Zagranicznych) przyznając, że ‘nadzorował
on prace nad mandatem’, dodając jednak: ‘z naszej strony
cenną pomoc okazał nam Mr Ben V. Cohen… jeden z
najzdolniejszych projektodawców w Ameryce’. Tak więc w
istocie syjoniści amerykańscy (Mr Cohen miał odegrać znaczną
rolę w późniejszej fazie tego procesu) opracowali dokument,
na mocy którego ‘nowy porządek światowy’ miał dyktować kurs
polityki brytyjskiej, użycie brytyjskich sił zbrojnych, i
przyszłość Palestyny.
Rola lorda Curzona ograniczyła się do złagodzenia warunków
‘mandatu’, lecz jeśli udało mu się wprowadzić pewne
modyfikacje, miały one nikły wpływ na przyszłe wydarzenia.
Jako prawdziwy mąż stanu (w odróżnieniu od polityka), mający
posturę rzymskiego cezara, był (według dr Weizmanna)
‘całkowicie lojalny wobec przyjętej polityki i zdecydowanie
stał przy Deklaracji Balfoura’, lecz znany był jego
negatywny stosunek do sprawy, którą obowiązek kazał mu
popierać (być może dlatego nigdy nie został premierem, choć
miał ku temu kwalifikacje). Udało mu się wykreślić jeden
wyraz z projektu. Dr Weizmann i Mr Cohen pragnęli zacząć go
słowami: ‘Uznając historyczne prawo Żydów do Palestyny…’
Lord Curzon zaprotestował: ‘Jeśli sformułujecie to w ten
sposób, już widzę Weizmanna nagabującego mnie codziennie
swoimi prawami czynienia w Palestynie tego, czy owego, czy
jeszcze innego! Tego nie chcę’. Tak więc ‘prawa historyczne’
zmieniły się w ‘historyczne związki’, – mniejszą
nieścisłość. Jako człowiek nauki, lord Curzon na pewno nie
mógł wierzyć, że rosyjscy Chazarowie mają jakiekolwiek
związki historyczne z Półwyspem Arabskim.
W czasie trwania prac nad
projektem, dr Weizmann wybrał się na jedną jeszcze
międzynarodową wycieczkę, aby się upewnić, że wszyscy
członkowie Rady Ligii zainaugurują ‘nowy porządek światowy’
oddaniem głosu na ‘Mandat’. Najpierw złożył wizytę włoskiemu
ministrowi spraw zagranicznych, niejakiemu signorowi
Schanzerowi, który wyraził obawę Watykanu co do przyszłych
losów Sali Ostatniej Wieczerzy w Jerozolimie pod panowaniem
syjonizmu. Dr Weizmann odparł tonem, jakiego używali jego
wspólnicy, mówiąc o świętościach innych: ‘Moja edukacja w
sprawach historii Kościoła nie jest na tyle wystarczająca,
aby zrozumieć, dlaczego Włosi przywiązują tak wielkie
znaczenie do Sali Ostatniej Wieczerzy’ [17]
Dr Weizmannowi
udało się uspokoić obawy signora Schanzera i opuścił Rzym z
zapewnieniem poparcia Włoch. Po tym wszystko poszło jak z
płatka i odtąd w tej żywotnej kwestii, ‘głosy’ Ligii Narodów
(później ‘Narodów Zjednoczonych’), były zawsze z góry
przesądzone przez potajemne werbowanie, intrygi kuluarowe i
‘nieodpartą presję’. W Berlinie dr Weizmann odwiedził
głośnego ministra żydowskiego, dr Waltera Rathenau,
zażartego przeciwnika syjonizmu. „Ubolewał on nad próbami
przekształcenia Żydów niemieckich w ‘obcy naród, osadzony na
piaskach Marchii Brandenburskiej’ – takie było jego zdanie o
syjonizmie”. Wkrótce potem dr Rathenau został zamordowany,
pozbawiając emancypowanych Żydów europejskich jeszcze
jednego orędownika.
Przez podróże i wizyty, dr Weizmann ostatecznie zapewnił
sobie z góry głosy wszystkich członków Rady, oprócz
Hiszpanii i Brazylii. W Londynie złożył wizytę dygnitarzowi,
który miał reprezentować Hiszpanię, i oświadczył mu: ‘Dla
Hiszpanii jest to okazja do częściowego spłacenia dawnego
długu, należnego Żydom. Możecie choć w części wynagrodzić
krzywdy, jakich doznaliśmy od waszych przodków’.
Dr Weizmann rozmyślnie dwukrotnie użył słowa ‘w części’.
Jego rozmówca, który powinien dbać o interesy współczesnych
mu rodaków, złapał się na ten sam haczyk, który uprzednio
zafascynował Balfoura: że Hiszpania ma niespłacony ‘dług’
wobec ‘Żydów’, w których imieniu jego gość miał przemawiać.
Ten rzekomy dług Hiszpania może ‘częściowo’ spłacić,
podminowując pozycję Arabów w Palestynie. Z punktu widzenia
zdrowego rozsądku, powyższa rozmowa przypomina podwieczorek
w domu obłąkanych. Tym niemniej, przedstawiciel Hiszpanii
obiecał poparcie swojego kraju, a w dodatku także i
Brazylii, zamykając tym łańcuch potakiwaczy. Sam dr Weizmann
nie był pewien, czy sukces tej wizyty był rezultatem jego
własnej elokwencji; czy też nacisku na wyższym szczeblu (tj.
ze strony przełożonych hiszpańskiego delegata w Madrycie).
W Anglii, w ostatnim momencie próbowano uniknąć
zaangażowania Wlk. Brytanii w to przedsięwzięcie. W Izbie
Lordów lordowie Sydenham, Islingtom i Raglan wiedli atak na
‘mandat’ i przeważającą większością głosów
przeforsowali wniosek o unieważnienie Deklaracji Balfoura. Niestety,
Izba Wyższa, pozbawiona swoich dawnych uprawnień, mogła
jedynie protestować; tak że Mr Balfour (wkrótce sam
mianowany lordem) bezzwłocznie zapewnił dr Weizmanna: ‘Jakie
to ma znaczenie, jeśli kilku głupich lordów wystąpi z takim
wnioskiem?’
Te sekretne rozmowy przygotowały
scenę do obrad Rady Ligii Narodów w Londynie w dniu 24 lipca
1922 roku, gdzie ‘wszystko poszło jak z płatka, z chwilą gdy
Mr Balfour wniósł sprawę ratyfikacji Mandatu Palestyny’. Bez
słowa sprzeciwu, Wlk Brytania uzyskała ‘mandat’ na
pozostanie w Palestynie i utworzenie tam zbrojnego kordonu
dla przyszłych imigrantów syjonistycznych. [18]
Tak więc w 1922
roku, na przyszłości Wlk Brytanii zaciążyło przedsięwzięcie,
nie poddane krytyce opinii publicznej, gromadzące przez
następne trzydzieści lat rachunki do spłacenia. Także i
Ameryka została ponownie zaangażowana w ten proces, choć
przez trzydzieści lat jej opinia publiczna nie zdawała sobie
z tego sprawy.
Prezydent Wilson już nie żył, a jego partia demokratyczna
została odsunięta od władzy. W Białym Domu rządził teraz
prezydent Harding, przedstawiciel partii republikańskiej,
która powróciła do władzy. Przywróciła ją fala powszechnego
rozczarowania wynikami wojny i instynktowne pragnienie
trzymania się z dala od ‘uwikłań’ międzynarodowych. Kraj
znakomicie dawał sobie radę bez Ligi Narodów i jej sekretnej
działalności w świecie.
I oto partia republikańska ponownie wciągnęła kraj w sieć, w
którą uwikłała go uprzednio partia demokratyczna.
Najwidoczniej kierownicy partyjni – architekci nieszczęść
narodowych, uznali za stosowne współzawodniczyć z przeciwną
partią o względy wpływowych ugrupowań i kontrolowane przez
nie ‘zmienne’ głosy, opisane w dzienniku i powieści Mr
House’a.
W czerwcu 1922 roku, jeszcze przed nadaniem Wlk. Brytanii
‘Mandatu Palestyńskiego’ przez Radę Ligii Narodów w
Londynie, Kongres Stanów Zjednoczonych zatwierdził wspólną
rezolucję obu izb o treści identycznej z Deklaracją Balfoura
z 1917 roku. W ten sposób polityka amerykańska znalazła się
w pętli syjonistycznego stryczka, a wyborcy amerykańscy nie
od razu zdali sobie sprawę, że zwycięstwo którejkolwiek
partii nie ma dla nich żadnego znaczenia.
______________________________
17. W 1950
roku syjoniści otworzyli ‘Jaskinię Katastrofy’ na niższym
piętrze tego samego budynku, jako miejsce pielgrzymek Żydów.
Napis nad wejściem do niej głosi: ‘Wstęp wzbroniony dla osób
o słabych nerwach’. Obejrzawszy to miejsce, główny rabin
Południowej Afryki napisał: ‘Wiele się robi dla rozwoju i
umocnienia nowego kultu Góry Syjon, jako namiastki Ściany
Płaczu, gdzie religijne uczucia ludu mogłyby znaleźć
emocjonalne ujście. Osobiście widzę w tym coś
nie-żydowskiego, co należy raczej do sfery przesądów, a nie
do prawdziwej wiary religijnej…. Wstrząsam się na samą myśl,
jaki wpływ te apokryficzne opowiadania’ (o cudownych
wyleczeniach) ‘ mogą wywrzeć na prostych, pobożnych i
przesądnych Żydach z Jemenu. Czy szykuje się nam żydowskie
Lourdes? Mam nadzieję, że nie, lecz oznaki są złowieszcze’.
18. Podobne
‘mandaty’, jakie uzyskała Wlk Brytania w Iraku i
Transjordanii, a Francja w Syrii, zostały wkrótce
zlikwidowane po uzyskaniu przez te kraje niepodległości.
Inne z kolei kraje, obdarzone mandatami byłych terytoriów
kolonialnych i zamorskich, z czasem uznały je faktycznie za
własne posiadłości. Te mandaty od początku miały charakter
fikcyjny i służyły jedynie jako przyzwoitka dla pozostałych,
wymagających pozorów dobrego towarzystwa. Z tych
oszukańczych przedsięwzięć jedynie ‘mandat’ palestyński
przetrwał na tyle długo, aby umożliwić syjonistom
usadowienie i uzbrojenie się w Palestynie, po czym skończył
swoją misję, pozostawiając kraj zdany na łaskę najeźdźców,
zdolnych teraz opanować go przemocą. Z oczywistych względów
późniejsze ‘Narody Zjednoczone’ nie wskrzesiły terminu
‘Mandat’, zastępując go słowem ‘Powiernictwo’, dla
określenia tej samej procedury zmiany właścicieli terytoriów
pod fikcją prawa międzynarodowego i legalności.
Fragment książki Douglasa
Reeda
Kontrowersja Syjonu