Prezentujemy Państwu wywiad z
posłem Kukiz ’15 Pawłem Skuteckim, który niedawno zasłynął w
polskich mediach z przeprowadzenia oficjalnych spotkań z
przedstawicielami Hezbollahu oraz prezydentem Libanu.
Redakcja Xportal.pl: W ostatnim czasie Internet obiegły
Pana zdjęcia z wizyty w Libanie, gdzie spotkał się Pan z
przedstawicielami Hezbollahu. Czy wyjazd konsultował Pan
z kolegami z Kukiz ’15? Czy uczestniczyli w nim
parlamentarzyści z innych krajów? Czy ruch wypracuje
wspólne stanowisko względem ugrupowania libańskich
szyitów?
Paweł Skutecki: Wizyta w Libanie nie była przypadkowa,
to tak nie działa, że ktoś się budzi rano i wpada na
pomysł wylotu do Libanu, a tam podejmują go najważniejsi
ludzie w państwie [śmiech]. Pierwszy raz byłem w
Bejrucie dwa lata temu, później powstał mój Zespół do
spraw dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego.
Zrobiłem m.in. wystawę w polskim Sejmie poświęconą
jedynemu na świecie świętu łączącego islam,
chrześcijaństwo i będącemu zarazem świętem narodowym:
Święcie Zwiastowania. Podczas ostatniej wizyty byłem w
Libanie razem z przedstawicielami Polsko-Arabskiego
Klubu Społeczno-Gospodarczego, to była że tak powiem
brzydko połączona wizyta: polityczno-gospodarcza.
Spotkałem się m.in. z prezydentem, głową kościoła
maronickiego i szefem klubu parlamentarnego Hezbollah.
Odpowiadając wprost: nie ma u nas zwyczaju konsultowania
wyjazdów nieautoryzowanych przez polski Sejm, więc
informację o samym wyjeździe miał przewodniczący, ale
szczegółowego programu nie. Dzisiaj wiem, że powinien
ode mnie dostać takie informacje.
Na jednym z portali społecznościowych umieścił Pan
informację, że na spotkaniu prócz pojawienia się „dobrej
chemii”, zapadły też „konkretne deklaracje”. Czy mógłby
Pan zdradzić jakie?
Dzisiaj najważniejszą sprawą dla Bliskiego Wschodu, w
tym dla polskich przedsiębiorców wreszcie coraz
odważniej patrzących na tamtejsze rynki, jest
bezpieczeństwo. Zgodziliśmy się z posłem Raadem, że to
priorytet. Cały Liban rozumie, że nie poradzi sobie z
problemem uchodźców bez konkretnej pomocy z zewnątrz, a
niestety, przez niektóre kraje jest dzisiaj wciąż
traktowany jako „ziemia niczyja”, gdzie można trzymać
Syryjczyków i Palestyńczyków bez końca. Dla Polski Liban
jest drzwiami do całego MENA (Bliski Wschód i Północna
Afryka), a dla Libanu Polska może być megafonem do
mówienia Europie o faktycznej sytuacji w tej części
świata. Jesteśmy sobie potrzebni też z tego powodu, że
traktujemy się podmiotowo. Nie mamy bagażu kolonializmu,
jesteśmy narodem wierzącym w Boga.
Czy może Pan potwierdzić opinię, że Hezbollah jest jedną
z ostatnich realnych sił w tej części Bliskiego Wschodu,
która roztacza opiekę nad miejscowymi chrześcijanami?
Jakie są Pana ogólne wrażenia z podróży?
Spotkałem się m.in. z ministrem sprawiedliwości, panem
Jreissatim, to było dzień czy dwa po tym, jak
polskojęzyczne media zrobiły wielkie halo z mojego
spotkania. Pod koniec rozmowy, jako ciekawostkę
powiedziałem o tej sytuacji. Mój rozmówca przybrał
bardzo poważną minę i powiedział coś w stylu: „Nic nie
rozumieją. Oni nas bronią”. Nas – chrześcijan, pan
Jreissati jest maronitą. Liban jest miejscem, które
przeszło swój czyściec. Za wiarę oddało tam życie zbyt
wielu ludzi. Dzisiaj żyją tam obok siebie ludzie
wszystkich wyznań, włącznie z nieliczną społecznością
żydowską, ale i ludzie niemanifestujący lub
nieposiadający wiary. Żyją obok siebie głęboko się
szanując. Gdzieś określiłem to może zbyt dosadnie: w
Libanie szanuje się każdą wiarę, w Europie żadnej. Ale
takie są niestety nie tylko moje wrażenia.
Hezbollah występuje często w roli niepaństwowego aktora
stosunków międzynarodowych, obok struktur politycznych
posiada również własną armię, system zabezpieczeń
zdrowotnych i społecznych, jak mogliśmy to zaobserwować
podczas wizyty Xportal.pl w Syrii i Libanie kilka lat
temu. Czy spotykając się przedstawicielami „Partii Boga”
chciał Pan nawiązać kontakt tylko z ugrupowaniem
politycznym, strukturami cywilnymi, czy też akceptuje
Pan całość tzw. polityki Oporu?
W relacjach z ludźmi Bliskiego Wschodu staram się nie
zajmować żadnej pozycji, nie być niczyim stronnikiem. Z
równą sympatią i szacunkiem traktuję tamtejszych
szyitów, sunnitów, maronitów. Fakt jest jednak taki, że
choć Liban jest państwem konfesyjnym, gdzie stanowiska
przypadają według klucza religijnego, a nie
demokratycznego czy wyłącznie kompetencyjnego, to od
wielu lat Hezbollah po odrzuceniu metod uznawanych przez
świat za terrorystyczne buduje nie tyle „kontrpaństwo”,
co zapełnia te miejsca, których państwo nie może, nie
umie lub nie chce. Nie jest to jednak w żadnym stopniu
działalność antypaństwowa czy „obok państwowa”. Dzisiaj
z całą pewnością Hezbollah dysponuje jedną z najlepszych
armii Bliskiego Wschodu, w pełnym tego słowa znaczeniu:
od kwestii logistycznych, wyposażenia, przeszkolenia do
zabezpieczenia „służbowego”. Nie można udawać, że jest
inaczej.
Czy zgodzi się Pan z twierdzeniem, że Polska
podporządkowując swoją politykę zagraniczną po 1989 roku
interesom USA i Izraela zaprzepaściła historycznie dobre
stosunki z krajami arabskimi i Iranem?
Niestety jest w tym dużo racji. Trudno jednak było
budować bezpieczeństwo militarne kraju opierając się na
czymkolwiek oprócz NATO. Na pewno można było zrobić to
nieco subtelniej. Histeryczna polityka choćby Radka
Sikorskiego doprowadziła do tego co mamy dzisiaj:
totalnej zapaści jeśli chodzi o polską obecność na
Bliskim Wschodzie. Nie mamy bezpośredniego połączenia z
Bagdadem, z Bejrutem, nasze tamtejsze placówki
dyplomatyczne są homeopatyczne. Tak się nie da budować
solidnych relacji. Przypomnę, że kiedy Polacy razem z
Amerykanami, Australijczykami i Brytyjczykami obalali
reżim Saddama Husajna, polskie firmy szykowały się na
kontrakty stulecia. Guzik z tego wyszedł nie dlatego, że
byliśmy słabi, niegotowi, drodzy. Polscy politycy
zrobili wszystko, żeby nic z tego nie wyszło.
Czy Pańską wizytę w Libanie można traktować jako próbę
poszukiwania alternatyw na Bliskim Wschodzie po niedawno
ujawnionym krachu polityki bezkrytycznego wspierania
wszelkich Izraela, którego antypolska postawa wyszła na
jaw?
Moje relacje z arabskimi państwami Bliskiego Wschodu nie
są przeciwko nikomu. Ani przeciwko Izraelowi, ani
przeciwko polskiemu rządowi. Jako poseł opozycji mogę
jęczeć, że nic się nie da, albo mogę spróbować uprawiać
poletko, które jak się zdaje nikogo innego w Polsce już
nie interesuje.