Norman Finkelstein: Nie-tak-znów-nowy „nowy
antysemityzm” – Płaczący wilk
Koncepcja nowego antysemityzmu w jej obecnej postaci
jest propagowana na trzy sposoby: 1) poprzez przesadę i
świadome zniekształcanie faktów; 2) poprzez błędne
klasyfikowanie czegoś, co w gruncie rzeczy jest uzasadnioną
krytyką polityki Izraela; oraz 3) poprzez nieuzasadnione
uogólnianie krytyki państwa Izrael na Żydów jako takich.
PRZESADA I ZNIEKSZTAŁCANIE FAKTÓW
Dowodów na występowanie nowego antysemityzmu dostarczają
głównie organizacje bezpośrednio bądź pośrednio powiązane z
Izraelem lub mające po prostu interes w mnożeniu takich
dowodów. Przykładowo raport Przejawy
antysemityzmu w Unii Europejskiej jako
główne źródło danych na temat Danii wymienia „Izraelską
Ambasadę w Kopenhadze”, na temat Irlandii – „Ambasadę
Izraela”, jak również „Irlandzko-Izraelską Ligę Przyjaźni”
itd. Coroczne raporty Instytutu Stephena Rotha ds. Badań nad
Współczesnym Antysemityzmem i Rasizmem, działającego przy
Uniwersytecie w Tel Awiwie, służą za główne źródło danych i
analiz. Ich sondaż z lat 2000-2001 Antysemityzm
na świecie zwrócił uwagę na jakże
niepokojący rozwój sytuacji: „Książka prof. Normana
Finkelsteina, Przedsiębiorstwo Holokaust [została]
entuzjastycznie przyjęta, zwłaszcza w Niemczech, i w
szczególności przez skrajną prawicę (…). Jego argumenty,
choć zostały całkowicie zdezawuowane przez poważnych badaczy
i publicystów, na nowo ożywiły wizerunek snującego intrygi,
chciwego i żądnego władzy Żyda”. Żadna z owych dezawuujących
wypowiedzi nie została zacytowana – być może dlatego, że
żadna nie istnieje; Raul Hilberg z uznaniem określił główne
tezy mojej książki jako „przełom”. Autorzy Przejawów opierają
się także na danych nt. antysemityzmu dostarczanych przez
amerykańskie organizacje żydowskie, takie jak Liga przeciw
Zniesławieniu (ADL) czy Centrum Szymona Wiesenthala oraz
ich europejskie odpowiedniki. Organizacje te pozostają
mniej więcej w takim samym stosunku do swych
krajów-gospodarzy, jak niegdyś partie komunistyczne – z tą
różnicą, że swą ojczyznę widzą raczej w Izraelu niż w
stalinowskiej Rosji. I gdyby nie udało im się wyczarować
jakiegoś antysemityzmu, Abraham Foxman i rabin Hier z
Centrum Wiesenthala musieliby w końcu wziąć się za jakąś
uczciwą robotę. Dla obydwóch byłaby to prawdziwa tragedia:
wszak czerpią ze swych organizacji „charytatywnych” wpływy w
wysokości prawie pół miliona dolarów rocznie[1].
Przy bliższej analizie wiele przypadków rzekomego
antysemityzmu okazuje się być wyolbrzymionych, bądź wręcz
sfabrykowanych. Główny artykuł we wpływowym amerykańskim
piśmie Foreign Policy, zatytułowany
„Antyglobalizm i problem żydowski” zawiera informację, że
„protestujący podczas Światowego Forum Społecznego w 2003
roku w brazylijskim Porto Alegre nieśli swastykę”, zaś
„maszerujący (…) trzymali transparenty z napisami «Naziści,
Jankesi i Żydzi: Nigdy więcej Ludów Wybranych!»” Obecność
tej falangi oddziałów szturmowych jakoś jednak umknęła
osobom rzeczywiście obecnym na tej demonstracji. Postępowy
amerykański miesięcznik żydowski Tikkun opublikował
przydługi artykuł Miriam Greenspan pt. „Co nowego z
antysemityzmem?”, w którym wychwala ona dzieło Phyllis
Chesler jako „fundamentalny przyczynek do zrozumienia
przybierającej na sile, nowej jadowitej tendencji w
antysemityzmie”. Dowód tej „nowej jadowitej tendencji”
wytłuszczony jest w pierwszym akapicie: „Żydowski student
mający na głowie jarmułkę został zaatakowany przez
Palestyńczyka w akademiku”. Jednak o takiej napaści nie
słyszano ani w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie
Yale, ani w administracji uniwersyteckiej. Źródłem
Greenspan był Klub 700 Pata
Robertsona [program nadawany na żywo przez
Christian Broadcasting Networks (CBN), składający się z
wiadomości, komentarzy, reportaży i wywiadów – przyp. tłum.].
W Jewish World zamieszczono
artykuł o antysemickiej napaści na Uniwersytecie w Michigan;
redakcja podkreśliła następujący fragment: „Myślałem, że mój
kampus jest bezpieczny. Latające butelki i przekleństwa
wyprowadziły mnie z błędu”. Tymczasem według Michaela
Brooksa, kierownika uniwersyteckiej filii Hillela [największa
żydowska organizacja studencka, nazwana imieniem żydowskiego
mędrca z I wieku – przyp. tłum.] incydent
nie miał miejsca na kampusie, zaś napastnicy nie byli w
żaden sposób związani z uniwersytetem[2].
W artykule zamieszczonym w Mother Jones,
pt. „Bezlitosna bestia powraca”, Todd Gitlin oznajmia, że
„parszywy antysemityzm wraca (…), a jakby tego było mało,
bełkot ten rozsiewają studenci. Studenci!” Aby udokumentować
swój zarzut, cytuje on „krążący po świecie e-mail” od Laurie
Zoloth, ówczesnej kierowniczki studiów żydowskich w Stanowym
Uniwersytecie San Francisco. Według Zoloth SUSF „to
Republika Weimarska z brunatnymi koszulami, zupełnie
wymykającymi się spod kontroli” – w tym przypadku naziści to
„banda gniewnych Palestyńczyków”. Pewnego wiosennego dnia
mieli oni utworzyć „niekontrolowany tłum”, który dopuścił
się „brutalnej fizycznej napaści” na „modlących się
studentów oraz starsze, uczestniczące w naszych spotkaniach
kobiety, ocalałe z Holokaustu”; całemu zajściu bezczynnie
przyglądała się policja. Dziwi tylko, że Gitlin (aktualnie
wykładający dziennikarstwo na Uniwersytecie Columbia) nie
pofatygował się chyba nawet, żeby sprawdzić swoje źródło
informacji. Gdyby to uczynił, mógłby odkryć, że w
powszechnej opinii osób reprezentujących środowisko
żydowskie w Rejonie Zatoki – w tym także dr. Freda Astrena,
obecnego kierownika studiów żydowskich na SUSF (będącego
naocznym świadkiem rzeczonego incydentu) – Zoloth ma
skłonność do „dzikiej przesady”, właściwą mentalności
ukształtowanej na polityce „marksistowsko-leninowskiej”. Z
tą różnicą, że nie jest ona oddana, jak w przeszłości,
Związkowi Sowieckiemu, ale „Żydowskiemu Państwu Izrael:
państwu, które miłuję”. Policja nie interweniowała, ponieważ
nie wydarzyło się nic, co wymagałoby jej interwencji.
Oddźwięk na rozesłanego przez Zoloth e-maila, jak oschle
zauważa Astren, był nie tyle potwierdzeniem prawdziwości jej
słów, co raczej dowodem na „potęgę Internetu”. Poza
pogromem, którego nigdy nie było w stanie San Francisco,
jedynym dowodem na „oczywiste i aktualne zagrożenie”
antysemickie na kampusach uniwersyteckich, jaki przytacza
Gitlin, jest fakt, że „dwóch moich studentów” zastanawiało
się, czy 11 września Żydzi rzeczywiście nie przyszli do
pracy w wieżach World Trade Center. Zaprawdę „bezlitosna
bestia powraca”[3].
Na Uniwersytecie w Chicago, jak relacjonuje Gabriel
Shoenfeld, „wyznaczony przez uczelnię nauczyciel odmówił
żydowskiej studentce przeczytania jej pracy licencjackiej,
ponieważ skupiała się ona na tematach związanych z
judaizmem i syjonizmem”. Tymczasem nikt nigdy nie złożył
takiej skargi w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie w
Chicago, zaś administracja uniwersytecka, dowiedziawszy się
o rzeczonym incydencie (który najpierw nagłośniony został
przez prawicową stronę internetową Campus
Watch), przeprowadziła drobiazgowe dochodzenie – bez
żadnego rezultatu.
Na początku 2004 roku w ogniu krytyki znalazł się
nowojorski Uniwersytet Columbia. W filmie nakręconym przez
bliżej niesprecyzowaną organizację i pokazywanym prywatnie
wybranym osobom, „pro”-izraelscy studenci, używając żargonu
politycznej poprawności, żalili się, że ich „głosy” w
obronie Izraela są „uciszane” przez kadrę naukową. Wkrótce
nagłówki lokalnych gazet krzyczały o zalewającej Columbię
fali antysemityzmu i do spółki z lokalnymi politykami
domagały się wyrzucenia profesorów z pracy. Histeria wokół
Columbii była częścią szerszej kampanii, wyreżyserowanej
przez towarzystwo nadzianych „pro”- izraelskich organizacji
i fundacji, które postanowiły „odzyskać” kampusy
uniwersyteckie, gdzie w ciągu ostatnich lat garstka
dysydentów w końcu przełamała całkowitą dominację
apologetów Izraela w dyskursie publicznym. W grudniu 2004
roku rektor Columbii, Lee Bollinger, powołał doraźną komisję
do zbadania skarg studentów, a w marcu 2005 roku komisja
ogłosiła wyniki swojej pracy. Mimo szczegółowego
dochodzenia i potężnych nacisków na spektakularny werdykt
skazujący, komisja była w stanie udokumentować zaledwie
jeden incydent, kiedy to palestyński profesor podczas
izraelskiej inwazji na Dżenin „zirytował się pytaniem,
odebranym przezeń jako wyraz aprobaty dla działań
izraelskich, które sam potępiał i (…) zareagował
gorączkowo”. Co do posądzenia o antysemityzm raport bez
ogródek stwierdzał: „Nie znaleźliśmy dowodu na jakąkolwiek
wypowiedź, którą można by sensownie uznać za antysemicką”.
Co charakterystyczne, najbardziej rażące zachowania, jakie
odkryła komisja, dotyczyły nie krytyków, lecz stronników
Izraela. W raporcie zauważono, że niezarejestrowani
„studenci” zakłócali i potajemnie filmowali zajęcia
wykładowców krytycznie nastawionych do polityki
izraelskiej. W jednym przypadku robili to najwyraźniej na
polecenie pewnego profesora, który zwerbował studentów, aby
pomogli mu „w kampanii przeciwko” jednemu z wykładowców.
Komisja użyła w tym miejscu najmocniejszych słów: „Głęboko
zaniepokoił nas fakt, że niektórzy członkowie kadry
najwyraźniej gotowi byli zachęcać studentów do donoszenia na
innych profesorów”, zamieniając tym samym studentów „w
donosicieli”. Jakkolwiek oskarżenia o antysemityzm zostały
oficjalnie odrzucone, histeryczne reakcje wymusiły na
Columbii, jak również na innych uniwersytetach, utworzenie
specjalnych katedr studiów izraelskich, czytaj: nowych
placówek indoktrynacji, obok już istniejących katedr
studiów nad Holokaustem. W gruncie rzeczy najbardziej
uderzające w casusie Columbii jest nie to, że zarzut
antysemityzmu okazał się oszustwem, ale to, w jaki sposób
osoby będące de facto agentami obcego rządu sprzysięgły się,
by w służbie swego Świętego Państwa zdławić wolność
akademicką w Stanach Zjednoczonych. Każda z licznych moich
prób potwierdzenia konkretnych incydentów związanych z
rzekomo powszechnym na amerykańskich uczelniach
antysemityzmem dawała podobne rezultaty[4].
Mowa rektora Harvardu, Lawrence’a Summersa, w której
podniósł on kwestię rozszerzającego się na kampusach
uniwersyteckich antysemityzmu, przyciągnęła powszechną uwagę
i przyniosła mu szereg wyrazów uznania. Główne zadanie
rektora uniwersytetu to zdobywanie funduszy. Profesor
Wydziału Prawa na Harvardzie, Alan Dershowitz, wspomina
wypowiedź osoby odpowiedzialnej na Harvardzie za zbiórkę
pieniędzy, że w ostatnich latach uczelnia „w rzeczywistości
utrzymywana była przez Żydów”. Nie trzeba być ekonomistą o
sławie Summersa, aby zmiarkować, że zagranie kartą nowego
antysemityzmu nie osłabi bynajmniej strumienia wpłat od
absolwentów. Tego rodzaju chwyty to na Harvardzie chleb
powszedni. Z pewnością nie pogorszył swej pozycji na uczelni
przedsiębiorczy czarny prof. Henry Louis Gates junior, kiedy
w 1992 roku potępił murzyński „nowy antysemityzm” (jakże
często mamy do czynienia z tym sloganem) w całostronicowym
artykule, zamieszczonym w dziale komentarzy New
York Timesa. Pomiatanie bezsilnymi ludźmi, zwłaszcza
własnymi „ziomkami”, by podlizać się możnym tego świata,
uchodzi w elitarnych kręgach za akt odwagi moralnej[5].
Stwierdzając, że „coś się zmieniło”, na dowód podnoszącego
głowę antysemityzmu Paul Berman przytacza przypadek pewnej
egipskiej uczestniczki dyskusji panelowej, która „wyraziła
swą aprobatę dla samobójczych zamachów bombowych” oraz
jednej osoby z publiczności, która „wystąpiła nawet w
obronie mówczyni”. Poparcie dla zamachowców-samobójców samo
w sobie nie jest jeszcze oznaką antysemityzmu, a nawet gdyby
było, to czego niby ten przykład ma dowodzić? Berman
odnotowuje, że liczba uczestników konferencji wynosiła parę
tysięcy, obejmując m.in. „śmieszne lewicowe sekty wszelkiego
rodzaju”. Mimo to w opinii Bermana ta jedna dyskutantka i
jeden przedstawiciel audytorium świadczą o tym, że „bez
wątpienia zaczął wiać nowy wiatr”. Jeśli nawet, to wiatr ten
jest tak słabiutki, że nie odnotowano by go nawet w
szczegółowej prognozie pogody[6].
Rys.1. Przypadek nieuchwytnego semickiego nochala.
Projekt Uty Eickworth z Berlina.
Pomijając błędne utożsamianie z antysemityzmem krytyki
Izraela, oraz fabrykowanie i wyolbrzymianie danych, oznaki
nowego antysemityzmu przy bliższych oględzinach często
okazują się… w ogóle nie być żadnymi oznakami. Jedno z
głównych oskarżeń zawartych w Przejawach dotyczy
„antysemickiego” plakatu, przygotowanego na demonstrację
sprzeciwu wobec zbliżającej się wizyty Busha w Berlinie
(patrz Rys. 1). Analizę plakatu podsumowano następująco:
„Dobrze znany obrazek «Wuja Sama» cechuje «typowo żydowski
nos». Także plakat jako całość sugeruje domniemany spisek
żydowski, ponieważ na palcu wskazującym «Wuja Sama» wisi na
nitce kula ziemska. Nadanie «Wujowi Samowi» żydowskich rysów
twarzy odnosi się do rzekomego żydowskiego wpływu na
politykę Stanów Zjednoczonych, łącząc w ten sposób
resentymenty antyżydowskie z antyamerykańskimi”. Żadna z
osób, którym piszący te słowa zademonstrował ów plakat, nie
dopatrzyła się na nim żydowskiego nosa, nie mówiąc już o
żydowskim spisku, choć kilka osób dostrzegło coś na kształt
nochala afroamerykańskiego. Najwyraźniej autorzy Przejawów przejawiali
potrzebę dłuższych wakacji.
Z kolei „klasyczny” antysemityzm wykrywa Schoenfeld w
ogłoszeniu z pisma Tikkun,
sprzeciwiającym się okupacji (zob. Rys. 2). Czyż transparent
„Żydzi to nie zbiry i wyzyskiwacze”, ozdobiony tzw. pacyfką,
nie jest jasnym dowodem antysemickich intencji?[7]
Rys.2. „Przykład klasycznego antysemityzmu". Rysunek
Khalila Bendiba, magazyn Tikkun.
Na podobnej zasadzie antysemityzm wszędzie wietrzy Foxman.
Antysemickie jest przekonanie, że „Żydzi są bardziej lojalni
względem Izraela niż względem tego kraju”, choć jak wszyscy
wiemy, może to w zupełności odpowiadać prawdzie – co więcej:
według wielu syjonistów powinno to odpowiadać prawdzie. W
istocie rzeczy sam Foxman utrzymuje, że odmawianie Żydom
prawa „do własnej ojczyzny” oraz „niepodległości i
suwerenności” w państwie izraelskim jest także antysemickie
– ale czyż nie oznacza to, że niezależnie od aktualnego
miejsca pobytu, ich państwem jest Izrael? I kto zaprzeczy,
że postępuje on jak izraelski lojalista, a przynajmniej
płatny agent? „Czystym antysemityzmem było”, gdy „Belgia,
siedziba Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, (…) usiłowała
oskarżyć premiera Izraela o zbrodnie przeciwko ludzkości”,
jak również gdy Duńczycy sprzeciwili się mianowaniu przez
Izrael znanego oprawcy na ambasadora w Danii. Foxman
uzasadnia zarzut antysemityzmu tym, że przecież przestępcom
podobnego kalibru sprawy takie uchodziły na sucho. Już
mniejsza o to, że Haga nie leży w Belgii, a w Holandii –
czyż wszyscy kryminaliści (i ich poplecznicy) nie skarżą
się, że to właśnie na nich zawziął się wymiar
sprawiedliwości? Lecz tylko osoby pokroju Foxmana mogą
utrzymywać, że pociąganie do odpowiedzialności morderców i
oprawców jest objawem antysemityzmu. Z kolei stwierdzenie,
że Amerykańsko-Żydowski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC)
zwalcza kandydatów krytycznych względem Izraela, „jest – jak
stwierdza Foxman – echem antysemickich potwarzy” – mimo, że
AIPAC sam z dumą się do tego przyznaje. Foxman uspokaja
jednak czytelnika, że jeśli idzie o termin antysemicki,
„jesteśmy bardzo ostrożni, kiedy i jak go stosujemy”, zaś
ADL „wiele uwagi poświęcił nakreśleniu właściwych granic
pomiędzy różnymi stopniami i poziomami antysemickiej mowy i
działań”. Owa rozwaga i przykładanie wagi do niuansów
szczególnie widoczne były w licznych przypadkach, kiedy ADL
oczerniała mnie jako „znanego rewizjonistę Holokaustu”
[Holocaust denier]. „Gdybym lekkomyślnie rzucał oskarżenia o
antysemityzm – ciągnie Foxman – szybko straciłbym
wiarygodność, a wraz z nią jakąkolwiek skuteczność w
realizowaniu mojej misji”. Foxman stanął w obronie Ronalda
Reagana, gdy ten, udając się na niemiecki cmentarz w
Bitburgu, stwierdził, że pogrzebani tam niemieccy żołnierze
(włączając w to członków Waffen SS) byli „ofiarami nazistów
na równi z ofiarami obozów koncentracyjnych”; następnie
uhonorował Reagana przyznawaną przez ADL „Pochodnią
Wolności”; nie zauważył zakrojonej na szeroką skalę
amerykańskiej akcji szpiegowskiej, realizowanej we
współpracy z wywiadem izraelskim i południowoafrykańskim
reżimem apartheidu; wziąwszy pieniądze od Marka Richa –
miliardera, który uciekł do Szwajcarii przed oskarżeniem o
51 przypadków uchylania się od podatków, oszustw i łamania
sankcji handlowych przeciwko Iranowi – Foxman pomógł mu
załatwić prezydencki akt łaski w ostatnich godzinach
urzędowania Clintona. Że ten człowiek wciąż cieszy się
wiarygodnością, to doprawdy porażające świadectwo
współczesnej amerykańskiej kultury politycznej[8].
Na potwierdzenie europejskiego antysemityzmu w Przejawach przytoczono
sondaż ADL, przeprowadzony wśród obywateli Unii
Europejskiej, w którym blisko połowa respondentów zgodziła
się ze stwierdzeniem, że „Żydzi wciąż zbyt wiele mówią o
Holokauście”. Tak naprawdę to cud, że odsetek Europejczyków
nie mogących już znieść politycznej instrumentalizacji
holokaustu nie jest wyższy. Dalej raport wymienia szereg
„antysemickich” incydentów, mających miejsce w
poszczególnych krajach: Dania – „Osoba związana z Postępowym
Forum Żydowskim opisuje, jak (…) wchodząc do jej gabinetu,
kolega rzucił: «widzę, że wciąż okupujesz to stanowisko,
cha, cha»”; Grecja – „W dwóch artykułach (…) wysunięto tezę,
jakoby Żydzi w nieuprawniony sposób wykorzystywali
cierpienia wynikłe z okrucieństw Holokaustu”; Włochy – w
przejściu podziemnym w Prato pojawił się wielki napis
sprayem „Żydzi mordercy” (nie zadali sobie trudu, żeby
sprawdzić kanały w Abruzzi?); Holandia – w żydowskiego
sprzedawcę w centrum Amsterdamu wycelowano pistolet ze
słowami «zabiję cię»” (a co z reguły mówią w takich
sytuacjach bandyci?). Bez wątpienia mając świadomość, jak
liche, by nie rzec śmieszne, są to dowody, autorzy Przejawów snują
hipotezy na temat „głęboko skrywanych uprzedzeń
antysemickich i antysyjonistycznych w społeczeństwie
niemieckim”, „duchowego (bądź psychologicznego)
antysemityzmu” wśród Włochów, „ukrytych struktur”
antysemickich wśród Greków oraz o zjawiskach, które „trącą
antysemityzmem” w Wielkiej Brytanii[9].
Wkrótce po publikacji Przejawów,
Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii
wydało kolejne, obszerniejsze studium pt. Przejawy
antysemityzmu w Unii Europejskiej 2002-2003(dalej będę
się posługiwał nazwą Przejawy II), gdzie analizowano pełny
okres dwuletni (w przeciwieństwie do pierwotnego
opracowania, skupiającego się na kilku miesiącach)[10].
Jakkolwiek nowy raport wciąż cechowała pewna jednostronność Przejawów
I, tym niemniej był on znacznie bardziej rygorystyczny
i wyważony[11].
I zapewne właśnie dlatego, że treść Przejawów
II nie była wypełniona sensacyjnymi,
histerycznymi doniesieniami o szalejącym nowym
antysemityzmie, opracowanie to zostało praktycznie
zlekceważone przez media. Jednoznacznym świadectwem
względnej rzetelności raportu było „rozczarowanie”, jakie po
zapoznaniu się z nim wyraził Foxman[12].
Przez całe dwa lata w piętnastu badanych krajach Unii
Europejskiej łącznie nie odnotowano żadnego zabójstwa na tle
antysemickim i tylko kilka antysemickich napaści,
zakończonych poważnymi obrażeniami cielesnymi[13].
Jakkolwiek miało miejsce szereg ataków na żydowską własność,
w tym niektóre dość poważne, przemożną większość
antysemickich incydentów stanowiły różnego rodzaju groźby i
obelgi słowne. Oto kilka przykładów: „antysemicki list,
napisany we Francji, został wysłany do pewnej osoby w
Belgii”; „w Paryżu mężczyzna w towarzystwie trojga dzieci
został obrzucony wyzwiskami i oskarżony o «zabijanie
palestyńskich dzieci»”; wreszcie „kwerenda Internetu
pozwoliła odkryć przypadek rolnika z północnej Austrii,
który przed swoją farmą umieścił tablicę z napisem «Żydzi
szantażują cały świat» oraz «Ariel Szaron to państwowy
terrorysta»”[14].
Nawet we Francji, w której odnotowano największą liczbę
antysemickich incydentów spośród wszystkich badanych krajów
(np. trzy podpalenia żydowskiej własności komunalnej w 2002
roku[15]),
dowody na wszechobecność antysemityzmu były zgoła żadne.
Wręcz przeciwnie: „według sondaży postawy antysemickie
wśród ogółu Francuzów słabną”; w jednym z badań opinii 89%
respondentów pozytywnie odpowiedziało na pytanie, „czy
osoba żydowskiego pochodzenia jest «takim samym Francuzem,
jak inni»?” I mimo że w przypadku Francji za większość
antysemickich incydentów odpowiadała młodzież muzułmańska,
badanie wykazało, że „statycznie młody człowiek z Afryki
Północnej jest nastawiony do antysemityzmu nawet bardziej
negatywnie niż przeciętny Francuz”. Warto wreszcie
odnotować, że „liczba ofiar antysemityzmu” we Francji była
„niższa od liczby ofiar napaści na imigrantów”[16].
Mniej więcej w czasie ukazania się Przejawów
II cieszący się dużym uznaniem Pew
Research Center opublikował wyniki swego najnowszego
międzynarodowego sondażu, przeprowadzonego na przełomie
lutego i marca 2004 roku w Stanach Zjednoczonych i sześciu
innych krajach. „Mimo obaw co do nasilającego się w Europie
antysemityzmu – stwierdzono w raporcie – nie ma żadnych
dowodów na to, by w ciągu ostatniego dziesięciolecia wzrosły
nastroje antyżydowskie. W gruncie rzeczy notowania Żydów we
Francji, Niemczech i Rosji są obecnie lepsze niż w roku
1991″. Mówiąc prosto z mostu: doniesienia o szalejącym nowym
antysemityzmie to zwykła blaga. Jeśli odłożyć na bok
ideologię, większym niepokojem powinna napawać wrogość do
muzułmanów, bowiem „Europejczycy są znacznie gorzej
nastawieni do muzułmanów niż do Żydów”[17].
Histeria wokół nowego antysemityzmu nie ma wszelako nic
wspólnego ze zwalczaniem nietolerancji – jej celem jest
zduszenie krytyki Izraela.
PRZEINACZANIE UPRAWNIONEJ KRYTYKI POLITYKI
IZRAELSKIEJ
Wśród osób zajmujących się tą tematyką panuje powszechna
zgoda co do tego, że wystąpienie nowego antysemityzmu
zeszło się w czasie z ostatnim zaostrzeniem konfliktu
izraelsko-palestyńskiego, osiągając swój szczyt podczas
operacji „Tarcza Obronna” oraz w trakcie oblężenia Dżeninu
wiosną 2002 roku. „Odkąd we wrześniu
2000 roku rozpoczęła się kolejna
intifada, w krajach na całym świecie wzmogły się
niepomiernie przypadki antysemickiej retoryki i fizycznej
przemocy, podsycane resentymentami antyizraelskimi”
(Foxman); „Obecny wybuch niechęci w Europie i (w znacznie
mniejszym stopniu) w Stanach Zjednoczonych jawi się jako
epifenomen konfliktu arabsko-izraelskiego. Wraz z wybuchem
drugiej intifady, na obydwóch kontynentach bezspornie
nasilił się antysemityzm” (Schoenfeld); „Fakt, że od
początku tzw. Intifady al-Aksa w krajach UE obserwujemy
wyraźny wzrost liczby czynów antysemickich (…), dowodzi
związku między wydarzeniami na Środkowym Wschodzie i krytyką
polityki izraelskiej z jednej strony, a mobilizacją
antysemityzmu z drugiej” (Przejawy), „O związku
między liczbą zgłoszonych incydentów antysemickich a
sytuacją polityczną na Środkowym Wschodzie (…) świadczy to,
że w kilku krajach liczba takich przypadków miała swoje
apogeum w kwietniu 2002 roku, kiedy to armia izraelska
dokonała kontrowersyjnej akcji zajęcia kilku palestyńskich
miejscowości” (Przejawy II). Wydawałoby się zatem,
że związek przyczynowy jest taki, że brutalne represje
izraelskie na Palestyńczykach wzbudziły wrogie reakcje w
stosunku do „państwa żydowskiego” i jego głośnych stronników
za granicą. Potwierdził to pośrednio sondaż ADL, w którym
blisko dwie trzecie respondentów wyraziło przekonanie, że
„niedawny wybuch przemocy względem Żydów w Europie jest
wynikiem uczuć antyizraelskich, a nie tradycyjnie
antysemickich czy antyżydowskich”; we Włoszech „komentatorzy
oceniają, że wzrost antysemityzmu wypływa z polityki, jaką
Izrael prowadzi względem Arabów od początku intifady”.
Podobnie w Przejawach dowodzono,
iż poza marginesem „prawicowych ekstremistów”, dla których
antysemityzm zawsze był hasłem wywoławczym, niechęć i
przemoc skierowane przeciwko
Żydom w Europie cechowały przede wszystkim „młodych
muzułmanów, w szczególności arabskiego pochodzenia”, ściśle
utożsamiających się z walką Palestyńczyków (w Przejawach
II zastrzeżono, że „na podstawie
dostępnych danych, patrząc na Unię Europejską jako całość,
trudno jest formułować jakieś uogólnienia” na temat tego,
która z tych dwóch grup ponosi większą odpowiedzialność za
akty antysemickie)[18].
To wyjaśnienie dobrze tłumaczyłoby także zjawisko odwrotne,
bowiem niechęć do Izraela i Żydów znacznie osłabła wówczas,
gdy w okresie negocjacji pokojowych w Oslo pojawiła się
nadzieja na sprawiedliwe rozwiązanie konfliktu, co skłoniło
nawet zawodowych żydowskich histeryków pokroju Dershowitza
do przyznania, że nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w
ogóle na całym świecie, antysemityzm znajduje się w
odwrocie[19].
Jednakowoż to właśnie tej relacji przyczynowej za żadne
skarby nie chcą uznać apologeci Izraela. Skoro bowiem
polityka izraelska i powszechne żydowskie poparcie dla niej
wzbudzają wrogość względem Żydów, to oznacza to ni mniej ni
więcej, tylko tyle, że do ekspansji antysemityzmu
przyczyniać się może sam Izrael i jego żydowscy poplecznicy
– po prostu dlatego, że wina leży po ich stronie. Oczywiście
dogmatyka Przedsiębiorstwa Holokaust a priori odrzuca taką
hipotezę: wrogie nastawienie do Żydów po prostu nie może
wypływać z popełnionych przez nich przewinień. Argumentacja
jest mniej więcej taka: Ostateczne Rozwiązanie było
irracjonalne – Ostateczne Rozwiązanie stanowiło kulminację
tysiącletniego antysemityzmu gojów – ergo: jakikolwiek
przejaw antysemityzmu jest irracjonalny[20].
A ponieważ antysemityzm jest synonimem wrogości względem
Żydów, przeto wszelka wrogość względem Żydów, indywidualna
czy zbiorowa, musi być irracjonalna. „W swej absolutnej
irracjonalności antysemityzm (…) przypomina chorobę”, jak
ujmuje to Foxman. „Ci, którzy nienawidzą Żydów, nienawidzą
ich nie z powodu jakichś konkretnych faktów, ale właśnie
wbrew wszelkim faktom”. W ujęciu Schoenfelda Palestyńczycy
decydują się na samobójcze zamachy bombowe nie dlatego, że
Izrael zrobił to czy tamto, ale dlatego, że państwo
żydowskie zostało zredukowane do „diabolicznej abstrakcji”.
Według Rosenbauma antysemityzm jest irracjonalną,
niewytłumaczalną i nieuniknioną przypadłością gojów:
„Wyjaśnieniem odradzającego się antysemityzmu jest
antysemityzm: jego nieusuwalna historyczna preegzystencja –
i jego efektywność. Stał się on swoim własnym początkiem”.
Nic dziwnego, że finansista, miliarder George Soros, będący
wszak Żydem, ściągnął na siebie gniew audytorium, kiedy
zasugerował grupie żydowskich osobistości, że „nawrót
antysemityzmu w Europie” jest w znacznej mierze spowodowany
polityką Szarona i zachowaniem Żydów. Popełniając ten sam
grzech, były przewodniczący izraelskiego Knesetu, Abraham
Burg, zauważył: „Niechętne postawy względem Izraela, z
jakimi mamy dziś do czynienia w społeczności
międzynarodowej, są po części konsekwencją polityki
izraelskiego rządu”. „Postawmy sprawę jasno”, replikował
Elan Steinberg ze Światowego Kongresu Żydów po przemówieniu
Sorosa, „Antysemityzmu nie wywołują Żydzi, tylko
antysemici”. Foxman określił uwagi Sorosa jako „wręcz
obrzydliwe”. O ile stwierdzenie, że Żydzi mogą wywoływać
antysemityzm, jest „obrzydliwością” w ustach Żyda, o tyle w
ustach nie-Żyda staje się to już – uwaga, uwaga – oznaką
antysemityzmu. W Przejawach napiętnowano
artykuł z prasy holenderskiej zatytułowany „Izrael
wykorzystuje tabu antysemityzmu”, ponieważ „autor użył
klasycznego antysemickiego stereotypu, że za antysemityzm
odpowiadają sami Żydzi”. Podobnie potępiono list do jednej z
austriackich gazet, gdyż „oskarżał on Izraelczyków o to, że
sami są odpowiedzialni za rozwój antysemityzmu”[21].
Dopuszczalne są dwa wyjątki od dogmatu o antysemityzmie
jako infekującej gojów patologii, która – by zacytować guru
Przedsiębiorstwa Holokaust, Daniela Goldhagena – „rozwiodła
się z Żydami”, „nie będąc reakcją na
jakiekolwiek obiektywnie postrzegane działania żydowskie”
oraz pozostaje „niezależna od natury i
poczynań Żydów” (jego podkreślenia). Pierwszy wyjątek jest
taki, że antysemityzm może zostać
wywołany słusznym postępowaniem
Żydów: mimo że otwarte żydowskie poparcie dla ruchu praw
obywatelskich bez dwóch zdań wzmogło antysemityzm wśród
białych na Południu Stanów, Żydzi nigdy nie wyrzekliby się
odpowiedzialności za wywołanie tego rodzaju antysemityzmu;
wręcz przeciwnie – był to raczej tytuł do chwały. Po
drugie, choć irracjonalna, patologia gojów wypływa z aż
nazbyt ludzkiego uczucia: resentymentu. O ile, jak
utrzymywał Nietzsche, „moralność niewolników” wypływała z
zazdrości, jaką Żydzi żywili w stosunku do swej autentycznej
arystokracji, o tyle w myśl dogmatu Przedsiębiorstwa
Holokaust „antysemityzm” wypływa z zazdrości gojów o
arystokrację żydowską. Mówiąc krótko: nienawidzą nas, bo
jesteśmy od nich tak bardzo lepsi. „Nowy antysemityzm
przekracza bariery, narodowości, orientacje polityczne i
systemy społeczne”, wyjaśnia Mortimer Zuckerman. „Izrael
stał się obiektem zawiści i resentymentu prawie tak samo,
jak obiektem nienawiści i resentymentu był niegdyś
pojedynczy Żyd”. Trudno nie zauważyć, że dogmat
Przedsiębiorstwa Holokaust jest uderzająco podobny do
politycznie poprawnej interpretacji amerykańskiej „wojny z
terroryzmem”. Arabowie nienawidzą nas albo dlatego, że są po
prostu irracjonalnymi fanatykami, albo też dlatego, że
zazdroszczą nam naszego stylu życia: wykluczone, żeby
przyczyną mogło być niewłaściwe postępowanie z naszej
strony – taka insynuacja to nic innego, jak wybielanie
„islamo-faszyzmu”. Aby wyjaśnić „przyczyny ataków na
Amerykę”, Jerry Goldberg z The New Yorkera wynajduje
gdzieś egipskiego intelektualistę, który stwierdza: „Ci
ludzie są po prostu zawistni (…). Talent rodzi zawiść w
sercach pozbawionych talentu”. „Naturalne” wyrazy
współczucia, jakim obdarzyły się nawzajem Izrael i Stany
Zjednoczone po 11 września – „Teraz wiecie, co czujemy”
(Izrael) i „Teraz wiemy, co czujecie” (Stany Zjednoczone) –
mają swą podstawę właśnie w tej ideologii szowinizmu i
samousprawiedliwienia. Oto udręczone westchnienia
wzajemnego współczucia ze strony tych, którzy mają
przekonanie nie tyle nawet o własnej niewinności, ile o tym,
że na swoje nieszczęście są zbyt doskonali[22].
Nawiasem mówiąc, doktryna zasadniczej żydowskiej
niewinności wyjaśnia także popularność, jaką wśród wielu
Żydów cieszyła się książeczka Sartre’a pt. Antysemita
i Żyd [w Polsce wydane jako Rozważania
o kwestii żydowskiej, Łódź 1992 – przyp. tłum.]. „Jego
praca była niezwykle doniosła – rozwodzili się
Perlmutterowie – ze względu na przeprowadzony w niej z
chirurgiczną precyzją rozbiór klasycznego antysemityzmu”. Z
pozoru wydawało się, że książka ta jest ostatnią, jaką
mogliby polecać Perlmutterowie – tym bardziej, że Sartre był
człowiekiem lewicy. Jakby nie było, punktem wyjścia Sartre’a
było przekonanie, że pojęcie żydowskości jest zupełnie
pozbawione jakiejkolwiek treści – poza tą, jaką nadał jej
antysemityzm. „Antysemita stwarza Żyda”,
jak głosi jego słynne sformułowanie. Jednak wychodząc z tej
przesłanki, Sartre zaczyna argumentować, iż stereotypowe
przywary żydowskie są albo wymyślone, albo też zawinione
przez antysemitę – co oznacza (przynajmniej tak to możemy
rozumieć), że Żydzi nie mają żadnych przywar, a nawet jeśli
mają, to nie z własnej winy. Przeto jeśli występuje wrogość
względem Żydów, nie może ona być spowodowana popełnionym
przez nich złem. „To nie doświadczenia kształtują jego [tzn.
antysemity] wyobrażenie o Żydach, lecz wręcz przeciwnie: w
świetle tego wyobrażenia interpretuje on swoje
doświadczenia”, i dalej: antysemityzm „poprzedza fakty,
które mają go uzasadnić”. Ta filosemicka doktryna z
pewnością sformułowana została z przyzwoitych pobudek,
jednak jej skutki są opłakane: do czegóż bowiem innego
prowadzi, jeśli nie do całkowitego zaniku odpowiedzialności
moralnej? „Żydów nie można winić za antysemityzm”, powtarza
za Sartrem Dershowitz. „Antysemityzm to problem fanatyków
(…). My nie możemy zrobić
nic, co wpłynęłoby na chory umysł antysemity” (jego
podkreślenie). Reasumując: Żydzi nigdy nie są odpowiedzialni
za niechęć, jaką żywią do nich inni – to zawsze wina tamtych,
a nie nasza[23].
FAŁSZYWE UOGÓLNIENIA
W pewnych miejscach gniew wywołany brutalną okupacją
izraelską bez wątpienia przeszedł we wrogość względem Żydów
jako takich. Jakkolwiek jest to godne ubolewania, trudno się
temu specjalnie dziwić. Brutalna agresja Stanów
Zjednoczonych na Wietnam oraz agresja administracji Busha
na Irak wzbudziły uogólnioną niechęć do Amerykanów, na tej
samej zasadzie, na jakiej ludobójcza agresja nazistów
podczas II wojny światowej wywołała uogólnioną awersję do
ludzi mówiących po niemiecku. Czy naprawdę powinno nas
dziwić, że okrutna polityka okupacyjna państwa, które samo
określa się mianem żydowskiego, uogólnia się na niechęć do
Żydów? „Gdy Żydów obarcza się zbiorową odpowiedzialnością za
politykę rządu izraelskiego”, jednoznacznie stwierdzają
autorzy Przejawów, „zawsze jest to
formą antysemityzmu”. Na tej zasadzie antysemityzm panuje w
Hiszpanii, ponieważ „mass media często mieszają Izrael ze
społecznością żydowską”. Ale skoro wielu spośród samych
Żydów odrzuca rozróżnienie między Izraelem i światowym
żydostwem, co więcej – rozróżnienie takie potępiają jako
antysemickie; skoro główne organizacje żydowskie udzielają
bezkrytycznego poparcia każdej polityce izraelskiej, choćby
i miała ona charakter przestępczy, a wręcz podsycają
najbardziej nieprzejednane tendencje wewnątrz Izraela,
tłumiąc równocześnie wszelkie zagraniczne głosy
uzasadnionej krytyki; skoro Izrael prawnie definiuje się
jako suwerenne państwo ludu żydowskiego, zaś Żydzi
pozostający w diasporze jakąkolwiek krytykę Izraela
postponują jako antyżydowską – to trzeba się dziwić, że
uogólnienie antypatii do Izraela na Żydów jako takich nie
przybrało znacznie większych rozmiarów. „Każdy, kto nie
rozróżnia Żydów i państwa żydowskiego jest antysemitą”,
oznajmia w jednym miejscu Chesler, lecz w tej samej książce
stwierdza także, iż „Żydzi amerykańscy i inni pozostający w
diasporze” muszą zrozumieć, że „Izrael jest naszym sercem i
duszą (…), jesteśmy rodziną”
(jej podkreślenie). Podobnie włoska dziennikarka, Fiamma
Nirenstein, wyznaje: „Żydzi, gdziekolwiek by się nie
znajdowali, za cnotę i zaszczyt powinni poczytywać sobie
fakt, że utożsamiani są z Izraelem” i zawsze powinni
podkreślać, że „jeśli jesteś przeciwko Izraelowi, to jesteś
przeciw Żydom”. Wydaje się tedy, że antysemickie jest
zarówno utożsamianie, jak i nieutożsamianie Izraela z
Żydami. „Irańscy propagandyści dążą – jak utrzymuje
Schoenfeld – do wymazania wszelkich rozróżnień między
Izraelem, syjonizmem i Żydami”. Tymczasem w magazynie Commentary,
współredagowanym przez Schoenfelda, Hillel Halkin zapewnia:
„Izrael to państwo Żydów. Syjonizm to przekonanie, że Żydzi
powinni mieć swoje państwo. Zniesławiać Izrael, to
zniesławiać Żydów” („Powrót antysemityzmu”). Czyżby zatem
Halkin i redaktor Commentary także
byli antysemitami?[24]
Kiedy ktoś obarcza Żydów odpowiedzialnością za politykę
izraelską, łatwo (i wygodnie) jest postponować to jako
antysemityzm. Równie łatwo (i wygodnie) jest klasyfikować
jako antysemityzm wypowiedzi o żydowskiej władzy. Żydzi
zaliczają się obecnie do najbogatszej grupy etnicznej w
Stanach Zjednoczonych, zaś wraz z władzą ekonomiczną
zyskali też znaczącą władzę polityczną. Ich przywódcy
wykorzystują tę władzę, często w dość obcesowy sposób, by
wpływać na politykę USA względem Izraela. Przywódcy ci
dyskontują tę władzę także w innych dziedzinach. Pod
przykrywką starań o „odszkodowania za Holokaust”,
amerykańskie organizacje żydowskie oraz pojedyncze osoby ze
wszystkich szczebli rządu i segmentów społeczeństwa
zawiązały spisek – to w tym przypadku właściwe słowo – aby
szantażować Europę. To z powodu „żydowskich pieniędzy”
administracja Clintona wzięła udział w tej akcji wymuszania
haraczu, zapewniając decydujące wsparcie na każdym jej
etapie – nawet ze szkodą dla amerykańskich interesów
narodowych. I kto może na serio wierzyć, że prożydowska
stronniczość wielkich mediów nie ma absolutnie nic wspólnego
z obecnością wpływowych Żydów na wszystkich szczeblach tych
mediów? „Bez wątpienia wśród producentów, reżyserów, szefów
studiów i hollywoodzkich gwiazd występują znani Żydzi”,
przyznaje Foxman. „Prawdą jest nawet, że żydowska obecność
wyraźnie zaznaczyła się w filmach, telewizji i koncernach
płytowych”. Tym niemniej, kontynuuje on, „Żydzi, którzy
pracują w Hollywood, nie pracują tam jako
Żydzi, ale jako aktorzy, reżyserzy, kierownicy
produkcji, i kto tam jeszcze”, zainteresowani wyłącznie
„wynikiem finansowym” (jego podkreślenie). Dowód? „To
tłumaczy paradoks, którego nie był w stanie wyjaśnić żaden
specjalista od spiskowej teorii dziejów: jak to jest, że
przemysł filmowy, rzekomo kontrolowany przez Żydów,
wyprodukował tak mało filmów poświęconych jawnie żydowskim
tematom czy bohaterom”. Czy to dlatego od 1989 roku
Hollywood wypuścił jedynie 175 filmów na temat
nazistowskiego holokaustu? Z pewnością postawić można
uzasadnione pytania dotyczące tego, kiedy i czy w ogóle
Żydzi działają „jako Żydzi”, a kiedy działają jako osoby
mające akurat przypadkiem żydowskie pochodzenie. W
sytuacjach tego pierwszego rodzaju (które z pewnością mają
miejsce) można z kolei zastanawiać się, jaki jest
rzeczywisty zakres i ograniczenia owej „żydowskiej władzy”.
Na takie pytania można jednak odpowiedzieć wyłącznie w
oparciu o fakty, a nie przez odwołanie się do apriorycznej,
politycznie poprawnej formułki. Wykluczać wszelkie
dociekania na ten temat jako antysemickie, to – świadomie,
czy nie – zasłaniać Żydów przed uprawnioną analizą sposobu,
w jaki używają i nadużywają swej ogromnej władzy. W swym pod
innymi względami sensownym opracowaniu nt. nowego
antysemityzmu, Brian Klug utrzymuje, że „za antysemityzm
uznać należy” sytuację, gdy oskarżenia przeciwko Żydom
trzymają się antysemickiego stereotypu, takiego jak
przekonanie o tym, że Żydzi są „potężni, bogaci (…) i dążą
do [swych] własnych egoistycznych celów”. Co jednak, jeśli
Żydzi swoim zachowaniem wpisują się w ten schemat? Czy nie
mogą oni dopuścić się podłości tylko dlatego, że
potwierdzałoby to negatywny żydowski stereotyp? Jest to
tyleż banalne, co niepoprawne politycznie: silne stereotypy,
podobnie jak dobra propaganda, nabierają swej mocy dzięki
temu, że zawierają w sobie ziarno – a czasem więcej niż
ziarno – prawdy. Czy ludzie pokroju Abrahama Foxmana,
Edgara Bronfmana i rabina Izraela Singera powinni cieszyć
się immunitetem, ponieważ przypominają stereotypy żywcem
wzięte z Der Stürmera?[25]
W Przedsiębiorstwie Holokaust zaproponowałem
rozróżnienie pomiędzy nazistowskim holokaustem, czyli
systematyczną eksterminacją Żydów podczas II wojny
światowej, a Holokaustem, czyli instrumentalizacją
nazistowskiego holokaustu, dokonywaną przez amerykańskie
elity żydowskie i ich stronników. Na tej samej zasadzie
rozróżnić należy antysemityzm, czyli nie mające żadnego
usprawiedliwienia atakowanie Żydów wyłącznie za to, że są
Żydami, od „antysemityzmu”, czyli instrumentalizacji
antysemityzmu, wykorzystywanej przez amerykańskie (i inne)
elity żydowskie. Podobnie jak Holokaust, „antysemityzm”
stanowi ideologiczny oręż, mający odeprzeć usprawiedliwioną
krytykę Izraela i potężnych żydowskich interesów. Obecnie
„antysemityzm”, obok „wojny z terroryzmem”, służy za
przykrywkę dla działań łamiących na wielką skalę prawo
międzynarodowe i prawa człowieka. Żydzi oddani walce z
prawdziwym antysemityzmem muszą w pierwszej kolejności
zdemaskować całą manipulację owego fałszywego
„antysemityzmu”. „Nie ma oczywistego remedium ani
natychmiastowego rozwiązania” problemu antysemityzmu,
konkludują autorzy Przejawów. „Nie da
się sformułować jednej uniwersalnej strategii, która
sprawdzałaby się wszędzie”[26].
Ośmielę się nie zgodzić z tym wnioskiem. Mówić prawdę,
walczyć o sprawiedliwość: oto sprawdzona strategia walki z
antysemityzmem, jak również innymi formami nietolerancji.
Jeśli, jak zgodnie dowodzą wszystkie poważne badania, obecna
niechęć do Żydów wiąże się z brutalnymi represjami Izraela
skierowanymi przeciwko Palestyńczykom, to oczywistym
remedium i natychmiastowym rozwiązaniem jest po prostu
położenie kresu okupacji. Całkowite wycofanie się Izraela z
terytoriów podbitych w 1967 roku wybiłoby także potężną broń
z ręki prawdziwych antysemitów (a któż może wątpić w ich
istnienie?), wykorzystujących izraelską politykę jako
świetny pretekst do demonizowania Żydów. Im głośniej Żydzi
sprzeciwiać się będą izraelskiej okupacji, tym mniej będzie
tych nie-Żydów, którzy kryminalną politykę Izraela i
bezkrytyczne dla niej poparcie (a wręcz inspirację) ze
strony czołowych organizacji żydowskich mylnie brać będą za
wyraz typowych żydowskich przekonań. Z drugiej strony
najgorszymi wrogami w walce z prawdziwym antysemityzmem są
filosemici. Z tym problemem mamy na ogół do czynienia na
scenie europejskiej. Przymykając oko na zbrodnie izraelskie
w imię wrażliwości na niegdysiejsze cierpienia żydowskie,
ułatwiają oni Izraelowi dalsze podążanie tą morderczą
ścieżką, co jeszcze bardziej podsyca antysemityzm i w
ostateczności doprowadzić może do samozagłady Izraela. Ta
filosemicka pobłażliwość przyniosła równie opłakane skutki
w odniesieniu do amerykańskich elit żydowskich. Jak już
wspomniałem, w Stanach Zjednoczonych elity żydowskie cieszą
się niesamowitym dobrobytem. Co nie powinno szczególnie
dziwić, to połączenie świetnej pozycji ekonomicznej i
politycznej zrodziło w nich poczucie wyższości. Kryjąc się
pod płaszczykiem Holokaustu, elity owe udają – a w swym
własnym solipsystycznym świecie być może naprawdę w to
wierzą – że są ofiarami, zaś wszelką krytykę odrzucają jako
przejaw „antysemityzmu”. I z tej zabójczej mieszanki
ogromnej władzy, szowinistycznej arogancji, udawanego (bądź
wyimaginowanego) poczucia krzywdy oraz osiągniętej dzięki
Holokaustowi odporności na krytykę, zrodziła się straszna
lekkomyślność i bezwzględność amerykańskich elit żydowskich.
Tuż obok Izraela są one największymi inspiratorami
antysemityzmu we współczesnym świecie. Głaskać je po główce
to żadne rozwiązanie. Trzeba je powstrzymać.
Norman G. Finkelstein, „Wielka hucpa – o
pozorowaniu antysemityzmu i fałszowaniu historii”
(Beyond Chutzpah – On the Misuse of Anti-Semitism and the
Abuse of History)
Zobacz również:
[1] Sondaż
Instytutu Rotha z lat 2000-2001, zob. http://www.tau.ac.il/Anti-Semitism/asw2000-1/general_analysis.htm;
„przełom”, zob. komentarz Hilberga na tylnej okładce mojej
książki Holocaust
Industry: Reflections on the Exploitation of Jewish
Suffering, wyd.
drugie, Nowy Jork 2003; płace Foxmana i Hiera, zob. http://www.charitywatch.org/criteria.html.
[2] Mark Strauss,
„Antiglobalism’s Jewish Problem”, przedrukowany w: Ron
Rosenbaum (red.), Those Who Forget the
Past: The Question of Anti-Semitism, Nowy Jork 2004, s.
271. Wywiady z uczestnikami Noamem Chomskym, Arundhati
Roy’em i Anthonym Arnove’m, którzy zaprzeczyli, aby takie
wydarzenie miało miejsce (21 grudnia 2004). Podobne
oszczerstwa, rozpowszechniane przez Centrum Szymona
Wiesenthala nt. rzekomego antysemityzmu podczas Światowego
Forum Społecznego w Indiach, zob. szczegółową relację
żydowskiej aktywistki pokojowej Cecilie Surasky,
„Anti-Semitism at the World Social Forum?”, http://www.commondreams.org/views04/0219-08.htm.
Miriam Greenspan, „What’s New about Anti-Semitism?” Tikkun (listopad-grudzień
2003) (Greenspan cytowała jako źródło Pata Robertsona w
e-mailu skierowanym do mnie 6 lutego 2004 r.); Danny Aghion,
„Anti-Semitism on the Street”, Jewish World (22
grudnia 2002), http://www.aish.com/jewishissues/jewishsociety/Anti-Semitism_ on_the_Street.asp.
[3] Todd Gitlin, „The
Rough Beast Returns”, Mother Jones (maj-czerwiec
2002), przedrukowane w: Rosenbaum, Those
Who Forget, ss. 263-6. E-mail Zoloth jest także
przedrukowany w: Rosenbaum, Those Who
Forget, ss. 258-61. Zacytowane określenia odnoszące się
do Zoloth i jej przeszłości pochodzą od działacza jednej z
organizacji żydowskich, który prosił o zachowanie
anonimowości (jego ocenę potwierdza Astren).
[4] Gabriel
Schoenfeld, The Return of Anti-Semitism,
San Francisco 2004, s. 121 (Uniwersytet Chicago); odpowiedź
Uniwersytetu Chicago, zob. niepublikowana korespondencja (z
28 sierpnia 2002) Larry’ego Arbeitera, kierownika działu
komunikacji Uniwersytetu w Chicago, skierowana do the Jerusalem
Post, udostępniona mi przez dr. Setha L. Sandersa,
zajmującego się naukami społecznymi, religią i sztuką w
Biurze Informacyjnym Uniwersytetu Chicago. Udokumentowane
przykłady oszustw dotyczących antysemityzmu na kampusach,
zob. Sara Roy, „Short Cuts”, London Review
of Books (1 kwietnia 2004) oraz Tom
Tugend, „From Hate to Hoax in Clare- mont”, Jewish
Journal of Greater Los Angeles (2 kwietnia
2004).
[5] Lawrence Summers,
„Address at Morning Prayers”, w: Rosenbaum,
Those Who Forget, ss. 57-60; Alan M. Dershowitz, The
Vanishing American Jew: In Search of Jewish Identity for the
Next Century, Boston 1997, s. 271; Henry
Louis Gates Jr., „Black Demagogues and Pseudo-Scholars”, New
York Times (20 lipca 1992). Obiekt krytyki
Gatesa, garstka „afrocentrycznych” demagogów kramarzących
antysemityzmem, miała mniej więcej tak samo mizerne wpływy
w jego środowisku akademickim, jak rewizjoniści Holokaustu –
zresztą denuncjowanie tych ostatnich także uchodzi w tych
kręgach za akt odwagi. Gates co jakiś czas udziela swego
czarnego nazwiska „pro”-żydowskim sprawom i publikacjom.
Ostatnio napisał notkę na obwolutę Głosu za
Izraelem Dershowitza, w której czytamy:
„Moja pierwsza wizyta w Izraelu, w wieku lat 19, była
zarówno głębokim przeżyciem mistycznym, jak i doświadczeniem
budzącym szczególny niepokój. Szybko zrozumiałem, że Izrael
jest skarbem cywilizacji dla całej wspólnoty ludzkiej, ale
skarbem jakże narażonym na zniszczenie (…) Głos
za Izraelem to nieodzowna lektura dla osób
głęboko zaniepokojonych wzrostem antysemityzmu w
społeczeństwie amerykańskim, nawet na kampusach
uniwersyteckich”. Trudno tę notkę rozpatrywać inaczej niż
jako przypadek stręczycielstwa.
[6] Paul Berman,
„Something’s Changed”, w: Rosenbaum, Those
Who Forget, ss. 15, 27. Berman nie raczy także
wspomnieć, że kiedy inny uczestnik inkryminowanej sesji
konferencyjnej natychmiast potępił wypowiedź aprobującą
samobójcze ataki bombowe, zgromadzona publiczność
zareagowała gromkimi oklaskami (wywiad z wydawcą Nation,
Roanem Careyem, 21 grudnia 2004). Broniąc przed zarzutem
dyskryminacji izraelską Ustawą o Powrocie, która
automatycznie nadaje obywatelstwo wyłącznie Żydom, Berman
utrzymuje, że ustawa ta jest wyrazem „autonomii państwowej
Izraela i jego prawa do określenia zasad imigracji wedle
własnych kryteriów” (s. 24). Czy tak samo broniłby
amerykańskich regulacji imigracyjnych, gdyby faworyzowały
Europejczyków względem Azjatów, zaś mieszkańców Europy
Zachodniej i Środkowej względem Słowian, Włochów i Żydów?
[7] Werner Bergmann i
Juliane Wetzel, Manifestations of
Anti-Semitism in the European Union, Wiedeń 2003, http://eumc.eu.int/eumc/material/pub/FT/Draft_anti-Semitism_report-web.pdf,
ss. 7-8p13, 48; Schoenfeld, „Israel and the
Anti-Semites”, w: Rosenbaum, Those Who
Forget, s. 113.
[8] Abraham H.
Foxman, Never Again? The Threat of the New
Anti-Semitism, San Francisco 2003, ss. 14, 17-8, 25-6,
36, 142, 245, 247. Używanie przez ADL epitetu „rewizjonisty
Holokaustu” [„Holocaust denier”], zob.
„Anti-Defamation League (ADL) Letter to Georgetown
University”, http://www.NormanFinkelstein.com (w
dziale „The real «Axis of Evil»”). Foxman broniący Reagana,
jego operacja szpiegowska i jego rola w uwolnieniu Richa,
zob. Finkelstein, Holocaust Industry,
ss. 22, 30-1, 212.
[9] Manifestations,
ss. 24p63, 45, 51, 56, 58, 69-70, 72, 81.
[10] European
Monitoring Centre on Racism and Xenophobia, Manifestations
of Anti- semitism in the EU 2002-2003 (kwiecień
2004), http://eumc.eu.int/eumc/index.php.
[11] Jako
antysemickie zaklasyfikowano w nim także przypadki co
najmniej wątpliwe: podręcznik zawierający zdanie „Kiedy
palestynowe [sic!] dziecko w Jerozolimie zobaczyło
zbliżającego się żołnierza żydowskiego, wzdrygnęło się ze
strachem” (s. 45); komentarz na stronie internetowej: „To
naprawdę smutne, że wszyscy politycy płaszczą się przed tym
lobby, a każdy, kto tego nie zrobi i ośmiela się mieć inne
zdanie, z miejsca zostaje potępiony i okrzyknięty
antysemitą, tudzież rasistą” (s. 63); kilka artykułów,
„których autorzy przedstawiali pogląd, jakoby Żydzi
nadużywali tragedii związanej z okrucieństwami Holokaustu”
(s. 79); „rysunek Ariela Szarona z doczepionym hitlerowskim
wąsikiem” (s. 90); „artykuł w gazecie, ilustrowany zdjęciem
palestyńskich ofiar środkowowschodniego konfliktu, z
nagłówkiem «Izraelska sprawiedliwość» (s. 120);
„transparenty i tabliczki (…) przeciwko Izraelowi i
premierowi Szaronowi (…), na których literę «S» zastąpiono
swastyką lub stylizowano na znaczek nazistowskiej SS” (s.
127); „list do redakcji”, w którym „oskarżano Izraelczyków,
że sami są odpowiedzialni za nasilanie się antysemityzmu”
(s. 156); „ulotki, z których część nawołuje do bojkotu
izraelskich produktów” (s. 178). Jeśli wziąć te przykłady
jako takie, żaden z nich nie wydaje się być antysemicki.
Można nawet wątpić, czy stwierdzenie „Żydzi mają zbyt duże
wpływy na świecie” świadczy, jak utrzymuje raport, o
przekonaniach antysemickich (ss. 69-71, 259) – czy
stwierdzenia „Biali mają zbyt duże wpływy na świecie” lub
„Mężczyźni mają zbyt duże wpływy na świecie” jest
świadectwem mentalności rasistowskiej bądź seksistowskiej?
Mimo wszystko, drugi raport jest generalnie bardziej
ostrożny niż Przejawy w
utożsamianiu krytyki Izraela z antysemityzmem (zob.
zwłaszcza ss. 13-4, 228-32, 240-1).
[12] „ADL Raises
Questions Surrounding EUMC Report on Anti-Semitism”
(oświadczenie prasowe ADL z 1 kwietnia 2004), http://www.adl.org/PresRele/ASInt_13/4474_13.htm.
W wystąpieniu tym Foxman skrytykował oświadczenie prasowe
wydane [przez autorów raportu] w związku z publikacją Przejawów za
pomniejszanie udziału młodzieży muzułmańskiej w aktach
antysemickich. W rzeczywistości oświadczenie zawierało
rzetelne podsumowanie wyników badania.
[13] Antysemickie
incydenty kwalifikujące się jako „skrajna przemoc”, tj.
„jakiekolwiek ataki zagrażające życiu” (s. 343), które
opisano w Przejawach II obejmują
kilka przypadków we Francji (jeden żydowski chłopak „został
odesłany do szpitala, gdzie nałożono mu liczne szwy”; innego
„odesłano do szpitala z wieloma stłuczeniami” [ss. 100-1]) i
w Austrii („napaść czterech skinheadów na mężczyznę w
wiedeńskim metrze (…); jeden z napastników zbił go pasem”
oraz „brutalna napaść na ortodoksyjnego Żyda w Wiedniu,
którego pobito do tego stopnia, że stracił przytomność” [s.
159]). W wiekszości krajów Unii Europejskiej nie odnotowano
żadnych takich ataków.
[14] Manifestations
II, ss. 40, 103, 156.
[15] Ibid., ss.
100-1.
[16] Ibid., ss. 20,
98, 104-5, 109-11, 113, 273.
[17] Pew Research
Center for the People and the Press, A Year
after Iraq War: Mistrust of America in Europe Ever Higher,
Muslim Anger Persists. Summary of Findings (16
marca 2004), s. 4; porównanie statystyczne z r. 1991, zob.
Pew Research Center for the People and the Press, A
Year after Iraq War: Mistrust of America in Europe Ever
Higher, Muslim Anger Persists. A Nine-Country Survey,
s. 26. Dane sondażowe potwierdzające spadek antysemityzmu w
Niemczech w porównaniu z 1991 r. oraz podobna tendencja we
Francji, zob. Manifestations II, ss.
64-5, 111, 261. Wrogość względem muzułmanów większa niż
względem Żydów, zob. też Manifestations II,
ss. 110, 145, 283.
[18] Foxman, Never
Again?, s. 31; Schoenfeld, Return, ss. 67, 71, 152; Manifestations,
ss. 5-7, 15-6, 19, 24-5, 27, 70; Manifestations
II, ss. 20-2, 25, 239, 319. Pomijając kwestie związane
z konfliktem izraelsko-palestyńskim, wykryto też inne
rzekome korelaty nowego „antysemityzmu”. „Ogólnoświatowy
rynek papierów wartościowych, nowe formy pieniędzy, brak
granic. Dotychczasowe rozumienie państwa, narodowości,
wszystko poddawane jest w wątpliwość”, zauważa ze zgrozą Dan
Diner, handlarz Holokaustem z Uniwersytetu Hebrajskiego.
„Szukają winnych tej nowej sytuacji i znajdują Żydów”
(Strauss, „Antiglobalism’s Jewish Problem”, w: Rosenbaum, Those
Who Forget, s. 274).
[19] To główna teza
książki Dershowitza Vanishing American Jew (1997);
jego wypowiedź o ogólnoświatowym zaniku antysemityzmu, zob.
zwłaszcza na ss. 87-9.
[20] Pełniejsze
wyłożenie dogmatyki Przedsiębiorstwa Holokaust, zob.
Finkelstein, Holocaust Industry,
Rozdz. 2.
[21] Foxman, Never
Again?, s. 42; Schoenfeld, Return,
s. 45; „Introduction”, w: Rosenbaum, Those
Who Forget, s. lxii; Uriel Heilman, „In rare Jewish
appearance, George Soros says Jews and Israel cause
anti-Semitism”, Jewish Telegraphic Agency (9
listopada 2003); Ari Shavit, „On the eve of destruction”, Haaretz (14
listopada 2003); Manifestations, ss.
82, 85. Por. wypowiedź Romana Bronfmana, członka izraelskiej
centrolewicowej partii Meretz, na temat prawdziwych korzeni
„nowego antysemityzmu”:
Czym można wytłumaczyć tę nienawiść do nas, zwłaszcza w
rozwiniętych krajach europejskich? I czemu odzywa się ona
akurat teraz, z taką intensywnością? (…) Kiedy fala
nienawiści rozlała się po mediach całego świata, wciskając
się do każdego domu, jak zwykle pojawiło się nowe-stare
wyjaśnienie: antysemityzm. Zawsze była to w rękach Żydów
karta atutowa, cóż bowiem prostszego, niż wrzucić
przeciwnika do jednego worka z jakimiś obłąkanymi postaciami
historycznymi. Także i tym razem rząd izraelski wyciągnął
kartę antysemityzmu z rękawa wyjaśnień i jego najwierniejsi
rzecznicy zaraz zaczęli nią wymachiwać. Ale nadszedł już
czas, by społeczeństwo izraelskie zbudziło się wreszcie i
przestało wierzyć w bajki serwowane mu przez własny rząd.
Retoryka wiecznej ofiary po prostu nie tłumaczy zbiegnięcia
się wydarzeń w czasie. Dlaczego wszyscy antysemici,
nienawidzący Izraela, nagle jak jeden mąż podnieśli głowy i
zaczęli skandować swe nienawistne slogany? Dość już naszych
zawodzeń typu «Cały świat jest przeciwko nam». (…) Czas
spojrzeć na fakty i przyznać oczywistą, choć gorzką prawdę:
Izrael stracił legitymację w oczach świata i to my jesteśmy
temu winni. (…) Jeśli do tej pory antysemityzm istniał
wyłącznie wśród politycznych ekstremistów, ciągła izraelska
polityka okrutnej okupacji może tylko rozniecić i rozdmuchać
antysemickie resentymenty” („Rozdmuchiwanie płomieni
nienawiści”, Haaretz [19
listopada 2003]).
[22] Daniel Jonah
Goldhagen, Hitler ‚s Willing Executioners:
Ordinary Germans and the Holocaust, Nowy
Jork 1996, ss. 34-5, 39, 42; Zuckerman, „The New Anti-Se-
mitism”; Jeffrey Goldberg, „Behind Mubarak”, w: Rosenbaum, Those
Who Forget, s. 548; Nathan Perlmutter i Ruth Ann
Perlmutter, The Real Anti-Semitism in
America, Nowy Jork 1982, s. 131.
[23] Jean-Paul
Sartre, Anti-Semite and Jew, Nowy
Jork 1976, ss. 13, 17, 69; Alan M. Dershowitz, Chutzpah,
Boston 1991, s. 100. Zapożyczając od Nietzschego i
wyprzedzając dogmatykę Przedsiębiorstwa Holokaust, Sartre
na podobnej zasadzie argumentuje, że kierowani
resentymentem antysemici z reguły zamieniają żydowskie
zalety w wady, a swoje własne wady w zalety.
[24] Manifestations,
ss. 17, 61; Chesler, New Anti-Semitism,
ss. 192, 209-11, 245; Fiamma Nirenstein, „How I Became an
«Unconscious Fascist»” w: Rosenbaum, Those
Who Forget, s. 302; Schoenfeld, Return,
s. 11; Hillel Halkin, „The Return of Anti- Semitism”, Commentary (luty
2002).
[25] Szantażowanie Europy, zob.
zwłaszcza Finkelstein, Holocaust Industry,
Rozdz. 3; wpływ żydowskich pieniędzy na Clintona, zob.
Dodatek do Przedsiębiorstwa Holokaust.
Foxman, Never Again?, ss. 249-50;
David Sterritt, „The one serious subject Hollywood doesn’t
avoid”, Christian Science Monitor (22
listopada 2002); Brian Klug, „The collective Jew: Israel and
the new anti-Semitism”, Patterns of
Prejudice (czerwiec 2003) (zmodyfikowaną
wersję tego artykułu opublikował The Nation w
numerze z 2 lutego 2004 pod tytułem „The Myth of the New
Anti-Semitism”). Kwestia zasięgu żydowskiej władzy wypływa
najczęściej w kontekście amerykańskiej polityki względem
Izraela. Osoby przekonane, że w ostatecznym rozrachunku
amerykańskie interesy biorą jednak górę nad władzą
żydowskiego lobby, z reguły wskazują na decyzję Eisenhowera
z 1956 r. (powziętą mimo nadchodzących wyborów), aby
powściągnąć zapędy Izraela. Można jednak argumentować także
w drugą stronę. Np. po uważnym przestudiowaniu tomów Stosunków
zagranicznych Stanów Zjednoczonych z lat
1960-tych łatwo dojść do wniosku, że zdobycie przez Izrael
broni atomowej traktowane było przez Stany Zjednoczone jako
zupełnie sprzeczne z amerykańskim interesem narodowym.
Obawiano się, że po zdobyciu bomby atomowej przez Izrael,
tego samego będzie się domagał Egipt od Związku
Sowieckiego, co uruchomi spiralę zbrojeń na Środkowym
Wschodzie, mogącą zakończyć się nuklearną pożogą. Głównym
środkiem nacisku w dyspozycji kolejnych rządów amerykańskich
było odmawianie Izraelowi broni konwencjonalnej, jeśli ten
nie zrezygnuje z dążeń do uzyskania broni nuklearnej. Lecz
ilekroć Stany Zjednoczone usiłowały wywrzeć taką presję,
spotykało się to ze stanowczym przeciwdziałaniem lobby
żydowskiego, co ostatecznie prowadziło do transferu broni
bez ustępstw ze strony izraelskiej. W ostatnich latach
praktycznie niemożliwe stało się empiryczne przetestowanie
hipotezy, że amerykański interes narodowy jest silniejszy od
lobbingu żydowskiego bądź vice versa – a to ze względu na
stopień przenikania się administracji amerykańskiej i
żydowskiego lobby. Przeglądając starsze dokumenty, widziało
się „tutaj” rząd amerykański, a „tam” lobby żydowskie, i
można było analizować zachodzące między nimi interakcje.
Dzisiaj trudno powiedzieć, gdzie kończy się „tutaj”, a
zaczyna „tam”. Skąd mamy tak naprawdę wiedzieć, w czyim
interesie bądź na czyje polecenie działają Martin Indyk,
Dennis Ross, Paul Wolfowitz czy Richard Perle, gdy biorą
udział w dyskusji nad polityką środkowowschodnią?
Oczywiście można być i takiego zdania, że cały ten spór
jest bezprzedmiotowy: Izrael zajął tak poczesne miejsce w
amerykańskiej polityce, i tak się od niej uzależnił, że
właściwie przestał istnieć jako odrębny aktor, realizujący
swoje własne interesy – podobnie jak trudno byłoby mówić o
własnych interesach Teksasu (czy ktoś pyta, czyj interes
realizuje Bush?); zaś stopień wzajemnej penetracji lobby
żydowskiego i administracji amerykańskiej jest raczej
symptomem niż przyczyną tej całkowicie uwewnętrznionej
relacji.
[26] Manifestations,
s. 37.